Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Młynarczyk ma szacunek dla Borussi Dortmund

Edward Gurban 68 387 52 87 [email protected]
Józef Młynarczyk, legendarny bramkarz reprezentacji Polski, z którą zajął trzecie miejsce na mundialu w 1982 r. Pochodzi z Nowej Soli, obecnie mieszka w Łodzi, gdzie prowadzi prywatną firmę transportową. Jest też opiekunem bramkarzy polskiej kadry olimpijskiej.
Józef Młynarczyk, legendarny bramkarz reprezentacji Polski, z którą zajął trzecie miejsce na mundialu w 1982 r. Pochodzi z Nowej Soli, obecnie mieszka w Łodzi, gdzie prowadzi prywatną firmę transportową. Jest też opiekunem bramkarzy polskiej kadry olimpijskiej. Edward Gurban
- Mam wielki szacunek dla Borussi Dortmund, która przypomina mi trochę moje FC Porto. Na nas też nikt nie stawiał - mówi przed sobotnim finałem Ligi Mistrzów Józef Młynarczyk, legendarny bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski.

- Jesteś jedynym polskim piłkarzem, który ustrzelił klubowy komplet: Puchar Mistrzów, Superpuchar Europy i Klubowy Puchar Świata. Jak wspominasz tamte czasy?
- Fantastycznie. Pochodziłem przecież z małego miasteczka, a nie z Zabrza, Warszawy czy Łodzi. Udział w tamtych rozgrywkach wspominam jak najpiękniejszy sen. W finale Pucharu Mistrzów spotkaliśmy się z Bayernem Monachium, który teraz zagra przeciwko Borussi Dortmund. Pamiętam, że jak wylądowaliśmy w Wiedniu, w mieście trwała wielka feta, urządzona głównie przez fanów i sympatyków Bawarczyków. Bookmacherzy obstawiali ich zwycięstwo w stosunku 19:1! W Bayernie grały takie sławy jak Matthaeus, Hoeness, Rummenigge czy znakomity bramkarz Pfaff. Każdy z tą drużyną musiał się liczyć.

- Pierwsza połowa spotkania zdawała się potwierdzać prognozy fachowców...
- Do przerwy przegrywaliśmy 0:1. W szatni trener rzucił hasło: "Nie mamy nic do stracenia, trzeba podjąć ryzyko i grać ofensywnie!". W drugiej połowie ruszyliśmy więc do przodu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Ku osłupieniu widowni oraz bukmacherów strzeliliśmy dwie bramki, a radość po zwycięstwie była ogromna. Ale to jeszcze nie koniec, bo podobną dramaturgię miały pozostałe wspomniane spotkania.

- Który z nich był dla ciebie najtrudniejszy?
- Najbardziej dał mi się we znaki grudniowy mecz w Tokio. Przyjechaliśmy siedem dni wcześniej, żeby się dobrze zaaklimatyzować. Przez sześć dni była znośna temperatura: 15-17 stopni. W nocy, przed meczem, niespodziewanie zaczęło padać. Gdy wyszliśmy na boisko, leżała już na nim 10-centymetrowa warstwa śniegu. Jako jedyny z drużyny poszedłem na rozgrzewkę. Każdy kontakt z ziemią oznaczał grudy śniegu za spodenkami. Spotkanie kończyłem przemarznięty, przemoknięty, ale szczęśliwy.

- Jak przed finałem oceniasz Borussię?
- Borussia od początku Ligi Mistrzów nie była faworytem. Wylosowała przecież w grupie Real Madryt, Manchester City i Ajax Amsterdam. Czy można gorzej? Jak się jednak okazało, grała z meczu na mecz lepiej i szła wysoko. To była wielka niespodzianka. Borussia przekonała, że trzeba się z nią liczyć. Mam wielki szacunek dla tej drużyny, która przypomina mi trochę moje FC Porto, na które nikt nie stawiał. Im piłka w grze nie przeszkadza. Grają szybko, widowiskowo i skutecznie. Porównując grę Bayernu, to uważam, ze jest to zespół kompletny, silny, grający z żelazną dyscypliną taktyczną. Niestety, nie uważam ich za faworytów, choć chciałbym, żeby sprawili niespodziankę.

- Jak zagrają Polacy z Borussi?
- Liczę, że dadzą z siebie wszystko i będą wyróżniającymi się postaciami. Robert Lewandowski ma świetną passę. Jak się pojawi szansa na strzelenie bramki, to na pewno ją wykorzysta. Spodziewam się atrakcyjnego meczu na bardzo wysokim poziomie. No i nie ukrywam, że mocno będę trzymał za nich kciuki.

- Co byś doradził młodym kandydatom na bramkarzy?
- Przede wszystkim wytrwałości i uporu w tym, co robią. Kiedyś było w szkołach dużo kółek sportowych. Grałem w piłkę ręczną, koszykówkę i piłkę nożną, nawet uczestniczyłem w zawodach lekkoatletycznych. Zatem rozwijałem się wszechstronnie. Podciągnąłem się pod względem fizycznym, sprawnościowym, być może nawet wzrostowym. Przecież w mojej rodzinie nikt poza mną nie ma imponującego wzrostu. Sport zadecydował o tym, jaki jestem. Tego samego życzę młodym adeptom. Żeby się nie załamywali przy pierwszym, drugim, czy nawet trzecim niepowodzeniu. Po nich przyjdą sukcesy. Trzeba mieć twardy charakter. Wierzyć w to, że co nie uda się dziś, to uda się jutro.

- Śledzisz losy Arki Nowa Sól, twojego pierwszego klubu?
- Nie za bardzo mam na to czas, choć nieraz kontaktuję się moim przyjacielem Józefem Śnieżko, który jak się niedawno dowiedziałem, został prezesem klubu. Serdecznie życzę Arce, żeby pod jego kierownictwem utrzymała się w tym roku w czwartej lidze i jak najszybciej wróciła do centralnych rozgrywek. Pozdrawiam przy okazji całą Nową Sól, szczególnie kibiców piłki nożnej!

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska