Syrop z buraka cukrowego do ciasta lub dżemu, bo nie tylko doskonały, ale lepszy dla żołądka niż tradycyjny cukier. Kiełbasa z weka, ale tylko z mięsa z uboju u rolnika, który trzyma świnie na zbożu i pokrzywach, bo wtedy jakość mięsa jest najlepsza. Sok z aronii robiony w parowniku, bo taki jest najzdrowszy... Jan Skałecki z Kowalowa, jak mało kto, zna się na zdrowym odżywianiu i, jak mało kto, ma na swoim koncie wiele nagród za promowanie produktów regionalnych.
- Prezydent Komorowski już dwukrotnie był częstowany przygotowanymi przeze mnie rybami - opowiada o szczupaku ośniańskim w zalewie winnej i faszerowanym karpiu. Pierwszą potrawę według przepisu, który przywieźli na ziemie zachodnie mieszkańcy Kresów, serwowano prezydentowi w Kalsku, podczas jego wizyty w Lubuskiem. Karpia Bronisław Komorowski spróbował w Spale podczas ubiegłorocznych dożynek, na które, jako reprezentant naszego województwa pojechał m.in. Jan Skałecki.
Sok z buraków
Do regionalnej kuchni podchodzi z wielkim szacunkiem, a przez życie prowadzą go kulinarne zapachy, które pamięta z rodzinnego domu. Mówi o sobie, że jest regionalistą, który chce zostawić przyszłym pokoleniom jak najwięcej przedwojennych przepisów.
Żeby je ocalić spisuje je, dokumentuje, a potem rejestruje potrawy czy produkty w Polskiej Izbie Produktu Regionalnego i Lokalnego. Za taki produkt regionalny uważany jest w Lubuskiem m.in. sok z buraków cukrowych.
- Jest u nas znany od lat czterdziestych - opowiada J. Skałecki. Podobnie jak kiełbasa z weka. Gdy odkręca słoik z mięsem w powietrzu czuć aromat jałowca, czosnku, majeranku... -Do tej kiełbasy stosuje się mięso wieprzowe, wołowe i pachwinę wieprzową - opowiada. Pamięta, że taką kiełbasę robiło się w powiecie słubickim zaraz po wojnie. Nie było wtedy lodówek, a mięso w słoikach dłużej zachowywało świeżość, niż to wędzone. - Dziś wraca się do zdrowej żywności, kiełbas przyrządzanych w domach, dżemów i soków, bo ludzie mają już dość jedzenia produktów naszpikowanych chemią - mówi.
Dwa lata na rejestrację
Droga do zarejestrowania produktu regionalnego nie jest jednak prosta. - Zabiera to średnio dwa lata - mówi pan Jan. - Trzeba spełnić wiele warunków. Przepisy, które zbieram i odtwarzam muszą być udokumentowane, trzeba udowodnić ich związek z danym regionem, a ostatni okres ich modyfikacji musi być krótszy niż 30 lat - opowiada. Mówi, że warto jednak zadać sobie ten trud, by ocalić od zapomnienia smaki regionów naszych przodków, którzy przyjechali na Ziemię Lubuską z gór, Kresów Wschodnich czy Wielkopolski. Przepisy zbiera od dziewięciu lat, a później promuje potrawy jako produkty regionalne. Za to dostał m.in. „Klucz do polskiej spiżarni”, najwyższe tego typu wyróżnienie, które jest nazywane w środowisku regionalistów kulinarnym Noblem.
Na listę produktów regionalnych dzięki niemu trafiły już... jabłka. Odmiana landsberska, bardzo popularna u nas w latach powojennych (dziś występuje rzadko). Chciałby też umieścić na niej m.in. jadalne kasztany z Ośna. O innych produktach nie chce na razie opowiadać, choć zdradza, że niedawno zgłosił do zarejestrowania cztery kolejne, a nad następnymi pracuje.- Są u nas miejsca z dużym zapasem dziedzictwa kulturowego -mówi. Narzeka tylko, że gminy nie są zainteresowane promowaniem takich lokalnych produktów.
Gdy kilka lat temu na targach Polagra odbierał Perłę za zupę z dyni na zacierkach (złożył wniosek o wpisanie jej na listę potraw regionalnych) pytano go m.in. o współpracę z samorządem. - Powiedziałem, że ode mnie gmina Rzepin, z której pochodzę, dostanie co najwyżej w prezencie zupę z kagańca na wazelinie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?