Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jako jedyne polskie media rozmawiamy z dowódcą Białoruskiego Korpusu Ochotniczego

Gabriela Jatkowska
Gabriela Jatkowska
Białoruski dowódca Batalionu "Terror" i Białoruskiego Korpusu Ochotniczego
Białoruski dowódca Batalionu "Terror" i Białoruskiego Korpusu Ochotniczego archiwum Radiona Batulina
Na froncie Ukrainy walczy wielu cudzoziemców, którzy przyjechali wspierać Ukrainę w walce o wolność. Jednym z narodów, który w sposób znaczący zapisuje się na kartach tej wojny, są Białorusini. Rozmawiamy z dowódcą Białoruskiego Korpusu Ochotniczego, Radionem Batulinem, który jednocześnie stoi na czele Batalionu "Terror". Dowódca pytany o Polski Korpus Ochotniczy, odpowiada: – Chłopaki z Korpusu Polskiego jeszcze się formują – zaznacza Batulin. – Za wcześnie mówić o nich jako o zwartej jednostce. Szczerze życzę pomyślnego rozwoju polskim braciom.

Batulin to dowódca z krwi i kości, który na względzie ma dobro swoich żołnierzy. Podkreśla, że nie wszyscy mają ten kod genetyczny, który uprawnia do pójścia na front. Stoi na czele Batalionu "Terror", o którym opowiadamy w trzecim odcinku serialu dokumentalnego wyprodukowanego przez i.pl, pt. "Niedokończone powstanie", do obejrzenia poniżej:

od 16 lat

Batulin opowiada o specjalnym przeznaczeniu Batalionu „Terror”, który przez Siły Zbrojne Ukrainy oddelegowany został do operacji specjalnych. Jedną z nich była przeprawa przez Dniepr, podejście pod linię wroga w Nowej Kachowce, gdzie ranny był sam Batulin i zginął jeden z uczestników, "Rusik". „Terror” działa również w samej Rosji, za liniami rosyjskich wojsk.

TU WIDEO Z ŁODZI

Dowódca „Terroru” i jednocześnie Białoruskiego Korpusu Ochotniczego opowiada nam o walce Białorusinów, którzy chcąc pomóc Ukrainie myślą o niepodległości swojego kraju. Pytamy o przyczynę rozstania się Batalionu „Terror” z Pułkiem Kalinowskiego i o tym, czym jest dzisiejsza opozycja białoruska.

Chciałabym dowiedzieć się więcej o Batalionie „Terror”. Jest to jednostka wytypowana do specjalnych operacji, jak choćby tej, którą przeprowadzono w Nowej Kachowce, gdzie na kilku łodziach przeprawialiście się przez Dniepr, by zaatakować pozycje wroga. Czym jest „Terror” i jak to się stało, że dostał tak znaczącą rolę w tej wojnie, choć tworzą go Białorusini?

Specyfika naszej misji bojowej nie pozwala na szerokie informowanie o tym, co dokładnie robimy, jakie są nam przydzielane zadania. Nie ma u nas klasycznej bazy. Nie możemy pokazywać naszych nawet tymczasowych baz. Charakter naszej służby po prostu nie pozwala nam na to. Poza tym nie chcemy z wojny robić przedstawienia, szoł, teatru, co niekiedy ma miejsce. My także nie możemy ryzykować wyjazdów z dziennikarzami, jak czasami się to dzieje w przypadku innych oddziałów, które zabierają ze sobą prasę. Nie możemy pokazywać mediom zdjęć z wojny, dopóki operacja nie zostanie odtajniona.

Jednego dnia jesteśmy w Bachmucie, innego w Zaporożu. I bez wyraźnej zgody naszych bezpośrednich dowódców niczego nie możemy o tych akcjach mówić, zwłaszcza o tych wykonywanych tu i teraz. Gdzie w tej chwili się znajdujemy, także nie mogę ci powiedzieć.

Dlaczego Batalion „Terror” w Siłach Zbrojnych Ukrainy stanowi taką elitarną jednostkę, co się na to złożyło?

Mamy potencjał czy inaczej „kod genetyczny” konieczny do wykonywania takich misji bojowych. To taki swoisty „darwinizm militarny”. W „Terrorze” są ludzie, którzy chcą się rozwijać, stawać się coraz lepszymi żołnierzami. Chłopaków, którzy wchodzą w skład Batalionu „Terror” mogę nazwać elitą naszej nacji. Są inteligentni, świadomi, tego, w czym biorą udział, mają ogromną motywację i chęć do nauki i samodoskonalenia się. Niektórzy skończyli studia, nawet kilka kierunków. Jesteśmy połączeniem siły i intelektu. Dlatego naczelne dowództwo Ukrainy zmieniło naszą strukturę – najpierw prowadziliśmy połączone operacje zbrojne, potem braliśmy udział w operacjach szturmowych, aktualnie wykonujemy ściśle delegowane nam zadania specjalne. Nie zabiegaliśmy o taki status, o bycie jednostką specjalnego przeznaczenia, ale dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy wybrało właśnie nas. I wskazało ludzi, którzy wybierani są do określonych zdań zgodnie z ich kompetencjami. Jeden to doskonały strzelec wyborowy, inny dokonuje zwiadu terenu, każdy wykonuje zadanie zgodnie ze swoimi umiejętnościami.

Białorusini żyją w kraju zarządzanym przez dyktatora Łukaszenkę. Protesty w 2020 roku wyłoniły nową opozycję, ale jest ona bardzo podzielona. Sami jej nie uznajecie. Ale też na froncie dochodzi u was do podziałów - w sierpniu zeszłego roku „Terror” odszedł z Pułku Kalinowskiego, mimo że razem go zakładaliście. Dlaczego?

Kilka osób ze sztabu Pułku Kalinowskiego zasługuje wręcz na ... szubienicę. Dowództwo, czy sztab pułku wcale nie opowiada się bowiem za wojną. Nie czują się odpowiedzialni za śmierć chłopaków, którzy z ramienia Pułku idą walczyć. I my nie chcieliśmy, żeby osoby niekompetentne w tym zakresie doprowadzały do niepotrzebnych śmierci naszych chłopaków z batalionu „Terror’, który wchodził w strukturę Pułku. Pułk Kalinowskiego nie przywiązywał dostatecznej wagi do szkoleń, przygotowania bojowego.

Kiedy jeszcze byłem w Pułku Kalinowskiego, zaproponowałem, aby każdy, kto zgłasza się do nas, przechodził obowiązkowe badania psychiatryczne, bo nie każdy powinien dostawać broń do ręki. Ale Mikola Demidenko (szara eminencja Pułku) i Artem Voynich (szef sztabu Pułku) potrzebują ilości, a nie jakości. Większość Pułku Kalinowskiego używa broni tylko do zdjęć, aby przedstawić dowód swojej aktywności społeczności światowej. Pozwala to oszukać zarówno Białorusinów, jak i inne sprzymierzone z nami narody w celu uzyskania pomocy finansowej i humanitarnej. Kolejny etap oszukiwania polega na tym, że ta pomoc nie dociera do tej części naprawdę walczących chłopaków w Pułku Kalinowskiego. Pokazują obrazki, a krew przelewają nieliczni, którzy faktycznie tam walczą.

Myślę, że przyjdzie czas, niekoniecznie teraz, w Ukrainie, by zgodnie z prawem rozliczyć się za niektóre rzeczy, jak śmierć chłopaków, którzy zostali rzuceni na front bez odpowiedniego przygotowania. Dlatego tak ważne jest, żeby szkolenia bojowe prowadzili ludzie w tym zakresie kompetentni. I tacy, którzy będą brać odpowiedzialność za każdego wysłanego na front żołnierza. Jeśli on zginie, musisz wziąć na siebie ciężar kontaktu z jego matką, żoną. To są ludzie, którzy przychodzą oddać tu swoje życie i za to życie dowództwo każdej jednostki musi brać odpowiedzialność.

Czy jesteś jedynym dowódcą „Terroru"?

Jestem jednym, z ludzi, którzy mogą komentować - daję twarz i reprezentuję „Terror”. O strukturze zarządzania mówić więcej nie mogę. Mamy specjalistów, którzy wyznaczani są do konkretnych rodzajów pracy. Jestem między innymi odpowiedzialny za komentowanie, wypowiadanie się w imieniu mojej jednostki. Ale też nie jest tak, że jestem jedynym dowódcą odpowiedzialnym za wszystko.

W Białoruskim Korpusie Ochotniczym obok mnie tę funkcję sprawuje m.in. Igor „Yankee”, ale jest także kilku innych chłopaków na równi z nami, którzy tworzyli korpus i wchodzą w skład dowództwa.

Czy dobrym żołnierzem trzeba się urodzić?

Niedawno w Bachmucie zginęło kilku chłopaków z Pułku Kalinowskiego. Jednego z nich pamiętam z początków, najpierw Batalionu, potem Pułku Kalinowskiego. To chłopak, który poczynił znaczące postępy, fantastycznie się rozwinął i szybko wszystkiego nauczył. Opowiadam o tym, żebyś zrozumiała jak niektórzy mogą się na wojnie doskonalić, rozwijać, podczas gdy inni robią z siebie Rambo czy Schwarzenegera. Ten chłopak, kiedy do nas trafił, nie miał zielonego pojęcia o wojnie. Nie znał się na taktyce wojennej, nie potrafił obsługiwać broni, nie był w stanie nawet zrobić pompki, ale już dzień później robił dwie, z każdym dniem lepiej strzelał, biegał, reagował. Pragnął się doskonalić, pomimo początkowej swojej słabości. Każdego dnia mieliśmy zajęcia, siłownię, uczyliśmy się taktyki, medycyny, teorii, dbaliśmy bardzo o kondycję fizyczną. I on starał się niczego nie opuszczać, zaczął się rozwijać, aż stał się naprawdę znakomitym paramedykiem. Pojechał z nami do obwodu mikołajewskiego, gdzie wszędzie było go pełno. Tam wyjechaliśmy na „zerówkę” czy strefę czerwoną, jak się mówi na linię frontu położoną najbliżej wroga. Walczyliśmy z Wagnerowcami. Wyrywał się wówczas do przodu, zamiast zabezpieczać nasze tyły. Powiedziałem mu wtedy, że przede wszystkim musi uważać na swoje zdrowie i unikać niebezpiecznych sytuacji, a można powiedzieć – pchał się pod lufy czołgów. „Musisz mieć na względzie naszą ewakuację, a nie doprowadzać do sytuacji, że to ciebie trzeba będzie ściągać z pola walki” – tłumaczyłem mu.

Jakiś czas później zapragnął przejść do Batalionu „Wolat”, jednego z batalionów Pułku Kalinowskiego. Co mogę powiedzieć o tej jednostce to to, że nie przywiązują tak dużej wagi do treningów, szkoleń, idą do walki nie zawsze wystarczająco przygotowani. W mojej opinii łatwiej jest się tam dostać, pierwszy lepszy szczaw zostaje tam przyjęty. Dla tych, którzy marzą o wojnie, a nie mają doświadczenia, to jest właśnie pociągające, bo „Wolat” idzie od razu do walki. I niestety, ten chłopak zginął nie tak dawno pod Bachmutem wraz z kilkoma innymi chłopakami – zawalił się na nich dach budynku. On to przeżył, ale nie mógł się wydostać spod ruin; nie chcąc iść do rosyjskiej niewoli, która niechybnie go czekała, wysadził się odpalając granat, który trzymał w ręku. I to są prawdziwi wojownicy.

Na drugim zaś biegunie jest na przykład Paweł Kułażenko „Nazguł” (żołnierz Pułku), który na froncie porzucił swoją pozycję, zostawiając towarzyszy broni. Zdezerterował. Jego zadaniem było utrzymywać obronę i obserwować pozycję Rosjan. Wydawało się, że jest fizycznie do walki przygotowany, wcześniej był zawodnikiem MMA, ale… nie wystarczyło mu odwagi.

Z kolei w Nowej Kachowce, w której sam byłeś ranny, gdzie uczestniczyliście w przeprawie przez Dniepr, zginął chłopak o znaku wywoławczym „Rusik”.

