Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jezioro Sławskie: Czy można uratować śląskie morze?

Dariusz Chajewski 0 68 324 88 79 [email protected]
Na ratowanie Jeziora Sławskiego potrzeba 15 mln zł i pomocy człowieka. Zarówno mieszkańców okolicy, jak i przyjeżdżających tutaj tłumnie gości.
Na ratowanie Jeziora Sławskiego potrzeba 15 mln zł i pomocy człowieka. Zarówno mieszkańców okolicy, jak i przyjeżdżających tutaj tłumnie gości. fot. Dariusz Chajewski
Przed rokiem wszyscy lubuscy parlamentarzyści, radni, marszałek i wojewoda otrzymali program ratowania Jeziora Sławskiego. To ostatnia deska ratunku dla największego w regionie akwenu. Na sygnał zareagowało ledwie kilku VIP-ów.

Sobotnie południe. Rodzina nowosolan piknikuje nad brzegiem Jeziora Sławskiego. Sielanka. Sześcioletnia dziewczynka próbuje zamoczyć nóżki. Matka rusza biegiem jakby dziecko chciało brodzić w kwasie siarkowym...

- To chyba normalne, wszyscy wiedzą, że Sławskie jest potwornie zanieczyszczone - tłumaczy Sylwia Krawczyk. - Pojechalibyśmy w inne miejsce, ale tylko Sława przyszła nam do głowy...

Ścieki z dymem

Burmistrz ma już dość utrwalania stereotypu. Nie, nie tego kierującego gości nad tzw. śląskim morzem. W jeziorze będzie kąpał się w tym roku, tak jak robił to w ubiegłym. Przed rokiem nie było zakwitów, sanepid nie kwestionował jakości wody i cały sezon można było się kąpać. Jego zdaniem poprawę widać nie tylko pod mikroskopem, ale i gołym okiem.

- Nie chcę, aby ktokolwiek nas chwalił, ale wykonaliśmy tytaniczną robotę - dodaje Cezary Sadrakuła. - Od siedmiu miesięcy pracuje nowa oczyszczalnia ścieków, woda zanim trafi do jeziora dochodzi do siebie na polach filtracyjnych, nasi strażnicy miejscy praktycznie nie odchodzą od brzegów jeziora szukając miejsc nielegalnego zrzutu ścieków, nieszczelnych szamb...

Zastępca burmistrza pokazuje fotografie. Biały dym wydobywa się z rynien, piwnic, a nawet spod ziemi. To efekt pracy zadymiarki, która potrafi znaleźć każdą nieszczelność systemu kanalizacyjnego. Wysokie kary, systematyczne kontrole i akcja prewencyjna sprawiły, że uwag jest coraz mniej. Czy to znaczy, że nie ma w okolicy jeziora nieszczelnych szamb, daczy wpuszczających ścieki do ziemi?

- Nie przesadzajmy, ale pracujemy nad tym - zapewnia zastępca burmistrza Krzysztof Gruszewski

Kompletne dno

To nasz cud

Jezioro Sławskie to kolejny kandydat do tytułu cudu natury Ziemi Lubuskiej, który ma poważne problemy z tym, aby utrzymać swoje walory. O kłopotach jeziora i jego władz piszemy od lat. Niestety z reguły przy okazji kolejnych zakwitów wody, śnięć ryb lub epidemii wyprysków u wczasowiczów. W minionym roku rzeczywiście była cisza i jeśli pisaliśmy o problemach tego akwenu, to raczej o próbach jego ratowania...
Ratujmy śląskie morze, bo... warto.

Z powierzchnią 817 ha jest największym akwenem w naszym regionie. W rankingu jezior Polski pod względem wielkości zajmuje 39. lokatę. Jego maksymalna głębokość sięga 12,3 m, długość linii brzegowej to 24.650 m, a na jeziorze występują wyspy o łącznej powierzchni 10,6 ha. Akwen zasilany jest oprócz kilku mniejszych cieków przez rzekę Czernicę z północnego wschodu i rzekę Cienicę z południowego wschodu. Z jeziora bierze swój początek rzeka Obrzyca odpływająca w kierunku północnym.
Pojezierze Sławskie zostało uznane za ostoją ptaków o randze europejskiej przez Międzynarodową Organizację Ornitologiczną.

- Dziś największym trucicielem jeziora jest... samo jezioro - dodaje szef sławskiego gospodarstwa rybackiego Piotr Olechnowski.

Przez więcej niż pół wieku trucizny dostające się do jeziora opadały na dno tworząc warstwę osadów. I dziś nie wystarczy zadbać o to, aby nowe ścieki nie trafiały do wody. Tymczasem, jak zgodnie przyznają i urzędnicy i ekolodzy, dla misy jeziora nie zrobiono nic. Nie wydano na jej rekultywację ani złotówki. Bo i złotówka byłaby tylko czczym gestem, bowiem oczyszczenie dna jeziora - tzw. bagrowanie - przekracza nie tylko finansowe możliwości gminy, ale i województwa, a nawet kraju.

Na dodatek fachowcy też nie wiedzą, co może zdarzyć się, gdy zaczniemy "kombinować" przy tym dennym bałaganie. Stąd Olechnowski, który mówi, że kocha jezioro tak bardzo, że nawet żona bywa zazdrosna, nie jest optymistą... Woda w jeziorze wymienia się co dwa lata, ale to, co na dole, pozostaje.

- Jestem optymistą - zapewnia Jerzy Tonder, hydrolog, limnolog (specjalista od akwenów słodkowodnych) i pracownik urzędu marszałkowskiego. - W mniejszej skali, ale program ratunkowy sprawdził się w przypadku Jeziora Wolsztyńskiego. Najpierw należy uporządkować gospodarkę wodno-ściekową w obrębie zlewni i obserwować jak zareaguje ekosystem...

Wpuścimy szczupaki

Program wyceniony na 15 mln zł, które potrzebne będą w ciągu trzech lat, zakłada pozostawienie osadów dennych. Powinny zostać przykryte i "zaizolowane" przez samo jezioro. Jednak trzeba mu w tym pomóc. Przyroda ma sobie sama poradzić, a nasza pomoc powinna skrócić czas.

- Ten program jest kompilacją różnych metod - dodaje Tonder.
I przepis na ratowanie jeziora jest teoretycznie prosty. Pływające wyspy roślinności wspomagającej proces samooczyszczania, napowietrzanie, wycinanie suchych trzcin i wreszcie biomanipulacja, czyli wprowadzenie sprzymierzonych gatunków ryb - przede wszystkim drapieżników.

Jedna czwarta populacji każdego roku. Z czasem byłyby wprowadzane gatunki, które nie przyswajają w takiej skali fosforu. Przymiarkom do użycia na szerszą skalę chemii sprzeciwia się przede wszystkim magistrat. Wpłynęłoby to może dobrze na wody jeziora, ale nie najlepiej na psychikę wypoczywających nad nim gości. A mieszkańcy okolicy nie ukrywają, że na "stonce" zależy im coraz bardziej i coraz bardziej zdają sobie z tego sprawę.

I podjęto działania...

15 mln zł, przy kilkuset milionach, o których mówiono przy okazji bagrowania jeziora, nie jest suma astromiczną, ale właśnie program o te kwotę się potknął. Ponieważ rozwiano już wcześniejsze wątpliwości, co do właściciela misy jeziora, to "działka" marszałka lubuskiego i właśnie po jego stronie jest piłeczka.

Opracowany w grudniu 2007 roku przepis na ratowanie jeziora u progu roku poprzedniego trafił na biurko marszałka. Na wszelki wypadek otrzymali go wszyscy radni wojewódzcy, parlamentarzyści i ludzie, którym nijako z urzędu stan naszego środowiska powinien leżeć na sercu i w... kompetencjach. Odpowiedziało ledwie kilku z nich. A co z marszałkiem? Cytując urzędników "marszałek podjął działania zmierzające do wpisania programu do budżetu państwa...". Niestety nie udało się. Czy jest zatem plan B? "Marszałek i posłowie czynią starania, aby akwen trafił do budżetu w kolejnym roku...".

Krawczykowie nie wierzą w to, że będzie lepiej. Od kiedy pamiętają woda w jeziorze była brudna, a kąpiel zamiast ochłody mogła najwyżej przynieść wysypkę.
- Jednak podobno w tym roku woda jest już czyściejsza - pytamy.
- Podobno. Zobaczymy, czy zakwitnie - dodaje Sebastian Krawczyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska