- Zdecydowali się panowie wydać tomik poezji debiutującej 14-letniej sulechowianki Anny Michury. To odważny krok postawić na kogoś tak młodego...
J. Ciechanowski: - Od początku działania naszego wydawnictwa, czyli 1992 roku zakładaliśmy, że będziemy pomagać w debiutach literackich. I cały czas staramy się to robić. Niektórymi twórcami trzeba odrobinę pokierować, bo przychodząc do nas nie mają pojęcia, jak długa jest droga pomiędzy napisaniem książki, a pojawieniem się jej na półkach w księgarni. My podpowiadamy co robić i oferujemy pomoc techniczno-redakcyjną. Ale rzeczywiście Ania jest najmłodszą poetką, której wiersze wydaliśmy. Co nie zmienia faktu, że jej twórczość jest momentami bardzo dojrzała.
- I każdy może do was przyjść ze swoją twórczością?
M. Ciechanowski: - Myślę, że dobrze jest najpierw poddać ocenie swoje "dzieło". Jeśli są to wiersze, to można np. przesłać je do kącika poetyckiego prowadzonego przez poetę i redaktora Eugeniusza Kurzawę w "Gazecie Lubuskiej". I wtedy fachowiec podpowie, czy warto już teraz iść do wydawcy, czy może jeszcze trochę podszlifować warsztat. Nie bójmy się krytyki, ona też jest budująca.
.
- A co robić, kiedy już jesteśmy zdecydowani wydać utwory?
J. Ciechanowski: - Osoba, która poważnie myśli o druku może się nas poradzić. Na pewno podpowiemy, z której strony zacząć, gdzie szukać sponsorów. Oczywiście, im więcej ktoś materiału przyniesie tym lepiej, bo mamy dobry ogląd sytuacji i lepszy wybór. Muszę jednak zaznaczyć, że nie zajmujemy się sprzedażą książek, tylko ich wydawaniem.
- Po co najchętniej sięgają lubuszanie?
M. Ciechanowski: - W Zielonej Górze stosunkowo łatwo jest sprzedać wspomnienia. Pewnie jest to spowodowane specyficznym położeniem miasta. Takie pamiętniki z okresu wojny znajdują wielu odbiorców.
- Jak zaczęła się panów przygoda z wydawaniem książek?
J. Ciechanowski: - W branży siedzę już ponad pół wieku. Jestem zecerem i linotypistą. Skończyłem też (a po mnie moje dzieci) Zespół Szkół Poligraficznych w Warszawie, gdzie uzyskałem tytuł redaktora technicznego. Kiedy w 1957 zaczynałem pracę wszystko wyglądało inaczej. Teraz używamy programów komputerowych, a wtedy składałem książki ręcznie. Czułem się jak Gutenberg (śmiech).
M. Ciechanowski: - Ja, wzorując się na tacie, także skończyłem warszawską szkołę. A teraz staram się dokształcać na różne sposoby. Kończę kursy, poznaję nowe programy do składania książek. Chcę być na czasie.
- Wskazują panowie odpowiednią drogę debiutującym pisarzom, wydali tomik wierszy nastolatki… Czujecie się mecenasami sztuki?
J. Ciechanowski: - Mecenasami? Nie, zdecydowanie nie. Po prostu staramy się wspierać debiutantów, kiedy decydują się na oficjalny start ze swoją twórczością. Od pomagania na pewno nam nic nie ubędzie.
-Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?