Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kalicińska: Teraz napiszę powieść ociekającą seksem

Redakcja
Małgorzata Kalicińska, warszawianka, zadebiutowała w wieku 50 lat. Jej pierwsza książka rozeszła się w nakładzie ponad 60 tys. sztuk, podobnie jak druga. Obie były kilka razy notowane w pierwszych dziesiątkach bestsellerów Empiku.
Małgorzata Kalicińska, warszawianka, zadebiutowała w wieku 50 lat. Jej pierwsza książka rozeszła się w nakładzie ponad 60 tys. sztuk, podobnie jak druga. Obie były kilka razy notowane w pierwszych dziesiątkach bestsellerów Empiku.
Rozmowa z Małgorzatą Kalicińską, pisarką.

O czym są jej książki

O czym są jej książki

"Dom nad rozlewiskiem" to historia Gosi, 40-letniej bizneswoman, której wali się kariera. Wyjeżdża na Mazury i poznaje do tej pory obcą sobie matkę - Basię. Kobiety budują pensjonat, gotują, gadają, opiekują się niepełnosprawną Kasią. Po drodze Gosia przeżywa drugą miłość. "Powroty nad rozlewisko" to historia Basi, mamy Gosi. Opowiada o tym, jak rozpadło jej się małżeństwo, dlaczego straciła kontakt z córką i jak na nowo zbudowała sobie życie.

- Jak się zaczęła pani przygoda z literaturą?- Przez sześć lat budowałam na Mazurach pensjonat. Nie udało się, firma splajtowała, majątek musiał trafić do syndyka. A ja tego majątku, mocno zaryczana, pilnowałam. Pisarstwo to była terapia. Najpierw za namową córki spisałam rodzinne historie. Mąż dołożył do tego zdjęcia, oprawił i wyszła książka, tak ze 200 stron. Wtedy pomyślałam, że być może potrafię więcej. Różne historyjki plątały mi się po głowie. Chciałam napisać powieść otulającą, takie "Dzieci z Bullerbyn" dla dorosłych. Chyba wyszło, bo "Dom nad rozlewiskiem" czytelnikom się spodobał.

- Jak udało się pani wydać książkę w tych czasach, kiedy wydawnictwa są zarzucone różnymi tekstami?

- To była magia. Kiedy już skończyłam pisać "Dom", wysłałam kopie do ośmiu wydawnictw. Cztery nie odpowiedziały, dwa odmówiły, kolejne dwa się wahały. Wtedy zadzwonił Tadeusz Zysk z wydawnictwa w Poznaniu i zapytał, czy z kimś już o książce rozmawiałam. Zgodnie z prawdą powiedziałam, że z dwoma wydawnictwami. Usłyszałam, żeby pogonić zalotników, a tę rozmowę uważać za zaręczyny.

- Kiedy zdecydowała się pani napisać drugi tom, czyli "Powroty nad rozlewisko"?- Trochę pod presją czytelniczek. Kiedy na pierwszym spotkaniu promocyjnym usłyszałam, dlaczego to się skończyło, bardzo dokładnie je rozumiałam. Ale prawda jest taka, że to wszystko za sprawą Tadeusza Zyska. On mnie po prostu podszedł. Zadzwonił i poprosił o napisanie opowiadanie wigilijnego. A potem stwierdził, że skoro jest środek, wystarczy dopisać początek i koniec. No i tak powstał drugi tom.

- A potem w czasach, kiedy wiele książek sprzedaje się w nakładzie do 1 tys. egzemplarzy, "Dom..." sięgnął kilkudziesięciu tysięcy. Co pani wtedy czuła?- Kompletny zawrót głowy. Ja po prostu nie bardzo rozumiałam, co się dzieje. A o tym, że książki są popularne, przekonałam się w jednej z bibliotek w Małopolsce. Tam "Dom..." to był stos pojedynczych, sypiących się kartek. A nie ma nic piękniejszego dla pisarza, niż zobaczyć zaczytany egzemplarz swojej książki. Ja zresztą najbardziej lubię chodzić po podziemiach dworca PKP w Krakowie i oglądać stare książki wyłożone na tych niekończących się ladach. Najbardziej są zaczytane Harlekiny, których ponoć nikt nie czyta.

- Planuje pani wydanie kolejnej książki?- Nie tylko planuję. Trzecia książka się ukaże 28 listopada. A niech tam, powiem: zatytułowałam ją "Miłość nad rozlewiskiem". Będzie to ostatni tom, bo nie mam zamiaru pisać sagi o losach Gosi, jednej z głównych bohaterek. Podobnie jak w poprzednich tomach będzie trochę przepisów kulinarnych, ale mniej, bo nie miałam czasu nad nimi popracować. Zresztą mistrzem i absolutnym królem kuchni jest mój brat.

- Co potem?- Planuję napisać powieść ociekającą seksem. A kiedy się tą informacją podzieliłam na pewnym spotkaniu literackim z bibliotekarkami, usłyszałam tylko: a pisz kobieto, pisz.

- Chodzą słuchy, że ma powstać serial na podstawie "Domu...".- Początkowo to miał być film, ale nie dało się akcji ścieśnić do półtorej godziny, zaczęły się więc rozmowy o serialu. W kółko zmieniały się ekipy, reżyserzy... Przestałam to wszystko ogarniać i dałam sobie spokój. Wiem, że coś tam się kręci, ale szczegółów nie znam.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska