Następnie ze Szklarskiej Poręby przez Jakuszyce i już prawie, prawie jesteśmy w Harrachowie. Z mapą w ręce szukamy zielonego szlaku i ruszamy w kierunku Dworacka, starego schroniska, którego początki sięgają 1707 roku.
Rodzina Schierów zbudował tu dom z gospodarstwem. W 1893 roku częściowo obiekt spłonął. Rumowisko i teren odkupił hrabia Harrach. W miejscu tym powstała gospoda, a później klasyczne schronisko.
Na szlaku
Początkowo droga łagodnie pnie się w górę, czym dalej tym trudniej. Idziemy wzdłuż strumienia, który wije się raz po lewej, raz po prawej stronie. Piękne lasy, rześkie powietrze. Po około dwóch godzinach docieramy do Dworacky. Zwykle jest tu chmara turystów - pieszych i rowerowych.
Zimą narciarzy, bo trasy zjazdowe wokół Harrachowa rzeczywiście są wspaniałe - znakomita baza, wyciągi, pensjonaty, hotele.
My do Dworacky dotarliśmy 12 października, w dzień wyjątkowo słoneczny i ciepły jak na tę porę roku. Nic nie wskazywało, że celu - źródeł Łaby nie osiągniemy. Kolejny raz okazało się, że góry uczą pokory.
Wyruszyliśmy z Harrachowa około godziny 12.00. Późno jak na wyprawę. Dlatego trasę zaplanowaliśmy na dwa dni, z noclegiem w chyba największym karkonoskim schronisku - wielkiej, wybudowanej w latach 70. Labskiej boudzie... Przed godziną 17.00 stanęliśmy przed ogromnym budynkiem, może i nie najpiękniejszym, ale interesująco w komponowanym w krajobraz.
Tam gdzie szemrze Łaba
Do 16.00 można było w Łabskiej boudzie jedynie napić się kawy i coś przekąsić. Niestety, płacimy za brak przezorności - nie sprawdziliśmy czy można tu przenocować. Razem z nami miejsce to opuszczają inni turyści. Słońca chyli się ku zachodowi. Robi się coraz chłodniej.
Do źródeł Łaby mamy 45 minut. Tylko jak wędrować wysokim górami po ciemku, gdzie przenocować? Rezygnujemy, bo jak nie dostaniemy noclegu w najbliższym, oddalonym o prawie dwie godziny, kolejnym schronisku to będzie spory kłopot. Można iść do Spindlerowego Mlyna lub z powrotem do Harrachowa. Na polską stronę do schronisk na Szrenicy, czy pod Łabskim szczytem za daleko. Poza tym trzeba byłoby przejść przez grzbiet gór.
Mamy jeszcze dwie godziny do zmroku. Ale najpierw schodzimy kilkanaście metrów w dół, do wodospadu na Łabie. Zieleń, żółć, czerwień liści kontrastuje ze srebrem wody. Pejzaż jest na tyle porywający, a ogrom czeskich Karkonoszy taki, że nie chce się wracać, nawet ryzykując noc w oszronionych górach.
Podziwiamy potężne kotły z kilkusetmetrowymi przepaściami, w dole meandruje Łaba... Coraz więcej w nas zwykłego, prostego szczęścia, które daje wędrowanie, ale jak mawiał Lao Tsy: "nie sądź, że radość lub złość są dziełem przypadku". Zależą one przede wszystkim od nas!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?