Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kajetan P. w piątek usłyszy wyrok. Poznański Hannibal Lecter był ścigany przez pół Europy. Za brutalną zbrodnię dostanie dożywocie?

Norbert Kowalski
Norbert Kowalski
To była zbrodnia, która wstrząsnęła całą Polską. Przez dwa tygodnie Kajetan P., nazywany polskim lub poznańskim Hannibalem Lecterem, był najbardziej poszukiwanym przestępcą w kraju. Ostatecznie policyjna specgrupa z Poznania przemierzyła pół Europy, żeby na Malcie zatrzymać mężczyznę, któremu zarzuca się brutalną zbrodnię. W piątek sąd wyda wyrok w jego sprawie.
To była zbrodnia, która wstrząsnęła całą Polską. Przez dwa tygodnie Kajetan P., nazywany polskim lub poznańskim Hannibalem Lecterem, był najbardziej poszukiwanym przestępcą w kraju. Ostatecznie policyjna specgrupa z Poznania przemierzyła pół Europy, żeby na Malcie zatrzymać mężczyznę, któremu zarzuca się brutalną zbrodnię. W piątek sąd wyda wyrok w jego sprawie. archiwum
To była zbrodnia, która wstrząsnęła całą Polską. Przez dwa tygodnie Kajetan P., nazywany polskim lub poznańskim Hannibalem Lecterem, był najbardziej poszukiwanym przestępcą w kraju. Ostatecznie policyjna specgrupa z Poznania przemierzyła pół Europy, żeby na Malcie zatrzymać mężczyznę, któremu zarzuca się brutalną zbrodnię. W piątek sąd wyda wyrok w jego sprawie.

Warszawa, środa 3 lutego 2016 roku, strażacy otrzymują zgłoszenie o pożarze w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Potockiej na Żoliborzu. Kilkadziesiąt minut później, po ugaszeniu ognia, dokonują dramatycznego odkrycia. Znajdują poćwiartowane zwłoki 30-letniej kobiety. W pokoju znajduje się ciało bez głowy. Ta zostaje odnaleziona niedaleko zwłok. O sprawie od razu powiadomiono policję. W tym samym czasie Kajetan P., podejrzany o tę brutalną zbrodnię, zaczyna realizować swój plan ucieczki. To właśnie jego w kolejnych dniach będą szukali przez pół Europy poznańscy policjanci.

Życie ludzkie nie jest warte więcej niż życie świni
Kajetan P. urodził się i wychowywał na Grunwaldzie w Poznaniu. Ukończył gimnazjum św. Urszuli Ledóchowskiej oraz liceum św. Marii Magdaleny. Jego matka pracuje jako prokurator, zaś ojciec prowadzi firmę. Do Warszawy mężczyzna wyjechał dopiero na studia. Pracował tam w jednej z bibliotek i nigdy wcześniej nie był karany.

Jednak wraz z upływem czasu coraz bardziej zrywał kontakty ze znajomymi i bliskimi. Izolował się od nich, fascynował się kanibalizmem i zastanawiał się nad realizacją swojego planu. „Planu samodoskonalenia i pozbywania się własnych słabości” jak stwierdził po zatrzymaniu. Kajetan P. chciał bowiem wyzbyć się przekonania, że życie ludzkie jest warte więcej niż życie świni lub komara.

Kajetan P. ma ograniczoną poczytalność:

Źródło: TVN24

Kilka dni po przerażającej zbrodni tygodnik Polityka opublikował fragmenty tekstów Kajetana P., które przedstawił w redakcji. Zaproponował do publikacji tematy o słynnych smakoszach na przestrzeni dziejów (w tym o fikcyjnym Hannibalu Lecterze, literackim wzorze kanibalizmu), wymiarze filozoficzno-moralnym polowania, a także o samym kanibalizmie. „Czy nie powinniśmy choć raz w życiu zabić swojego obiadu, aby być ze sobą w moralnej zgodzie” i „Cóż jest takiego złego w zjedzeniu ludzkiego mięsa?” – pisał Kajetan P. Jeden z proponowanych tekstów kończył się konkluzją: „gdybyśmy pominęli chrześcijańską doktrynę, nie ma moralnej różnicy między zjedzeniem kurczaka a człowieka”.

Czytaj też: Poznań: Telewizja Polska pozwała prezydenta Jacka Jaśkowiaka. Proces w sądzie trwał... 10 minut

– To człowiek pozbawiony emocji, zły – tak o Kajetanie P. wypowiadał się oficer operacyjny z poznańskiego Zespołu Poszukiwań Celowych, który prowadził poszukiwania mężczyzny.

I dodawał: – Osoby, z którymi rozmawialiśmy, mówiły, że jakiś czas temu Kajetan P. po prostu stał się dziwny. Przyjeżdżając do Poznania, nie sypiał w domu, ale potrafił przez cztery dni samotnie przebywać nad jeziorem. Prowadził taki tryb życia, to ponoć pozwalało mu się wyciszyć.

Na wycieczce z rodziną do Grecji, zamiast spać w opłaconym hotelu, wolał nocować w ruinach. Oszczędzał nawet na telefonach. Sam rzadko wykonywał połączenia, a kiedy chciał się z kimś skontaktować pisał: „zadzwoń”. Jego ofiarą została 30-letnia Katarzyna J., z pochodzenia radomianka, która na co dzień mieszkała w Warszawie. Była lektorką języka włoskiego, udzielała z niego korepetycji.

Brutalna zbrodnia
Tragicznego dnia Katarzyna J. umówiła się z Kajetanem P. na zajęcia z języka włoskiego. Dla samego Kajetana P. była to jedynie przykrywka. Przed spotkaniem doskonale wiedział, że zabije kobietę.

Kajetan P. spotkał się ze swoją ofiarą w jej mieszkaniu na warszawskiej Woli. Nagle zaatakował ją nożem w szyję. Po zabójstwie odciął jej głowę, zapakował zwłoki do torby i zwyczajnie poszedł na taksówkę. Mężczyzna pojechał z ciałem do mieszkania przy ul. Potockiej, gdzie wynajmował pokój. Kiedy taksówkarz zwrócił uwagę, że z torby cieknie krew, stwierdził, że przewozi w niej tuszę dzika.

W mieszkaniu przy ul. Potockiej celowo wywołał niewielki pożar. Na miejsce przyjechali strażacy. Kiedy sprawa wyszła na jaw i zrobiła się głośna, o dziwnym pasażerze przypomniał sobie również kierowca taksówki. Połączył fakty i także zgłosił się na policję. A ta rozpoczęła poszukiwania Kajetana P., który został już okrzyknięty Hannibalem Lecterem. Brutalna zbrodnia i rozczłonkowanie ciała od razu przywodziły na myśl skojarzenia z bohaterem literackim.

Zobacz też: Poznań: Adwokat Jakub B. skazany na więzienie i wydalony z zawodu. Ma trafić za kratki na dwa lata za oszustwo biznesmena

Po dwóch dniach prokuratura wysłała do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie Kajetana P. Postawiła mu też zarzut zabójstwa. Takie działania pozwoliły śledczym wystawić za mężczyzną list gończy a później wydać także Europejski Nakaz Aresztowania. Śledczy zdawali sobie już sprawę, że 33-latek mógł uciec za granicę, mimo iż początkowo przekonywali, że nie było wiadomości, które mogłyby o tym świadczyć.

Kupił damską kurtkę i kłócił się o jeden grosz
Sam Kajetan P., po zabójstwie i wywołaniu pożaru, wybrał jeszcze z banku 15 tys. zł i wyruszył w kierunku warszawskiego dworca centralnego. Była środa, 3 lutego, około godziny 16. Mężczyzna wsiadł do pociągu i pojechał do Poznania. To dopiero pierwszy z kilku przystanków na jego trasie.

Początkowo poszukiwania Kajetana P. prowadzili policjanci z Warszawy. Pojawili się w Poznaniu i przeszukali rodzinny dom Kajetana. Nie znaleźli w nim jednak żadnego śladu. Tak samo jak w rodzinnej leśniczówce pod Obornikami. Funkcjonariusze pojawili się nawet na mszy świętej u Dominikanów. Dostali bowiem informacje, że był tam mężczyzna przypominający wyglądem poszukiwanego Kajetana P. Ostatecznie te wiadomości się nie potwierdziły.

Kajetan P. chciał przechytrzyć psychiatrów?

Źródło: TVN24

Kajetana P. w tym czasie w stolicy Wielkopolski już nie było. 6 lutego poszukiwania przejęła poznańska specgrupa policjantów z Zespołu Poszukiwań Celowych. To specjaliści, którzy zajmują się jedynie poszukiwaniem groźnych i ukrywających się przestępców. Nazywani są łowcami głów, bo w ciągu kilkunastu lat działalności odnaleźli kilkuset przestępców. To właśnie oni zaczęli krok po kroku ustalać, co działo się z Kajetanem P. Przejrzeli kilkadziesiąt godzin nagrań z monitoringu. I w końcu, 7 lutego natrafili na trop Kajetana P. Wtedy potwierdzili, że mężczyzna 3 lutego przyjechał do Poznania.

W stolicy Wielkopolski Kajetan P. zrobił sobie krótką przerwę. W tym czasie poszedł do centrum handlowego Poznań City Center (obecnie Avenida) – Wszedł do kilku sklepów. Zamówił okulary, kupił charakterystyczną damską kurtkę unisex, czerwoną koszulkę i plecak. Dopiero z tak zmienionym wyglądem ruszył dalej. Wiedzieliśmy też, że potrafi spać kilka dni na ulicy albo w lesie. Jest też osobą bardzo oszczędną. W Poznaniu, kupując jedną z rzeczy, wykłócał się o jeden grosz reszty – wyjaśnia jeden z „łowców głów”.

