ROCZNICA WIELKIEJ UCIECZKI
ROCZNICA WIELKIEJ UCIECZKI
Wyjątkowo dopiero w środę 26 marca odbędą się obchody 64. rocznicy ucieczki ze Stalagu Luft III. - Wcześniej mieliśmy święta, a do wtorku dzieci mają - wyjaśnia Jacek Jakubiak, dyrektor żagańskiego Muzeum Martyrologii Alianckich Jeńców Wojennych.
Jutro o godz. 12.00 uroczystości rozpoczną się przy kamieniach symbolizujących wyjście z tunelu Harry. Potem przybyli goście zwiedzą tereny poobozowe i zostaną zaproszeni na ognisko w pobliżu muzeum.
W piątek z okazji rocznicy ucieczki odbędzie się konkurs dla dzieci i młodzieży z powiatu żagańskiego. - Będzie to połączenie konkursu sprawnościowego z wiedzowym na temat ucieczki - zapowiada J. Jakubiak. Początek o godz. 10.00 przy muzeum.
Uciekać chciało 500 jeńców, wybrać można było jedynie ok. 200. Ostatecznie 80 miejsc przydzielono najbardziej zasłużonym, resztę wyłoniono drogą losowania. 24 marca uciekinierów nie odstraszyła nawet fatalna pogoda, podobnie jak w tym roku, także w 1944 w Żaganiu sypał śnieg i było mroźno.
Udawali robotników
Wieczorem w baraku 104 zebrała się grupa jeńców. Wszyscy w cywilnych ubraniach, z walizkami i innymi pakunkami. Aż do 22.15 musieli czekać na otwarcie tunelu. Chwilę potem okazało się, że wyjście zostało źle wymierzone i znajdowało się 3 metry przed lasem. Mimo to 80 udało się wyjść z tunelu i ruszyli dalej.
Reszta została powstrzymana przez Niemców, którzy odkryli tunel i szybko ogłosili obławę na terenie całych Niemiec. Pierwszych złapano uciekających pieszo. Udawali oni przymusowych robotników. Tak podróżowała m.in. dwunastoosobowa grupa udająca urlopowanych pracowników tartaku. Przez Trzebów dotarli w okolice Jeleniej Góry skąd piechotą próbowali dostać się do Czech.
.
W ciągu następnej doby niemal wszyscy trafili za kratki. Ten sam los spotkał większość piechurów. 29 marca w więzieniu w Zgorzelcu było już 35 uciekinierów. Niewiele do szczęścia zabrakło Sydneyowi Dowse i Stanisławowi Królowi, którzy postanowili dotrzeć do przedwojennej granicy polskiej - po 12 dniach wędrówki zostali zatrzymani 3 km od celu. "Wielki X", czyli Roger Bushell z towarzyszem dotarli do Saarbrucken, inni na granicę duńską, do Czech lub do Szczecina.
Pomógł im akcent
Udało się jedynie trzem. Per Bergsland i Jens Muller dotarli do Szczecina. Pomogło im to, że mówili po niemiecku ze skandynawskim akcentem. W Szczecinie, w domu publicznym, znaleźli Szweda, który obiecał im pomóc. Gdy ten "nawalił" pomogli im dwaj inni Skandynawowie. Marynarze ukryli ich w komorze łańcuchowej, nie odkryła ich niemiecka rutynowa kontrola. 28 marca byli w Goeteborgu, następnego dnia w Sztokholmie i w brytyjskim konsulacie.
Trzecim, któremu się udało był Holender Bram van der Stock, który samotnie przez Wrocław i Drezno dotarł do Alkmaar w Holandii. Jemu także pomogła znajomość niemieckiego i to z silnym holenderskim akcentem. Na dodatek, gdy znalazł się w swoim okupowanym kraju mógł poprosić o pomoc przyjaciół, a później krewnych w Belgii. Do Wielkiej Brytanii dotarł po podróży przez Francję i Hiszpanię. Wszyscy trzej po dotarciu do Wielkiej Brytanii ponownie wsiedli do samolotów i brali udział w wojnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?