Tak, nasz ukraiński brat. Walczył od 2014 roku w szeregach Azowa, jeszcze jak były to „czarne czełowieczki”. Wówczas walczył w tej formacji nieoficjalnie. Przyjechał na Ukrainę z Europy, gdzie mieszkał, od razu jak tylko zaczęła się wojna na pełną skalę. Walczył z nami i brał udział w operacjach specjalnych. A pod sam koniec walczył w ramach „Formatu 18”, formacji stworzonej przez Rosjan wspierających Ukraińców.

"Rusik" na swoim kanale instagramowym

Wykonywaliśmy z jego oddziałem kilka wspólnych operacji, zresztą ludzie walczący na froncie często spotykają się na bojowym szlaku. Dobry człowiek, godny wojownik, wspaniały przyjaciel. Był znany ze swojej bardzo negatywnej oceny grupy Wagnera, przez którą odbierany był jako jeden z jej większych wrogów. Co ciekawe, miał nawet jedną z największych kolekcji szewronów usuniętych z mundurów „Wagnerowców". I ta „kolekcja ubrań” trafiła jako spadek do jego maleńkiej córeczki. W Nowej Kachowce zajął miejsce Białorusina, który pierwotnie miał płynąć z nami w łodzi. Zginął zamiast niego.

W białoruskich i rosyjskich mediach zarówno Białorusini walczący po stronie Ukrainy, jak i proukraińscy Rosjanie, przedstawiani są jako bezwzględni nacjonaliści, wręcz neonaziści.

Jesteśmy nacjonalistami, walczymy o swój naród i to, co dla niego najlepsze. O wolność Białorusi, ale w pierwszej kolejności wolność Ukrainy. Nie ma w nas idei nazistowskich, dbamy o dobro narodu. Nigdy nie deklarowaliśmy, że wyznajemy taki światopogląd.

Poglądy polityczne każdego zawodnika to jego prywatna sprawa, która nie powinna wpływać na atmosferę w grupie. Nie mamy czasu na debaty polityczne, planujemy i przeprowadzamy operacje wojskowe.

Kim jest zatem Maksym Marcinkiewicz „Tasak”, zmarły w rosyjskim więzieniu w 2020 roku, moskiewski skinhead o bardzo radykalnych prawicowych poglądach, którego śmierć upamiętniała spora grupa białoruskich i rosyjskich wojowników? Lata temu reportaż o nim i rodzącym się ruchu moskiewskich skinhedów zrobiła polska dziennikarka Barbara Włodarczyk?

Maksym o niewątpliwe polskim nazwisku – Marcinkiewicz, zmarły czy raczej zakatowany w rosyjskim więzieniu w Czelabińsku był radykalnym nacjonalistą. Gdyby dziś żył, zapewne walczyłby w Rosyjskim Korpusie Ochotniczym, myślę, że mógłby być tego Korpusu dowódcą. Na pewno chciałby stać się częścią ruchu wyzwolenia Ukrainy. Wolna Ukraina jest początkiem upadku putinowskiego reżimu!

Proszę przypomnieć sobie, jak na początku traktowany był Pułk Azow, co o nim parę lat temu pisano i mówiono – myślę, że historia pokazała, jacy są to ludzie. I że nie jest to żadne zagrożenie dla innych narodów, a jedynie jednostka bojowa, dla której najważniejsza jest obrona własnego narodu, honoru, wolności. To samo tyczy się tzw. nacjonalistów rosyjskich, którzy dziś walczą z rosyjskim reżimem, jak zresztą my wszyscy. Naszym głównym zadaniem jest walka z tym reżimem i nie interesuje nas opinia lewicowo-liberalnych mediów, które niejednokrotnie przedstawiają pewne ruchy narodowe jako rodzący się skrajny nacjonalizm.

Sposób podawania przez nich informacji jest dokładnie tym samym, co robi propaganda rosyjska. Ale to tylko słowa. Niech utworzą własną lewicowo-liberalną dywizję i pokażą, jak w zgodzie z ideą tolerancji i pokoju pokonać Putina.

Zapytam więc o Rosjan opowiadających się po stronie Ukrainy właśnie. Niedawno Rosyjski Korpus Ochotniczy z Denisem „White Rexem” Nikitinem vel Kapustinem na czele oraz Legion „Wolna Rosja” weszli do obwodu biełgorodzkiego, na terenie Federacji Rosji, pokazując jak dziurawa i niezbyt chroniona jest granica rosyjska z Ukrainą. Co możesz powiedzieć o samym Denisie?