Sprawdź też:

I dodaje: – On się nie spieszył, wręcz przeciwnie. Był opanowany i zachowywał się racjonalnie. Na nagraniach mogliśmy wskazać kilka innych osób, które zachowywały się tak, jakby miały coś na sumieniu. Nie zdradzał żadnych emocji. Godzinami analizowaliśmy nagrania z monitoringu. Sprawdziliśmy, jak zachowywał się podejrzany, gdzie był, co robił. Jedno wiedzieliśmy na pewno: żeby go znaleźć, musimy wyjechać z Polski.

Ścigany przez pół Europy
Z Poznania Kajetan P., jeszcze 3 lutego, wyjechał pociągiem w kierunku Berlina. Żeby oszczędzać pieniądze... nie kupił bezpośredniego biletu do stolicy Niemiec. Zamiast tego miał bilet do Rzepina, czyli ostatniej stacji po polskiej stronie. Stamtąd jedną stację do Frankfurtu pokonał „na gapę” i dopiero tam kupił bilet do Berlina. – On umiał oszczędzać i wiedział, że jest taka możliwość. To może wskazywać, że właśnie tak zaplanował ucieczkę – opowiadał nam policyjny „łowca głów”.

Sprawdź też: Wypadek w Puszczykowie: Prokuratura powołała biegłego. Ma zbadać dokładne okoliczności tragedii. Kiedy akt oskarżenia?

W stolicy Niemiec Kajetan P. spędził zaledwie jedną noc. Chociaż poznańscy policjanci w Berlinie analizowali nagrania z monitoringu tamtejszego dworca, niewiele można było z niego wywnioskować. Wiedzieli jedynie, że Kajetan P. kręcił się po dworcu i analizował rozkłady jazdy. W pewnym momencie trop nagle się urwał. Przez kolejne dni policjanci próbowali ustalić, co się wydarzyło. Przełom przyszedł niespodziewanie.

„Łowcy grup” ustalili, że Kajetan P. pojawił się we Włoszech. Jak to się udało? Tego nie zdradzali. Przedstawiciele policji enigmatycznie informowali jedynie, że Kajetan P. zostawił po sobie „ślady telekomunikacyjne”. Najprawdopodobniej dostał się do Włoch korzystając z komunikacji publicznej. Jego śladem podążyli poznańscy funkcjonariusze. W Bolonii dotarli do kobiety, która go spotkała. – Rozpoznała go na zdjęciu – mówił jeden z „łowców głów”. Podczas rozmowy z Kajetanem P. kobieta zasugerowała mu, że zanim wyjedzie, może zwiedzić katedrę i kościół. Mężczyzna miał jej na to odpowiedzieć, że miejscem, które naprawdę chciałby zobaczyć w Bolonii jest Teatro Anatomico. To tam prowadzono pokazowe sekcje zwłok...

Zatrzymany na dworcu w stolicy Malty
Kiedy wydawało się, że trop po Kajetanie P. znowu może się urwać, specgrupa nagle ustaliła, że poszukiwany najprawdopodobniej znajduje się już na Malcie. Funkcjonariusze od razu ruszyli w kierunku niewielkiej wyspy. Podobnie jak Kajetan P., pojechali najpierw na Sycylię, a stamtąd promem dostali się na Maltę.

Z promu do hostelu, w którym się zatrzymał Kajetan P., miał zaledwie 20 minut drogi piechotą. Przebywał w nim od 9 do 11 lutego, później wyjechał. Wrócił na jedną noc z 15 na 16 lutego. Nie wiadomo jednak, gdzie spędził pozostałe dni. – Wiemy natomiast, że w tym czasie poruszał się po wyspie komunikacją miejską. Cały czas wybierał najtańsze środki transportu. Mamy bilety i paragony, które zostawił po sobie w maltańskim hostelu – opowiada oficer operacyjny ZPC.

Przekazanie Kajetana P. polskiej policji:

Kobieta, która prowadziła hostel w Valetcie, stwierdziła potem, że została tak zauroczona przez Kajetana P., że nie poprosiła go o dowód osobisty i uwierzyła, że jest niemieckim turystą o imieniu Charlie. Kiedy funkcjonariusze dotarli do hostelu, zastali już tylko pusty pokój. Od właścicielki usłyszeli, że Kajetan stwierdził, że już do niego nie wróci, bo zobaczył wszystko na Malcie i wyjeżdża. Od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa walka z czasem.

Funkcjonariusze szybko ustalili, że Kajetan P. próbował dowiedzieć się, jak dostać się do Tunezji bez paszportu oraz zgłosił się na lokalnym komisariacie kłamiąc o tym, że zgubił paszport. Pojawił się też w tunezyjski konsulacie prosząc o wpuszczenie do Tunezji i zapewniając, że zgłosi się tam do polskiej ambasady, by wyrobić paszport.

Czytaj też: Gniezno: Trafią do więzienia za kradzież i pobicie Polaka, którego... pomylili z Arabem. Sąd w Poznaniu skazał trzech mężczyzn

– Pojechałem do konsulatu Tunezji, ale jeszcze w drodze dostaliśmy sygnał, że P. już tam był i wyszedł 20 minut wcześniej. Wysłałem kilku ludzi pod ambasadę Polski, a kilku na dworzec autobusowy, gdzie spodziewaliśmy się podejrzanego – opowiadał nam jeden z „łowców głów.

Sprawdź też:

To był strzał w dziesiątkę. 17 lutego 2016 roku około godziny 15 Kajetan P. wysiadł z autobusu na dworcu w Valetcie. Poznańscy policjanci szybko go zauważyli i dali sygnał maltańskim funkcjonariuszom, który natychmiast go zatrzymali. Podczas zatrzymania przy Kajetanie P. zabezpieczono nóż.

Papierkowa robota, powrót do Polski i początek procesu
Jeszcze nie opadły emocje po schwytaniu P., a pojawiły się problemy proceduralne. Europejski Nakaz Aresztowania, na podstawie którego go zatrzymano, wymagał uzupełnienia. Szybko okazało się, że uzupełnienie opisu przestępstwa może jednak nie wystarczyć. Kajetan P. został bowiem zatrzymany na podstawie pierwotnej wersji nakazu. Poznańscy funkcjonariusze byli przygotowani na to, że P. może wyjść na wolność z aresztu. Do tego na szczęście nie doszło, bo mężczyzna popełnił wcześniej dwa błędy. Będąc na Malcie, złożył w komisariacie fałszywe zawiadomienie o zagubionym paszporcie, a podczas zatrzymania miał przy sobie nóż. Policjantom z Malty zapaliły się lampki, że mogą zatrzymać go na podstawie prawa lokalnego, a później wpłynie właściwy ENA.

26 lutego Kajetan P. został przetransportowany samolotem do Polski. Podczas lotu mężczyzna był agresywny. Zaatakował nawet policjantów, których próbował ugryźć. Już w areszcie mężczyzna zaatakował także biegłą psycholog, za co później usłyszał kolejny zarzut. Rzucił się na nią z odłamkiem szkła i dusił kobietę. W areszcie miał status niebezpiecznego więźnia. Kiedy go wyprowadzano, za każdym razem zakładano mu na głowę specjalny kask ochronny, żeby nie mógł zrobić krzywdy zarówno sobie, jak i innym.

Sprawdź też: Poznań: 25 lat więzienia za zabójstwo pod Sierakowem. Mężczyźni skazani za brutalną zbrodnię i samosąd

Z pierwszej opinii biegłych wynikało, że Kajetan P. był niepoczytalny, kiedy popełnił zbrodnię. A to oznaczałoby, że prokuratura musiałaby umorzyć śledztwo, zaś mężczyzna trafiłby jedynie do zamkniętego zakładu. Śledczy nie dali jednak wiary tym ustaleniom i zlecili drugą opinię. Z jej wynikało, że Kajetan P. miał ograniczoną poczytalność. W polskim prawie oznacza to, że może odpowiadać za swoje czyny, lecz sąd ma także możliwość zastosowania wobec niego nadzwyczajnego złagodzenia kary.

W lipcu 2017 roku prokuratura skierowała do sądu w Warszawie akt oskarżenia przeciwko Kajetanowi P. Warszawski sąd niespodziewanie zwrócił jednak akt oskarżenia śledczym uznając, że zawiera on braki. Po ich uzupełnieniu, w lutym 2018 roku, śledczy ponownie wystosowali do sądu akt oskarżenia. Niedługo później, bo w maju 2018 roku, ruszył proces polskiego Hannibala. Już na samym początku sąd podjął decyzję, że z uwagi na stan zdrowia Kajetana P. oraz drastyczny charakter sprawy proces będzie toczył się niejawnie. Ostatnia rozprawa odbyła się w czerwcu. Wygłoszono na niej mowy końcowe. Prokuratura domaga się dla Kajetana P. kary dożywotniego więzienia. Wyrok zostanie ogłoszony w piątek o godzinie 10.30.

Sprawdź też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Kajetan P. w piątek usłyszy wyrok. Poznański Hannibal Lecter był ścigany przez pół Europy. Za brutalną zbrodnię dostanie dożywocie? - Głos Wielkopolski

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska