- Jaki był dla pana rok 2008?
- Zaledwie średni. W maju nie udało nam się awansować do ekstraklasy, choć takie były założenia i wielkie nadzieje. Z nowego sezonu też nie mogę być zadowolony. Najpierw przenosiny do Kalisza, tam trafiłem wielki kryzys i praktycznie nie otrzymywałem pensji. Potem powrót do Zielonej Góry. Tu się jeszcze do końca nie odnalazłem. Wiem że to co prezentuję to jeszcze nie jest to.
- Siedzi w panu jeszcze ta porażka ze Stalą Stalowa Wola z poprzedniego sezonu?
- Nie, już się z tego chyba wyleczyłem. Jest nowy sezon, nowe rozdanie, inny zespół, kolejne cele. Nie myślę już o tej klęsce.
- Rozmawialiście jeszcze o tym w gronie zawodników? Była jakaś godzina szczerości?
- Chyba nie. Nie było jakiejś dyskusji, ani w klubie ani między nami. Rozeszliśmy się po sezonie. Ci spoza Zielonej Góry szybko wyjechali, niektórzy, tak jak ja, zaczęli szukać innego zespołu.
- Nie miał pan żalu, że klub nie zaproponował panu nowego kontraktu?
- Raczej nie. Pewnie, że chciałem tu zostać. Rozmawialiśmy, ale nic z tego nie wyszło przed sezonem, ale cieszę się że potem ją dokończyliśmy i wróciłem.
- Na pańskiej formie odbił się pobyt w klubie z Kalisza. Nie pracowaliście tam normalnie?
- W sumie trudno się dziwić. Wycofał się sponsor i trener miał na głowie szukanie jakichkolwiek pieniędzy żeby jakoś funkcjonować, niż przeprowadzanie normalnych zajęć. Trenowaliśmy więc w kratkę, nie były to normalne przygotowania i to się musiało odbić na formie zawodników, w tym mojej.
- Nie pożegnaliście 2008 roku zwycięstwem. Żałuje pan przegranej z ŁKS-em?
- No pewnie. Sam się zastanawiam jak myśmy to przegrali? Do przerwy mieliśmy przewagę, która jakoś tak na początku trzeciej kwarty się rozpłynęła. Potem był mecz na styku, a w takim spotkaniu wszystko może się zdarzyć. Dobił nas przypadkowy rzut Grzegorza Mordzaka, oddany gdzieś przez ręce z daleka i stało się. Szkoda, bo chcieliśmy drugą rundę zacząć od zwycięstwa.
- Można, mimo wszystko, być optymistą?
- Myślę, że tak. Liga jest bardzo wyrównana. Tu każdy może wygrać z każdym. Wierzę, że będziemy się piąć w górę tabeli i przed play offami zajmiemy lepsze miejsce niż obecnie. A tam wszystko zacznie się od nowa. Będzie dobrze.
- Jak pan spędził święta?
- Tradycyjnie. Spokojnie i rodzinnie. Najpierw byliśmy u mojej mamy, później odwiedziliśmy rodziców żony.
- A plany sylwestrowe?
- Spokojnie. Żadnych wielkich imprez. Już w niedzielę 4 stycznia gramy kolejny mecz w Krośnie. O hucznych balach nie może być więc mowy.
- Ile trener dał wam wolnego?
- W sumie pięć dni. W sobotę wznawiamy zajęcia. Każdy z nas wiedział jak w czasie przerwy ma postępować. Nie można było za bardzo przesadzić z jedzeniem czy poszaleć, bo potem to szybko odbiłoby się na formie.
- Wspomniał pan o meczu w Krośnie. Może tam w pojedynku z liderem błyśniecie?
- Bardzo bym chciał. Czemu nie? To jest możliwe. W tej lidze nikt nie jest pewny swego. A my w drugiej rundzie postaramy się to często udowadniać.
- Czego panu życzyć w przyszłym roku?
- Żeby omijały mnie kontuzje, a mój zespół grał coraz lepiej i odprawiał z kwitkiem rywali. Chciałbym swoją dobrą postawą przyczynić się do tych zwycięstw. Tego życzę sobie, drużynie i naszym wiernym kibicom.
- Dziękuję
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?