Denis Nikitin vel Kapustin „White Rex” to jeden z liderów Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego, bojowej jednostki stworzonej przez rosyjskich chłopaków. Ich misją jest zniszczenie reżimu Putina i zastąpienie go demokratycznym, niezależnym, nacjonalistycznym rządem. Dlaczego Denis został wybrany na dowódcę Korpusu – myślę, że przede wszystkim dlatego, że jest świetnym organizatorem. Denisa „White Rexa” znam osobiście, działania Rosyjskiego Korpusu są nam znane, wiele razy też wykonywaliśmy wspólnie zadania bojowe. Ich ostatnia akcja wejścia na teren Rosyjskiej Federacji przejdzie według mnie do podręczników historii.

Niedawno z kolei powstał Polski Korpus Ochotniczy, na czele którego stoi Dominik. Czy poznałeś tego dowódcę polskiej jednostki bojowej?

Kojarzę tego człowieka, ale nasze ścieżki bojowe jeszcze się nie skrzyżowały. Jednak po kontuzji (Radion był ranny w Nowej Kachowce – wyj. red) rzadziej biorę udział w zadaniach wymagających większej aktywności, obciążania organizmu.

Ponieważ nie znam jego działalności i Korpusu Polskiego, nie chciałbym komentować ich działań, a nie jestem do tego upoważniony. Nasi chłopcy spotkali dzielnych Polaków na polu bitwy, ale jak na razie nie mogę wyrobić sobie o nich zdania jako o osobnej jednostce. Życzę chłopakom szybkiego sformowania korpusu wojskowego ku chwale Wojska Polskiego w walkach z Rosją.

Natomiast wszystkie te korpusy, białoruski, rosyjski i polski znajdują się w jednej, tej samej strukturze wojskowej, pod jednym dowództwem.

Rozumiem, że pod GUR -em (Główny Zarząd Wywiadu Ukrainy – wyj. red)?

Dopóki nie dostaniemy pozwolenia od naszego najwyższego dowództwa, nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. To także kwestia bezpieczeństwa naszych wojowników.

A czy możliwe jest, aby na czele takiej wojennej struktury mógł stać człowiek bez bojowego doświadczenia? Z naszych informacji wynika bowiem, że Dominik, dowódca Polskiego Korpusu, takiego doświadczenia nie ma.

Czasami tak się zdarza, że człowiek bez doświadczenia jest wybierany na dowódcę. Być może tak się stało w przypadku Polskiego Korpusu. Ale tak jak wspomniałem, Dominika nie poznałem w walce, nie jestem w stanie powiedzieć, czy doświadczenie ma, jakie i czy jest dobrym żołnierzem. O ile w pierwszych dniach wojny na pełną skalę byliśmy wszyscy w grupie bojowej kierowanej przez „Botsmana” – byłem tam ja, polski ochotnik „Korek”, z którym mieszkałem przez chwilę w jednym pokoju na bazie „Botsamana”, był tam również Puma – wiem, że Dominik także się tam przewijał. Ale nie poznaliśmy się. „Korek” to dobry żołnierz, kulomiotczik (żołnierz obsługujący karabin maszynowy – red.), żołnierz z dużym doświadczeniem.

Ja przyszedłem do grupy „Botsmana” nie dlatego, że chciałem walczyć pod jego dowództwem, ale dlatego, że byli tam ludzie, których znałem z ATO – to jednostka antyterrorystyczna, w ramach której wówczas walczyłem. Teraz wszyscy walczą w najbardziej bojowych i nastawionych jednostkach na najtrudniejsze odcinki walk Ukrainy takich, jak : AZOW, Kraken, Nienawiść, Białoruski Korpus Ochotniczy, Rosyjski Korpus Ochotniczy, a ATO na pewno jeszcze do nas dołączy.

Jak długo starczy wam sił, by walczyć? Znane są nam przypadki, że Białorusini, którzy ponad rok temu poszli na wojnę, wrócili z niej, przyjechali m.in. do Polski. Są zmęczeni, większość cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD), szukają tu wytchnienia, powrotu do zdrowia, normalności.

Będziemy walczyć aż do zwycięstwa. Według mnie PTSD - tę „chorobę” wymyślili żebracy. Ludzie, którzy chcą się wzbogacić, nie będąc użytecznymi dla społeczeństwa i którzy nie chcą pracować na swoje utrzymanie, ale żyć z zasiłku!

Coś takiego jak PTSD u nas w „Terrorze” nie istnieje, nikt nie cierpi na taki zespól stresu i już. Występuje natomiast „archetyp wojownika”, czyli zespół cech człowieka, który jest gotowy do pójścia na wojnę. My w „Terrorze” byliśmy gotowi na walkę jeszcze przed rozpoczęciem wojny, każdy z nas wie, po co tu przyjechał i po co tu jest.

Kim jest dla was Swiatłana Cichanouska liderka białoruskiej opozycji, kandydatka na prezydenta Białorusin z 2020 roku, po których nastąpiły masowe protesty obywateli Białorusi.

Dla nas nie jest liderem opozycji, ale fałszywą rewolucjonistką. Kiedy upadnie reżim na Białorusi, Cichaouska także przepadnie, zmiecie ją wiatr historii. Nie wiem, kto dziś mógłby stanąć na czele narodowowyzwoleńczego ruchu na Białorusi, taka osoba zapewne siedzi teraz w więzieniu. Natomiast nie będzie nim nikt z nas, tu walczących w tej chwili, ponieważ polityka nas nie zajmuje.

Ci, którzy podają się za obecną opozycję białoruską nie są naszymi przedstawicielami. Tylko jej imitacją. Nie zrobili nic, aby na miano „lidera” zasłużyć. Nie wybieraliśmy ich, nie dawaliśmy im swojego pełnomocnictwa, sami je sobie przyznali. Zajmują się rzeczami, które są opłacalne tylko dla nich i tylko im przynoszą korzyści. Na pewno nie są głosem całego białoruskiego narodu. Dlatego sytuacja Białorusinów jest taka skomplikowana.

Czego w tej chwili potrzebuje Batalion „Terror”?

Instagram Igora "Yankee", na którym jest prowadzona zbiórka na potrzeby Białoruskiego Korpusu Ochotniczego.

Nadal brakuje nam dronów fpv, samochodów (głównie pickupów), są to narzędzia, które zawsze przydadzą się w walce i zbieramy na to pieniądze z pensji osobistych i pomocy wolontariuszy.

Jesteś jednym z nielicznych dowódców białoruskich, którzy komunikują się na kanałach społecznościowych po białorusku, nie rosyjsku. Dlaczego?

Jest to ważne dla wyzwolenia i podtrzymania ciągłości naszego narodu. To pewien wyznacznik narodu, indywidualna tego narodu cecha. To nasza broń, która pomaga nam zrzucić kajdany nałożone przez Rosyjską Federację. Język białoruski jest piękny, możemy pochwalić się wspaniałymi poetami, wybitnymi naukowcami. I powinniśmy to podkreślać. Zresztą Witold, Wielki Księżę Litewski, mówił po białorusku. Okres Wielkiego Księstwa Litewskiego był czasem rozkwitu naszej kultury; szlachta mówiła w tym języku. Wcześniej posługiwaliśmy się alfabetem łacińskim; białoruski wywodzi się – tak jak polski czy ukraiński – z Europy Wschodniej, nie przynależy do języka rosyjskiego. Dlatego jesteśmy w stanie nawzajem się w tych trzech językach doskonale zrozumieć.

Radion Batulin ps. Gena jest białoruskim dowódcą Batalionu „Terror” i jednym z dowódców Białoruskiego Ochotniczego Korpusu. Przed wojną prowadził szkolenia taktyczne i treningi CQB, uprawiał MMA i jiu-jitsu, był mistrzem Łotwy w walkach MMA. Ochotniczo był wiceprzewodniczącym Domu Białoruskiego w Kijowie. Od pierwszych dni wojny na pełną skalę walczy na froncie ukraińskim.

lena

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Jako jedyne polskie media rozmawiamy z dowódcą Białoruskiego Korpusu Ochotniczego - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska