- Siatkarzy Olimpii, plasujących się na trzecim miejscu w tabeli, okrzyknięto rewelacją pierwszoligowych rozgrywek. Czym są wyniki drużyny dla tutejszego środowiska?
- Sulęcin jest szczególnym miastem. Jego mieszkańcy potrafią zrobić coś z niczego. Dowodzą tego komplety publiczności na wszystkich meczach w naszej hali. ,,Matką chrzestną'' kibiców jest Danuta Szypiło. To ona sprawiła, że młodzi ludzie w naszym mieście nie interesują się dziś winem czy narkotykami, lecz przygotowaniem flag, banerów i zorganizowaniem jak najlepszego dopingu dla siatkarzy.
- Olimpia to jednak nie tylko kibice...
- Swoje serce oddali temu klubowi również trener i działacze. Stanisław Szablewski prowadzi pierwszoligowy zespół za darmo. Prezes Andrzej Staats również za darmo pełni obowiązki kierownika drużyny. Niespełna dwa lata temu, po awansie do drugiej ligi, postawiłem sprawę jasno: zdobędziemy sponsorów, jeśli jako całe środowisko pokażemy zupełnie inną organizację klubu. Nie roszczeniową, lecz polegającą na maksymalnym zaangażowaniu wszystkich miłośników siatkówki. Na razie się nam to udaje.
- Na trybunach sulęcińskiej hali widać całe rodziny. Trudno byłoby znaleźć podobne przykłady w innych miastach i dyscyplinach.
- Siatkówka jest dziś w Polsce modna. W Sulęcinie ludzie postępują tak, jak podczas pojedynków naszej reprezentacji w Lidze Światowej. Przychodzą na mecze Olimpii z babciami i małymi dziećmi, by w mniejszej skali przeżyć podobne emocje. Im jest to po prostu potrzebne. Miasto żyje siatkówką na co dzień. Mówi się o niej w domach oraz zakładach pracy. Drużyna skupia nasze myśli i oczekiwania.
- Przed sezonem ogłosiliście, że wasz budżet na cały sezon będzie wynosił tylko 230 tysięcy złotych. Przedstawiciele innych klubów twierdzą, że za takie pieniądze nie da się przetrwać pierwszoligowych rozgrywek...
- Zawodnicy grają za naprawdę drobne pieniądze. Nasz najlepszy siatkarz zarabia mniej niż najsłabszy w Orle Międzyrzecz. Chłopcy czują jednak naszą opiekę - i to nie tylko na boisku, lecz również w szkołach, na uczelnia, w domach i swoich środowiskach zawodowych. Romkowi Bartuziemu pomogliśmy ostatnio otworzyć sklep spożywczy w Gorzowie. Jesteśmy rodziną, a nie tylko miejscem pracy.
- Nie boi się pan spadku zainteresowania, gdy zespół przegra kilka mistrzowskich pojedynków?
- Na razie sponsorów wciąż nam przybywa. Ludzie sami do mnie przychodzą i pytają, czy mogą w jakiś sposób pomóc drużynie. Pojawiła się nawet realna perspektywa zebrania 300-tysięcznego budżetu. A jeśli zdarzy się kryzys, to gwarantuję swoim prywatnym majątkiem, że zawodnicy otrzymają wszystkie pieniądze, na jakie się umówiliśmy.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?