Teraz jest tak: kontroler łapie pasażera bez biletu. Prosi o dowód lub legitymację. Delikwent mówi, że zapomniał. Kontroler wzywa więc strażnika miejskiego lub patrol policji. Ale ci akurat nie mogą podjechać, spisuje więc to, co podaje gapowicz. I potem mandaty dostają Bogu ducha winni ludzie.
Jeden za drugim
Sprawa nastolatka z Wawrowa to już trzeci taki przypadek w ostatnim czasie! Najpierw zgłosił się do nas młody gorzowianin (dane do wiadomości redakcji), który studiuje we Wrocławiu. Gorzowskimi autobusami i tramwajami nie jeździ od zeszłego roku, jednak dostał już pięć mandatów od 60 do 100 zł. Co prawda wszystkie MZK anulował, ale chłopak musiał za każdym razem tłumaczyć się w Centrum Obsługi Klienta przy ul. Drzymały i jeździć do centrali firmy przy ul. Kostrzyńskiej. Okazało się, że ktoś się pod niego podszywał. Podawał prawidłowe imię i nazwisko, a resztę danych zmyślił.
Przed tygodniem interweniowaliśmy w sprawie czytelnika, który ma świadków na to, że w dniu wystawienia mandatu na jego nazwisko nie było go w mieście. Jemu też mandat został anulowany. Zaraz po tej publikacji zgłosiła się do nas mama nastolatka z Wawrowa. Na szczęście nie musi płacić mandatu. Po tym, jak podczas konfrontacji kontrolerzy nie rozpoznali jej syna, firma karę anulowała. Gdyby nie upór kobiety, musiałaby zapłacić 300 zł, bo cwaniak w ciągu dwóch tygodni podszył się za jej syna aż trzy razy!
Gdy nie ma pod ręką
Szef działu kontroli ruchu Marek Świst, który nadzoruje pracę kontrolerów, tłumaczy: - Policja ma obowiązek udzielić nam pomocy, gdy prosimy o ustalenie danych gapowicza. Tak stanowi prawo przewozowe. Do południa zawsze mają czas.
Nie ukrywa jednak, że często bywa tak (zwłaszcza popołudniami), gdy ani policjanta ani strażnika miejskiego ,,pod ręką'' nie ma. W takich wypadkach kontrolerzy zawsze dopisują na mandacie, że dane były podane na słowo, a nie z dokumentów. - Dzięki temu możemy łatwo sprawdzić, czy reklamacja mandatu jest zasadna - dodaje Świst.
Jednak naszych czytelników to nie zadowala, bo i tak muszą się tłumaczyć. - Przecież w ten sposób przerzuca się odpowiedzialność na niewinnych ludzi! To oni muszą udowadniać swoją niewinność. Dlaczego nie uprzykrzyć życia gapowiczom? Niech czekają na patrol - mówi Mariusz Kupiecki z ul. Sikorskiego. Dodaje, że często jeździ MZK i nie chciałby być wrobiony w mandat.
Będzie inaczej
Od stycznia kontrolerzy wystawili 12,5 tys. mandatów. Prawie 5 tys. gapowiczów nie miało przy sobie dokumentów. - Nie ma szans, żeby do każdego takiego przypadku przyjeżdżali policjanci albo strażnicy miejscy. To nierealne - mówi dyrektor MZK Roman Maksymiak. Dlatego zakład w przyszłym tygodniu chce przedstawić policji swój pomysł na nieuczciwych gapowiczów. - Zaproponujemy komendzie, by jeden policjant jeździł naszym wozem przez cały dzień, siedem dni w tygodniu. My stawiamy paliwo, będziemy go dowozić na interwencje, a on pomoże nam z gapowiczami. Jeśli się uda, dobre czasy dla oszustów się skończą - zapowiada R. Maksymiak.
Sławomir Konieczny, rzecznik Komendy Miejskiej Policji mówi: - Pomysł jest ciekawy. Nasza współpraca z MZK zawsze układała się dobrze, więc i tę propozycję rozważymy.