Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Jeszcze w kwietniu mój organizm miał szansę poradzić sobie z nowotworem, dzisiaj chyba jest już na to za późno - mówi załamany pan Janusz

Monika Nowecka [email protected] 68 324 88 35
- Żeby chociaż innym mężczyznom się udało - mówi załamany Janusz Rudak.
- Żeby chociaż innym mężczyznom się udało - mówi załamany Janusz Rudak. fot. Mariusz Kapała
- Cierpię podobnie jak Amazonki, ale one mogą przynajmniej skorzystać ze specjalnej rehabilitacji. Ja nie, bo... jestem mężczyzną i nie przeszedłem operacji usunięcia piersi - przyznaje Janusz Rudak.

Przeczytaj też: Gabriela Kownacka nie żyje. Aktorka przegrała walkę z rakiem

- Ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam już żadnych szans w walce z nowotworem - mówi Janusz Rudak i chowa w dłoniach twarz. - Mnie już chyba nie uda się uratować, ale chciałbym przetrzeć drogę innym mężczyznom, których dotknie takie nieszczęście.
Zielonogórzanin od sześciu lat cierpi na nowotwór. Rozpoznano u niego czerniaka złośliwego. W 2004 roku przeszedł operację. Komórki rakowe usunięto, ale niestety, pojawiły się przerzuty. W styczniu ubiegłego roku lekarze stwierdzili, że rak zaatakował węzły chłonne pachowe prawej ręki. Węzły usunięto, ale pojawiły się kolejne problemy - rozległa zakrzepica żylna ręki oraz obrzęki limfatyczne. - Po leczeniu szpitalnym i półrocznym przyjmowaniu zastrzyków zakrzepica ustała, ale obrzęki limfatyczne wciąż się nasilały - wspomina Rudak. - A ponieważ specjalne masaże limfatyczne mi już nie pomagały lekarz prowadzący dał mi skierowanie do sanatorium. I tu zaczęły się schody...

Wniosek pana Janusza został odrzucony. Powód? Mężczyzna nie kwalifikuje się do zabiegów przeznaczonych dla pacjentów po zabiegu mastektomii. Dlaczego? Bo zwyczajnie jej nie przeszedł.
- A przecież moje objawy są podobne do tych, jakie występują u kobiet po usunięciu piersi - przekonuje zielonogórzanin. - Przeszedłem niemal identyczną operację, jak przy nowotworach piersi. Mam takie same powikłania, a nawet powiedziałbym, że intensywniejsze. Moje obrzęki są naprawdę duże i… trwałe - mężczyzna załamuje ręce i ściszonym głosem dodaje, że nawet na rehabilitację chodzi właśnie do Amazonek. - Niestety, normalny sposób leczenia nie przynosi już żadnych wymiernych efektów. Jeszcze w kwietniu mogliśmy to zmienić. Jeszcze wtedy mój organizm miał szansę poradzić sobie z nowotworem, albo przynajmniej złagodzić przebieg choroby. Obawiam się, że dzisiaj jest już na to za późno.

Przeczytaj też: Chcę żyć dla moich dzieci! - chora na raka pani Beata z Otynia prosi o pomoc

Po pierwszej odmowie z sanatorium lekarz onkolog wystawił kolejne skierowanie. Rudak nie poddawał się i szukał dalej. Próbował w innych podobnych ośrodkach, ale wciąż bez skutku. Zawsze słyszał tę samą odpowiedź: takiemu leczeniu podlegają tylko kobiety po mastektomii. - W lipcu złożyłem wniosek na poszpitalnym oddziale rehabilitacyjnym w Ustroniu, 10 września przyszła odpowiedź odmowna. Nie kwalifikowałem się do programu - przyznaje mężczyzna. - Gdy tak patrzę na te programy rehabilitacyjne uzdrowisk, i jak je tak czytam, to aż chce mi się żyć. One są piękne. Niestety, dla mnie pozostają już tylko marzeniem, i to takim, które nie może mi się spełnić. Specjalistyczne drenaże limfatyczne, kompresoterapia, różne ćwiczenia, masaże, kąpiele perełkowe i wirowe... - oburza się pan Janusz. - Ja nawet wskazywałem te ośrodki paniom z Amazonek. I one tam pojechały, leczą się… A ja nie mogę... Może i ten program jest piękny, ale cóż z tego?

Przeczytaj też: W Lubuskiem z roku na rok przybywa chorych na raka. Nie dawaj chorobie czasu, już teraz idź do poradni
Po kolejnej odmowie mężczyzna odwołał się do śląskiego NFZ, ale bezskutecznie. Bo znów - powodem leczenia Janusza Rudaka nie był nowotwór piersi. - A ja przez 45 lat regularnie płaciłem wszystkie składki! Dziś, zarówno ja, jak i mój lekarz zostaliśmy bez narzędzi do leczenia. - irytuje się Rudak. - Owszem, nasz lubuski NFZ dał mi listę ośrodków rehabilitacyjnych, ale takich ogólnoustrojowych. Oczywiście, zacząłem dzwonić do nich wszystkich i od razu też do tamtejszych kas chorych, ale bez konkretnego rezultatu. - Proszę mnie zrozumieć, ja też nie mogę dzwonić w nieskończoność, bo nie mam na to pieniędzy. Myślałem, że NFZ mi pomoże, bo to przecież jego obowiązek! Tym bardziej, że mam orzeczenie o pierwszej grupie inwalidzkiej. Jednak zawiodłem się. Mężczyźni, tacy jak ja, po usunięciu węzłów chłonnych i z trwałym obrzękiem limfatycznym, wciąż nie mogą liczyć na pomoc ze strony funduszu - żali się pan Janusz.

- Rzeczywiście, pan Rudak dostał od nas całą listę ośrodków rehabilitacyjnych - przyznaje Sylwia Malcher-Nowak, rzecznik prasowy lubuskiego oddziału wojewódzkiego NFZ. - Jest mało prawdopodobne, aby wszędzie odmówiono mu leczenia. Temu panu wyraźnie zależało na jednym konkretnym ośrodku. Ale z naszych ustaleń wynika, że placówka ta specjalizuje się w rehabilitacji osób po mastektomii, zarówno kobiet jak i mężczyzn - zaznacza rzecznik. - Pacjent spotkał się tam z odmową, jednak nie z powodu płci, ale tego, że nie chorował na nowotwór piersi i nie przeszedł zabiegu mastektomii. Poza tym, w pierwszej kolejności są tam przyjmowani pacjenci, którzy operację mieli nie później, niż rok temu. Zdaniem lekarzy z tego ośrodka, pacjent nie kwalifikował się na rehabilitację na ich oddziale. A my nie możemy przecież poddawać w wątpliwość opinii lekarza, który wydał taką decyzję. Warto pamiętać, że samo posiadanie skierowania nie jest jednoznaczne z przyjęciem na oddział. Zawsze najpierw pacjent musi być zakwalifikowany przez lekarza, który pracuje na tym oddziale tłumaczy -Malcher-Nowak. - Tak jak nie możemy umawiać pacjenta np. na wizytę u dentysty, tak nie możemy za tego pana szukać miejsca, gdzie będzie rehabilitowany. O tym przecież decyduje on sam i to on powinien załatwiać wszystkie formalności. W takiej sytuacji to lekarz, który wydaje skierowanie, mógłby ewentualnie podpowiedzieć, gdzie warto się udać. A my możemy podać, z jakimi placówkami fundusz ma podpisaną umowę.

To jednak nie przekonuje Janusza Rudaka. - Ręka tak mi nabrzmiała, że od dwóch lat nie jestem w stanie założyć marynarki, że nie wspomnę nawet o koszuli... - dodaje ze smutkiem. - Jestem już bardzo osłabiony. Tomograf klatki piersiowej wykaże, czy nie pojawiły się przerzuty nowotworu na płuca. Wszystko wskazuje na to, że ja już przegrałem swoje życie. Straciłem przecież cztery miesiące! Wcześniej miałem jeszcze nadzieję. Teraz mój zegar powoli przestaje tykać... Chciałbym jednak, żeby inni mężczyźni uniknęli takich problemów i mieli szansę na godne warunki leczenia i rehabilitacji.
Gdzie więc szukać pomocy? Lek. med. Alina Marzec ma dobre wieści. - Problem istnieje i my mamy tego pełną świadomość. Jednak od przyszłego roku, tzn. już w styczniu, w naszym Ustrońskim Centrum Rehabilitacji Onkologicznej i Limfatycznej "Rosomak" uruchomiony zostanie oddział leczenia obrzęku limfatycznego. I pacjenci ze skierowaniem będą mogli zgłaszać się do nas na rehabilitację. Już tworzą się kolejki - przyznaje Marzec. - To pierwszy taki oddział w Polsce. A jeśli ci mężczyźni utworzą swoje stowarzyszenie, będą silniejsi, tak jak Gladiatorzy (chorzy na raka prostaty), Amazonki (z nowotworem piersi), czy panie ze Stowarzyszenia Kwiat Kobiecości (walczące z rakiem szyjki macicy).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska