Zaiste świat Tumora, Księcia Liczb oraz Rozhulantyny, Izi, Balantyny i całej reszty dworu Wielkiego Matematyka pełen jest piekielnych pomysłów, które rodzą się z nudy i nienasycenia. Świat jak ze snu. Albo z teatru, w którym wszystko zdarzyć się może. Więc się zdarza.
Długa wytyczona pomiędzy rzędami widowni ,,scena" zdaje się nie mieć początku ani końca. Postacie wyłaniają się z głębi kulis (w których widz ogarnia jedynie kawałek salonu z portretem przodka), by pojawić się np. na odległym balkonie dużej sali. Publiczność jest w środku gry także poprzez teatr cieni na ekranach ustawionych równolegle do ,,sceny".
Forma przedstawienia od początku uwalnia widza od bagażu logiki, narzucając własne prawa. Ogromnym atutem kaliskiego przedstawienia jest spójność scenicznej wizji mimo całej różnorodności tworzywa, jakim posiłkują się autorzy spektaklu: reżyser Jan Nowara, scenograf Marek Mikulski, choreograf Jarosław Śliwiński (o muzyce już była mowa). Wykreowany przez nich, wzięty w teatralny nawias świat nie ma nic wspólnego z realnym. Nic poza groteskowo ukazanym mechanizmem istnienia. Z szaleńczą pogonią za pomysłami, które na chwilę ukoją zmysły. O duszę dziś też nikt nie pyta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?