Ich zdjęcia zdobywają rozgłos w sieci
Obaj pasjonaci fotografii są amatorami, lecz ich prace widziało już wielu. Zdjęcia jeziora w kształcie serca oraz wilka odpoczywającego w słońcu na balocie słomy zdobyły setki reakcji i udostępnień.
Zobacz wybrane ze zdjęć braci!
U Grzegorza zaczęło się od zachodów słońca
Wszystko tak naprawdę zaczęło się od zachodów słońca, które kocham i chciałem uwieczniać, ale czasem denerwowało mnie to, że przyjechałem w jakieś miejsce, a zachód już się kończył. I przyszedł pomysł - A może kupię drona? Wtedy zachodzące słońce będzie widoczne dłużej. Poza tym dron to fajny gadżet, a ja jestem gadżeciarzem i ze cztery lata temu kupiłem pierwszego - opowiada Grzegorz Walkowski.
Jak mówi, po pewnym czasie zachody słońca przestały mu już wystarczać. Obiekt swoich zainteresowań przeniósł na jeziora, które do teraz są jednym z głównych motywów jego fotografii. Latał dronem już w wielu miejscach, w swoim archiwum ma zdjęcia Warszawy i morza, jednak skupia się na Lubuskiem, skąd pochodzi.
Po pewnym czasie Grzegorz zdecydował się na zrobienie uprawnień i wykonywanie zdjęć komercyjnie. - Zauważyłem, że jest popyt i przeistoczyło się to w pracę zarobkową, ale oczywiście cały czas pozostaje również pasją. Szczerze mówiąc, dla innych droniarzy jestem konkurnecyjny, bo biorę minimum. Większość zdjęć i tak bym zrobił, a jeśli dodatkowo za to płacą, to fajnie - śmieje się mężczyzna. Zgłaszają się do niego gminy, ośrodki, prywatne osoby, ale też agencje nieruchomości. - Jeśli ktoś sprzedaje dom, dzięki takim zdjęciom udaje się to właściwie od ręki, a jeśli ktoś kupuje, chce widzieć, co jest wokół niego.
Przyroda budząca się do życia. Łukasz fotografuje naturę
Wykonywanie zdjęć dronem jest dla Grzegorza Walkowskiego pracą dodatkową. Na co dzień spełnia się on jako trener personalny. Z kolei jego brat Łukasz Szewczyk pracuje w Rzeźnictwie Zyguła Zbąszynek, a po godzinach chwyta za aparat i pędzi do lasu. - Od zawsze lubiłem las, właściwie to rosłem na drzewie - śmieje się Łukasz. Jak mówi, jego hobby zaczęło się wraz z porzuceniem dawnych nałogów. - Około czterech lat temu kupiłem pierwszy aparat i zacząłem fotografować przyrodę. Bardzo mi się to podobało, na przykład, gdy wiosną wszystko budziło się do życia, szczególnie lubiłem obserwować ptaki. Wcześniej jedynie rozróżniałem wróbla od gołębia, ale zacząłem się w to zagłębiać i mnie wciągnęło - opowiada. Z początku zdjęcia ptaków zamieszczał w internecie, próbując je zidentyfikować, dowiedzieć na ich temat czegoś więcej. Z czasem wymienił sprzęt na lepszy, zaczął fotografować owady i dziką zwierzynę. - W międzyczasie były też zdjęcia pociągów czy samolotów, jednak szczególnie podoba mi się fotografowanie dzikich zwierząt. Założyłem nawet fotopułapkę i tak sobie obserwuję, podziwiam - mówi Łukasz. Fotografuje on najczęściej okolice Zbąszynka, gdzie mieszka, choć zdarzają mu się nieco dalsze wycieczki. Zimą chętnie robi zdjęcia nad morzem, tam też morsuje i biega.
Niespodzianka pod gałęziami
Wyprawy fotograficzne przynoszą nie tylko piękne zdjęcia, ale niekiedy też ciekawe przygody. Łukasz do dziś wspomina jedną z wycieczek do lasu.
Spacerowałem i zauważyłem stertę gałęzi. Zazwyczaj w takich miejscach ukrywają się strzyżyki, takie małe ptaki, więc podchodzę bliżej, wypatruję, a nagle wybiega stamtąd na mnie locha! Ona się wystraszyła i ja się wystraszyłem, ale - co dziwne - zostawiła w gałęziach młode i uciekła! Byłem na tyle wystraszony, że nawet nie zrobiłem zdjęć dziczków, po prostu odszedłem - mówi.
Drony zagubione, utopione, a nawet lądujące na drzewie
Na wyprawach Grzegorza też nie wieje nudą. - Raz miałem taką przygodę w Chwalęcicach, koło Gorzowa. Wystartowałem i byłem tak podekscytowany tymi wszystkimi widokami, że gdy dron był w powietrzu, ja się przemieściłem o pół kilometra. Mam taki przycisk w kontrolerze, po jego wciśnięciu dron wraca do miejsca startu. Przywołałem drona do siebie, czekam minutę, dwie, trzy, a drona nie ma, nawet nie słyszę dźwięku! Okazało się, że wylądował tam, gdzie startowałem i czekał na mnie na chodniku - opowiada.
Innym razem Grzegorz drona... utopił. Będąc w pobliżu Pszczewa, chciał wykonać jedno zdjęcie czterech jezior. Udało się, lecz sprzęt nie miał już wystarczająco dużo prądu, by wrócić na ziemię. - Teraz mam już czwartego drona. Można powiedzieć, że nauczyłem się nimi dość dobrze operować i zawsze, nawet gdy to dopiero pierwszy komunikat powrotu, słucham drona, wykonuję jego polecenia, bo po prostu szkoda pieniędzy - mówi.
Zobacz też: Fotografia i malarstwo Beksińskiego / fot. TVP3 Białystok
Zdarzyło się też, że dron utknął na drzewie. Tak też było nad jeziorem Żydowskim, w pobliżu Trzciela, gdy miał wylądować dzięki funkcji autopilota, jednak na wysokości brzozy skalibrował współrzędne do miejsca startu i zawisł na wysokości 22 metrów. - Zacząłem wydzwaniać, ale nikt nie chciał przyjechać, bo to była niedziela. W końcu zdecydowała się mi pomóc pani Jednorowicz, która ma piękne ogrody w Starym Dworze, prowadzi też usługi wysięgnikiem. Najpierw mi się dostało, że dzwonię w niedzielę, a potem mnie skojarzyła, że ja to ten pan od ładnych zdjęć i wysłała męża na pomoc. Był w przeciągu godzinki i zdjął drona, którego mam do dzisiaj. A to tylko niektóre z wielu sytuacji.
Zdjęcia Grzegorza można podziwiać na facebookowym profilu Niesamowite Lubuskie, który udostępnia jego prace. Łukasz założył na Facebooku własny profil pod nazwą GIZMO - Bezkrwawe Łowy.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?