Nie tylko małej Grażynce, ale i większości ówczesnych dzieci, trudno było sobie wyobrazić niedzielę bez ,,Teleranka''. Kiedy zapiał kogut, a ze sztachet płotu zaczął układać się napis programu telewizyjnego, młodzi zasiadali przed ekranem i chłonęli każde słowo…
- Zainteresowało mnie, gdy jeden pan opowiadał o swej pasji zbierania autografów. Pomyślałam sobie: też bym tak chciała - wspomina dziś pani doktor. Marzenia szybko zamieniła w rzeczywistość. W bibliotece znalazła książkę ,,Kto jest kim w Polsce Ludowej''. To była prawdziwa skarbnica. Bo obok życiorysów znajdowały się też adresy i telefony…
Pisała listy z prośbą o autograf. Nie od każdego dostała odpowiedź. Bronisław Pawlik znalazł czas na korespondencję z kolekcjonerką. Pani Grażyna wyciąga z jednego z wielu grubych albumów list od odtwórcy Rzeckiego w serialu ,,Lalka''. - Aktor poradził mi, bym pisząc do innych, załączała zaadresowaną kopertę ze znaczkiem. Tak też później robiłam - mówi G. Suszczewicz. - Okazało się, że to była cenna uwaga.
Jest! Jest! Od Brunera!
Rodzice dopingowali. Kilkakrotnie w ciągu dnia zaglądali do skrzynki pocztowej. Jeśli była w niej zaadresowana przeze mnie koperta, wiadomym było, że to kolejny autograf. - Jest! Jest! Od Brunera! - cieszył się tato, gdy prośbę Grażynki spełnił Emil Karewicz.
Podpisy zdobywała nie tylko listownie.
- Mieszkałam wtedy w Siedlcach. Nie odpuściłam koncertu czy przedstawienia. Chodziłam z małymi karteczkami i prosiłam o autografy - wspomina. Swój podpis złożyli m.in. Alina Janowska, Jan Suzin, Franciszek Pieczka, Wiesław Michnikowski, Edward Dziewoński.
Uczennicy szkoły podstawowej, a później liceum zdobywanie zdjęć z autografami sprawiało niesamowitą radość. Kiedy zaczęła studiować w Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie, przyszło zwątpienie. Bo czy to wypada, by przyszła pani doktor biegała po teatrach, salach koncertowych w pogoni za kolejnym wpisem do albumu? To dobre raczej dla nastolatków.
Tajemnicza walizka
Ale jak tu nie zrobić sobie pamiątkowego zdjęcia, gdy na uczelnię przyjeżdża prof. Zbigniew Religa?
- Albo gdy w oczekiwaniu na egzamin z dermatologii z gabinetu profesora wychodzi Hanna Banaszak - opowiada G. Suszczewicz i pokazuje wpis z życzeniami: Powodzenia!
Na studiach poznała przyszłego męża, który pochodził z Zielonej Góry. Po uzyskaniu dyplomu (gratulowała jej Shirley McLaine, wysyłając swój autograf) postanowili więc, że swój dom stworzą właśnie w Winnym Grodzie. A tu teatr, amfiteatr, filharmonia. Festiwale, Winobrania… Tyle okazji do zdobycia autografów! Grzechem byłoby nie skorzystać. No więc pani Grażyna wybiera się na koncert. Z walizką. Na początku pracownicy kulturalnych placówek dziwnie patrzyli…
- Teraz się już przyzwyczaili i wiedzą, że nie ma w niej żadnej bomby, tylko albumy - dodaje pani doktor. I zdradza, że zawsze ma przy sobie kwiatka. On pozwala przełamać pierwsze lody. A gdy już gwiazda otworzy album i zobaczy w jakim ma się znaleźć towarzystwie, pyta: - Ja wśród nich? Oooo, to zaszczyt.
Wujek z PAP, ciocia z Bazyliszka
W zdobyciu cennych podpisów pomaga też rodzina. Choćby w przypadku Edwarda Gierka. - Mój wujek był fotoreporterem PAP. Był na zjeździe PZPR. Poprosił pierwszego sekretarza, by ten swój autograf złożył na wejściówce - zielonogórzanka pokazuje zdobycz. I kolejną z podpisem marszałka Michała Roli-Żymierskiego. Na czerpanym papierze, ze znakami wodnymi.
Jest dedykacja od Wojciecha Jaruzelskiego. Z czasów, kiedy był u władzy. Na papierze z orłem bez korony. I od Józefa Oleksego. Z późniejszych lat. Bo z orłem w koronie. Są też zdjęcia z prezydentem Ryszardem Kaczorowskim. Pomagała też ciocia, która pracowała w Bazyliszku, znanej restauracji na warszawskiej starówce. Przykład? Podpis Paula McCartney'a.
- Pisałam wcześniej do niego. Dostałam odpowiedź, że on nie rozdaje i nie przysyła nikomu autografów - wspomina pani Grażyna. - Tymczasem ciocia tradycyjnie podsunęła notesik… Okazało się, o czym świadczy wpisana przez Paula McCartney'a data, że stało się to w dniu urodzin G. Suszczewicz. Lepszego prezentu nie mogła sobie wymarzyć.
Mąż pani Grażyny jest ginekologiem-położnikiem, pracuje w szpitalu w Nowej Soli, ale pamięta, jakie żona ma hobby. Choćby podczas sympozjów naukowych. Na jednym z nich pojawił się Bogdan Łazuka. Oczywiście Wojciech Suszczewicz nie mógł przegapić takiej okazji.
Hawajska koszula i rękawice
Kiedy oddział dziecięcy szpitala organizował aukcje, pani Grażyna pomogła w zdobyciu do licytowania. Miała kontakty. Bez wahania dzwoniła, pytała. Wszak chodziło o pomoc małym pacjentom. - Często bywałam w Warszawie. Na stażu w Centrum Zdrowia Dziecka. Miałam czas, by po pracy spotkać się z wieloma gwiazdami, które zaoferowały pomoc - opowiada pediatra.
Rudi Schubert zapytał: - Płyta czy koszula?
- Jak hawajska, to koszula. Z podpisem rzecz jasna - odpowiedziała zielonogórzanka. Jerzy Kulej dał rękawice bokserskie, zdjęcia, książkę o nim. Kilkakrotnie się z nim spotykałam. Kiedyś poznała u niego Piotra Szaramę z Kalifornii, dzięki któremu ukazała się książka o bokserze. Dostałam ją z podpisami obu panów. Niedawno razem z Piotrem i synem Jurka - Waldkiem spotkaliśmy się nad grobem J. Kuleja. Wiem, że będzie druga część książki o słynnym bokserze.
Płytę CD z grafikami przekazał na rzecz szpitala Zdzisław Beksiński. Pomogła Hanka Bielicka, Krystyna Kofta czy Marek Piwowski (nagranie Rejsu i koło ratunkowe z tego filmu). - Trudno było się poruszać po Warszawie bez samochodu. Ale z pomocą przyszedł Jan Tadeusz Stanisławski, profesor mniemanologii stosowanej (,,Zezem''). To także był dusza człowiek, życzliwy, sympatyczny, skromny. Dżentelmen w każdym calu - podkreśla G. Suszczewicz.
Przyjechała pani doktor
W jednym z felietonów Stanisławski napisał o lekarce z Zielonej Góry, jej pasji i aukcjach na rzecz oddziału dziecięcego. W opublikowanych dziennikach Krystyny Kofty także znajdziemy wzmiankę o spotkaniach z zielonogórzanką. Kiedy odwiedziła Z. Beksińskiego, zastała pisarkę, która chciała wydać książkę o tym artyście.
- Po jakimś czasie, podczas spotkania, Zdzisław Beksiński kazał mi przeczytać pierwsze zdanie z publikacji o nim. Zaczynała się mniej więcej tak: Przyjechała pani doktor z Zielonej Góry - zauważa G. Suszczewicz.
Tadeusz Konwicki od razu zapałał sympatią. - Z takim nazwiskiem musi być pani ze Wschodu. Jak ja - zauważył i zaproponował jeden z rysunków swej nieżyjącej już żony, która publikowała w Płomyku i Świerszczyku. A znajomość z Andrzejem Konstantym Kulką? Okazało się, że to rodzina.
- Jego żona jest z Wysokińskich. I ja też - dodaje pani Grażyna.
Belweder i pierogi z kaszą
Niektóre znajomości, czy zawarte przyjaźnie, trwają do dziś. Jak choćby ta z Januszem Tylmanem i Czesławem Majewskim ze ,,Śpiewających fortepianów''. Wiele razy zapraszali ją do programu. Znajomi się śmiali, że panią Grażynę można częściej widzieć w telewizji niż w Zielonej Górze. A przecież każda wizyta na Woronicza to nowe autografy!
- Kiedy któryś z moich albumowych gości odwiedza Zieloną Górę, staram się być gospodarzem - podkreśla pani doktor. - Niedawno Cz. Majewski był razem z Ireną Santor. Czasu nie było zbyt dużo, bo mieli za dwie godziny pociąg do stolicy. Ale obiad w pierogarni ,,Po Byku'' zdążyli zaliczyć.
- Pani Irena Santor była zachwycona pierogami z kaszą gryczaną i boczkiem - mówi G. Suszczewicz.
Kiedyś poznała też dziennikarza Marka Rudnickiego (zadzwoniła do redakcji, a on oddzwonił). Układał wystąpienia prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Dzięki tej znajomości dwa razu gościła w Belwederze.
Limeryki Chotomskiej, rysunek Lutczyna
Czasem trudno zdobyć adres. Gdy w jednej z gazet przeczytała, że merem Malibu został Martin Sheen, napisała. Co? Tylko imię i nazwisko. I że to mer. Przesyłka doszła. Zdjęcie z podpisem zdobi dziś kolejne strony albumu. Obok takich nazwisk jak Margaret Thatcher, Tony Blair, Kofi Annan, Jurij Gagarin, Walentyna Tiereszkowa, Mirosław Hermaszewski, Brigitte Bardot, Sophia Loren, Jean-Paul Belmondo, Roger Moore, John Travolta, Michael York.
Niektórzy artyści dodają coś od siebie. - Zespół Vox namalował swoje głowy i pod nimi złożył podpisy. Edward Lutczyn także zostawił rysunek. Wanda Chotomska napisała specjalnie limeryki, a Leszek Długosz wiersz i zapytał, czy przyjmę autograf w takiej innej formie - zauważa pani doktor.
O każdym spotkaniu z Ryszardem Kaczarowskim, Ireną Kwiatkowską, Stanisławem Sojką czy innymi znanymi osobami mogłaby opowiadać godzinami. Bo co autograf to inna historia. - Niektóre zawierają dopiski, po kolejnych spotkaniach. I nowe zdjęcia - dodaje pediatra. - Niedawno Marek Rudnicki zapytał mnie: A jak to się u ciebie zaczęło? Skąd pomysł na zbieranie autografów? Wszystko zaczęło się od ,,Teleranka'' i pana, który z wielkim zaangażowaniem opowiadał o swej pasji kolekcjonowania podpisów.
- Oooo - zdziwił się. - A wiesz, kim był ten pan? To właśnie ja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?