Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Boberek zakwakał dla Maryli

Katarzyna Borek 0 68 324 88 37 [email protected]
Jarosław Boberek. Aktor. Warszawskim widzom znany z teatru, całej Polsce - z serialu Polsatu "Rodzina zastępcza”. Jego popisową rolą jest Kaczor Donald, którego tylko on w Polsce ma prawo dubbingować. Głosem Boberka mówi też wiele postaci z bajek dla najmłodszych i z gier komputerowych.
Jarosław Boberek. Aktor. Warszawskim widzom znany z teatru, całej Polsce - z serialu Polsatu "Rodzina zastępcza”. Jego popisową rolą jest Kaczor Donald, którego tylko on w Polsce ma prawo dubbingować. Głosem Boberka mówi też wiele postaci z bajek dla najmłodszych i z gier komputerowych. fot. Serwis prasowy aktora
Rozmowa z aktorem Jarosławem Boberkiem, który ma wyłączność na spolszczanie Kaczora Donalda

- Mówią o panu - mistrz polskiego dubbingu.
- Nie przesadzałbym. Jestem aktorem, który również użycza swojego głosu na potrzeby dubbingu. Taka praca. Teraz na przykład realizuję projekt o zwierzętach "Sekretne życie Zoo" dla Animal Planet, nagrywam narracje i gram kilka różnych postaci.

- Ma pan jednak wyłączność na podkładanie głosu pod Kaczora Donalda w polskiej wersji językowej tej bajki. Często proszą pana na ulicy o powiedzenie czegoś jak Donald?
- Ludzie taką mają konstrukcję. Jak spotkają lekarza, mówią "O, tu mnie boli, co to może być?". Mechanika męczą pytaniami o samochód. Mnie z kolei proszą czasem, żebym zakwakał albo powiedział coś głosem króla Juliana z "Madagaskaru".

- I zaśpiewał "Wyginam śmiało ciało"?
- Aż tak daleko się nie posuwają, więc pełnych występów nie daję.

- A kwakanie?
- Zależy, kto prosi. Na ogół odmawiam. Ale jak proszą dzieci albo osoba, do której mam słabość, nie jestem w stanie odmówić. Niedawno kwakałem dla Maryli Rodowicz. Nie ukrywam jednak, że czuję się zażenowany prośbami od obcych ludzi. Proszę sobie wyobrazić, że jest pani sportowcem, dużo pani trenuje, dąży do doskonałości... I nagle ktoś prosi na ulicy "Ale proszę, proszę mi pokazać, jak się pani składa do tego skoku". Przecież to inna bajka. Co innego, jak jestem w robocie.

- A nie na ulicy, gdzie musi pan zakwakać...
- A właśnie, że nie musi! Kolega prosił mnie kiedyś, żebym złożył jego koleżance życzenia głosem Juliana z Madagaskaru, którego ona uwielbia. Odmówiłem. Sorry. Prywatnie jestem Boberek.

- Z dystansem do własnej pracy.
- Nie lubię robić wokół niej szumu. Kierowca autobusu PKS, który jeździ bezwypadkowo, jest świetny w tym, co robi. Ale to, że ludzie lubią przejechać się właśnie z nim, nie znaczy, że trzeba mu stawiać pomnik. Nie ukrywam, że potrafię dubbingować, ale potrafię też robić wyśmienite śledzie w oleju i czy to jest powód, żeby się szczycić? Według mnie, każdy ma jakieś umiejętności, a jak już ma, to stara się je wykorzystywać.

- Zero poczucia misyjności?
- W ogóle. Aktorstwo to rzemiosło połączone z pewną dawką - boję się nawet to powiedzieć - artyzmu. To wolny zawód, który daje pewnego rodzaju wolność, ale nie daje niezależności, bo łączy się z całą masą uwikłań. Możemy sobie pozwolić na stanie na głowie, rękach albo rzęsach. Są jednak mechanizmy, które potrafią ściągnąć w dół. W czasach mojego dzieciństwa Kaczor Donald żył beze mnie i całkiem nieźle sobie radził. Wszyscy go lubili, ja też. Dzieci kochają postać, a nie głos. Mam za sobą masę spotkań z dzieciakami, które pytają: to naprawdę pan?

- Dorosłym widzom jest pan głównie znany z seriali "Rodzina zastępcza" i "Rodzina zastępcza plus" - z roli starszego posterunkowego. Ktoś tak woła za panem na ulicy?
- Niektórzy ludzie czują się właścicielami aktorów, którzy z pewną częstotliwością goszczą w elektronicznych pudełkach w ich domach. Czasem ktoś wyciągnie palec i wbije go we mnie ze słowami: "Ty, patrz, posterunkowy!", ale tego typu zaczepki są wkalkulowane w uprawianie takiego zawodu. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą... Nie ma o co się obrażać. Są to bardzo sporadyczne przypadki. Większość widzów docenia, wyraża się z szacunkiem, gratuluje. Co niejednokrotnie jest bardzo miłe.

- Inną formą wchodzenia w życie aktorów jest sensacja.
- Ludzie żywią się także gafą, pomyłką i takim czy innym zachowaniem znanych postaci. A przecież każdy kiedyś w drodze z miasta A do B zatrzymał się i wyskoczył na siusiu pod krzaczek. W przypadku popularnych osób każde przysłowiowe dłubanie w nosie będzie jednak wypomniane. Piotr Fronczewski wyskoczył kiedyś do sklepu po masło, chleb i trochę sera żółtego. I już mu zrobili fotę - z komentarzem, że tyle forsy zarabia, a taki skromny koszyk miał. Jak się aktor nie obróci, plecy - żeby nie powiedzieć dosadniej - ma z tyłu. To jest chore. Kilkanaście lat wcześniej tego nie było.

- Ale pana na plotkarskich portalach nie ma.
- Nie jestem atrakcyjny, bo nie skandalizuję. Ja zwyczajnie nie "bywam".

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska