Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Woźniak: - Kilku gamoni żyje chyba tylko z ataków...

Szymon Ludowski, 68 324 88 06, [email protected]
JERZY WOŹNIAK pochodzi z Wrocława. Prezesem Czarnych Arena Żagań jest od lipca tego roku. Wcześniej pracował w Jastrzębiu i Oławie. W Żaganiu zastał zespół w rozsypce, z długami, mocno okrojoną kadrą i bez trenera. Dziś Czarni zajmują 10 miejsce w tabeli, jedne z najwyższych w ostatnich latach.
JERZY WOŹNIAK pochodzi z Wrocława. Prezesem Czarnych Arena Żagań jest od lipca tego roku. Wcześniej pracował w Jastrzębiu i Oławie. W Żaganiu zastał zespół w rozsypce, z długami, mocno okrojoną kadrą i bez trenera. Dziś Czarni zajmują 10 miejsce w tabeli, jedne z najwyższych w ostatnich latach. Adam Żyworonek
- Nie oczekuję w Żaganiu pomnika, ale mam do niektórych żal, bo są nastawieni tylko na atak. A myślę, że warto posłuchać o tym, jaką mam wizję klubu - mówi JERZY WOŹNIAK, prezes Czarnych Arena Żagań.

- Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, powiedział pan, że trzeba przerwać milczenie. Co miał pan dokładnie na myśli?
- Chciałem przedstawić sytuację w klubie, pokazać jak było i jak jest. Wiele osób w Żaganiu od początku mnie atakuje, niektórzy dziennikarze wyciągają moje stare sprawy. Kilku gamoni chyba tylko z tego żyje. W trakcie rundy jesiennej nie chciałem wyciągać niektórych spraw, uznałem, że lepiej poczekać i robić swoje. I teraz przyszedł odpowiedni moment. Ja z kolei pokazałem radnym moją wizję prowadzenia tej marki, jaką są Czarni.

- I jak ta wizja wygląda?
- Przede wszystkim chcę stworzyć sportową spółkę akcyjną, z odpowiednimi strukturami i przejrzystością. To da nie tylko radnym, ale i kibicom, możliwość sprawdzenia tego, co dzieje się w klubie. Proszę spojrzeć na plan - jest prezes, rada nadzorcza, sztab szkoleniowy, odpowiedni dział marketingowy. Wszystko ma ręce i nogi. Bo Czarni Żagań to marka, która promuje miasto. Myślę, że za cotygodniowe umieszczanie nazwy "Żagań" w ogólnopolskich gazetach trzeba by zapłacić dużo więcej niż za klub. Dostaję mnóstwo ciepłych słów na temat tego, co w Żaganiu zbudowano - arena, basen, hala, boiska... Chcę stworzyć pozytywną atmosferę wokół Czarnych. Nie może być tak, jak do tej pory, że prezes tylko krzyczał do radnych: "dajcie!". Nie, ja chcę brać, ale chcę też dać coś w zamian. Wierzę, że będę w stanie, z odpowiednimi ludźmi, stworzyć tu silny zespół, który w przyszłości powalczy nawet o pierwszą ligę.

- Wróćmy do początku. W jakiej sytuacji przejął pan klub?
- Kiedy przychodziłem tu w czerwcu, zostałem poproszony o uratowanie Czarnych. Zespół nie miał trenera, licencji na drugą ligę, długi. W kadrze zostało tylko siedmiu zawodników, a na koncie jeszcze zakaz transferowy. Zawarłem kilkanaście ugód z różnymi wierzycielami. Nie zawaham się powiedzieć, że tego klubu po prostu nie było... Przecież nawet prezes Berger uznał, że sytuacja jest beznadziejna, nic się nie da zrobić i złożył broń. Z przykrością stwierdzam, że wszyscy po prostu się odwrócili. Jedynym, który jeszcze wierzył, że da się uratować drugą ligę, był pan burmistrz Sławomir Kowal.

- Jak w takim razie wygląda sytuacja ze Zbigniewem Smółką? Doszło do ugody?
- Nie, i w tej sprawie ugody nie będzie. Powiem więcej - myślę nad tym, czy nie pójść do prokuratury z jego kontraktem, bo ten świstek papieru, na podstawie, którego mam mu wypłacić 68 tysięcy to jest niezły przekręt. Nie wiem, czy ktoś przy tym nie maczał palców. Niech zbadają to odpowiednie organy. Kolejna sprawa - zaległości. I to Woźniak jest winny tych długów? Woźniak jest winny temu, że ze starszymi zawodnikami podpisywano kontrakty na kilka tysięcy miesięcznie, a z młodymi talentami, takimi jak Gancarczyk, dużo niższe i nie wpisywano kwot odstępnego? Albo były one śmiesznie niskie? Czemu klub nic nie zarobił na tych zawodnikach? Naprawdę bardzo bym chciał, żeby ludzie się nad tym pochylili i zastanowili, czy ja naprawdę nie zrobiłem niczego dobrego dla tego klubu.

- Wspomniał pan, że w kadrze zostało tylko siedmiu zawodników, a przecież jeszcze niedawno było ich aż 24. Jak to możliwe?
- Po co taka duża kadra? Wydano na nią mnóstwo pieniędzy i to dowodzi, że klub nie był umiejętnie zarządzany. Dlatego z Januszem Kudybą uznaliśmy, że nas stać na utrzymanie 17-18 osobowej kadry. Do tego dołączyliśmy dwóch juniorów, którzy grali za symboliczne pieniądze. I tak zaczęliśmy sezon, a warto pamiętać, że kilku graczy było kontuzjowanych. Szło nam przecież całkiem nieźle, dopiero później wpadliśmy w dołek, czego konsekwencją było odejście Kudyby. Wciąż jednak uważam, że zatrudnienie go to dobra decyzja.

- Naprawdę? Ponad miesiąc bez zwycięstwa, rozlazły zespół bez ikry - to obraz jego pracy.
- Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Kryzys przyszedł, kiedy przez decyzję policji musieliśmy przełożyć mecz z Miedzią Legnica. Wtedy wypadliśmy z rytmu meczowego i zaczął się dramat. Jednak Kudyba dostał propozycję z Polkowic już w trakcie pracy z Czarnymi, więc to coś świadczy o jego umiejętnościach. Faktem jest, że odszedł w bardzo trudnym momencie, ale udało mi się zachować spokój i zatrudniłem trenera Szukiełowicza.

- Co znów spotkało się ze sporym zdziwieniem. Skąd pomysł właśnie na tego szkoleniowca?
- Tak, tak - słyszałem, że to już zgrana karta. Pomysł wziął się... z myślenia. Rozmawiałem z jednym z trenerów stąd. W głowie jednak tłukła mi się myśl, żeby zatrudnić trenera z doświadczeniem, z uznanym nazwiskiem, który przede wszystkim już kiedyś znalazł się w takiej ekstremalnej sytuacji. Tym chłopakom trzeba było wtedy po prostu pomóc, bo nie miałem wątpliwości co do tego, że umieją grać w piłkę.

- A po co była panu wojna z kibicami?
- Proszę pana, ja nie pozwolę sobie na to, żeby kibole i pseudokibice - bo tak ich trzeba nazwać - dyktowali mi warunki i odstraszali innych ze stadionu. Jeśli ktoś przychodzi na mecz pobluzgać, to nie ma dla niego miejsca na stadionie. I ja się tu nie ugnę. Ostatnie mecze rundy jesiennej pokazały, że nawet bez - rzekomo - oddanemu klubowi młyna jest doping. Do tego zwiększyła się frekwencja. Kibole mnie nie zastraszą.

- A nie myśli pan, że ta większa frekwencja to jednak efekt dobrej gry?
- Na pewno tak i ja nawet nie próbuję z tym polemizować. Jednak skąd wziął się ten efekt? Kto zatrudnił trenera Szukiełowicza, kto ogarnął ten bałagan? Proszę mnie dobrze zrozumieć - ja nie oczekuję pomnika w Żaganiu, nie użalam się nad sobą. Chciałbym jednak, żeby prasa i kibice zobaczyli, że w klubie dzieje się sporo dobrego. Podam przykład - na stadionie pojawia się coraz więcej dzieci. Dlaczego? Bo kazałem piłkarzom wziąć bilety i rozdać je w szkołach. Byli strasznie zdziwieni, że mam takie życzenie! Bo wcześniej nikt od nich tego nie wymagał. A oni są pracownikami klubu, a więc moimi podwładnymi i mają za zadanie budować atmosferę wokół tego klubu. To plus sportowa spółka akcyjna i dobre wyniki dadzą markę, który przyciągnie sponsorów i kibiców. Wierzę w to.

-Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska