Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Kowalczyk: Albo wygrywam, albo będę dwudziesta. Mam to w nosie

Z Soczi Przemysław Franczak
Łzy szczęścia naszej złotej medalistki - Justyna Kowalczyk właśnie minęła metę biegu na 10 km stylem klasycznym.
Łzy szczęścia naszej złotej medalistki - Justyna Kowalczyk właśnie minęła metę biegu na 10 km stylem klasycznym. Paweł Relikowski
Kość może złamać, ale nic złamie jej charakteru. Justyna Kowalczyk napisała rozdział w historii igrzysk i polskiego sportu absolutnie wyjątkowy. Startując z kontuzją, na środkach przeciwbólowych, pobiegła po olimpijskie złoto.

Na 10 km techniką klasyczną nie było na nią mocnych. Nie dały jej rady Norweżki (Therese Johaug zdobyła brąz, Marit Bjoergen była piąta), nie dała Szwedka Charoltte Kalla (srebro). Zwyciężyła z dużą przewagą - 18,4 sek.

- Stanęłam na starcie i pomyślałam sobie, że albo to wygrywam, albo będę dwudziesta. Mam to w nosie, ryzykuję - opowiadała później Justyna.
Na mecie długo leżała bez tchu. Kiedy wreszcie wstała niewiele miała sił, żeby się cieszyć. Ocierała za to łzy. Ale nie były łzy bólu, tylko szczęścia.
- Ten medal jest najważniejszy, bo niewiele osób wie, jak to jest, gdy w pewnym momencie marzenia ci pryskają, a ty musisz o nie walczyć - mówiła.
Złamana kość śródstopia nie jest, jak się w czwartek (13 lutego) okazało, jedynym problemem, z jakim Kowalczyk ostatnio się zmagała.

- Kontuzja stopy to był tylko szczyt góry pecha olimpijskiego, który mnie spotkał. Na ostatnim treningu w Santa Caterina, tuż przed zawodami w Toblach, odmroziłam palce u nóg. Musiałam ściągać paznokcie. Wcześniej była jeszcze gorączka. Tu pierwszego dnia pobytu, gdy szłam po schodach noga mi "wyjechała" z buta i otarłam sobie ścięgno Achillesa. Dopiero w środę mogłam ubrać buty bez plastrów. Wszystko się waliło. Mój trener mógł we mnie wiele razy zwątpić w ostatnich tygodniach, a nie zwątpił ani przez moment. Naprawdę jest wielki. Dziękuję mu - powiedziała i ukryła twarz w dłoniach. Znów się wzruszyła.
Potem chwaliła pracę całego teamu. - Wszyscy pracowaliśmy na to złoto. Wiedzieliśmy, po co przyjechaliśmy. To był nasz najważniejszy bieg, nikt nie mógł zawieść i nikt nie zawiódł. Narty cudownie jechały - podkreśliła.

Nie tylko narty. Nogi, ramiona, głowa - wszystko było w czwartek u Justyny w mistrzowskiej formie. Wydawało się, że jej jedynej nie przeszkadza ciężki, mokry śnieg. Problem z pokonaniem podjazdu miał nawet potężny skuter dowożący dziennikarzy z biura prasowego na metę biegu, ale nie ona.
- Nie, nie, to był chyba mój najtrudniejszy bieg w życiu. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek była tak zmęczona, żebym przeszła do marszu. A na samej górze podbiegu znajdującego się tuż przed zjazdem na stadion tak było. Trener mówił wprawdzie, że wyglądałem całkiem przyzwoicie na tle innych, ale ja czułam straszliwą niemoc. Nie byłam w stanie wprowadzić nart w ślizg - dzieliła się wrażeniami.

- Dla Justyny ten sukces to wspaniała sprawa. Była dzisiaj bardzo mocna. Za mocna - mówiła po biegu Bjoergen. Kiedy Norweżka kończyła bieg na jej twarzy malowało się cierpienie.
Kowalczyk: - Ja ostatnie 30 metrów po prostu szłam, musiałam walczyć ze swoim ciałem.
Taktykę miała prostą. - Wiedziałam, że pierwsza część trasy jest łatwa i mogę tam trochę stracić. Musiałam więc pójść na maksa, bo potem mogłabym się nie wygrzebać. Po pięciu kilometrach miałą już serdecznie dość, ale tam dalej czekało mnie trochę zjazdów, zakrętów, więc mogłam tam trochę odpocząć - opisywała.

Kiedy biegła do mety wzdłuż trybun zrobiło się na nich biało-czerwono. Przejechała linię mety i stałą się najbardziej utytułowanym polskim sportowcem w historii zimowych igrzysk (5 medali).
- Nie myślę o tym, ale strasznie cieszę się z sukcesu. Nie było o niego łatwo, ale jak się wszystko wali, to trzeba po prostu zrobić swoją robotę - stwierdziła Justyna.
Apetyt na więcej? Jedno jest pewne - na igrzyskach jeszcze pobiegnie. Przed nią jeszcze sztafeta i bieg na 30 km techniką dowolną.
- Jeśli ktokolwiek myślał, że zostawię dziewczyny w sztafecie, to mnie nie zna - rzuciła zadziornie.
W czwartek wieczorem w parku olimpijskim odebrała złoty medal. Ten najważniejszy. 686 gramów czystego szczęścia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska