Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamilek z Częstochowy nie żyje. Chłopiec został skatowany, bo zrzucił telefon ojczyma na podłogę... [REPORTAŻ]

Katarzyna Stacherczak
Katarzyna Stacherczak
Ośmioletni Kamilek zginął, bo zrzucił telefon ojczyma na podłogę...
Ośmioletni Kamilek zginął, bo zrzucił telefon ojczyma na podłogę... KMP Cz-wa
Częstochowa, dzielnica Stradom… Zdecydowaną większość stanowią tu domy jednorodzinne. Czasem ujrzymy też pojedyncze kamienice. W tym tę jedną – owianą sławą najgorszą z możliwych. To właśnie tu – przy ulicy Kosynierskiej 7 w mieszkaniu socjalnym – rozegrał się prawdziwy dramat. Dramat, który 8-letni Kamil przypłacił życiem.

Spis treści

Skatowany 8-latek z Częstochowy

Pod jednym dachem – w niewielkim lokalu - mieszkały w sumie dwie rodziny. To matka Kamilka 35-letnia Magdalena B. wraz z mężem 27-letnim Dawidem B. i dziećmi oraz jej siostra Aneta J. wraz z mężem i dziećmi. Tuż za ścianą sąsiedzi… Aż trudno uwierzyć, że nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co przeżywa mały chłopiec.

Sprawa wyszła na jaw, w poniedziałek, 3 kwietnia. Chłopca przyszedł odwiedzić jego biologiczny ojciec. Zauważył, że dziecko ma bardzo poważne obrażenia i jest poparzone. O wszystkim zaalarmował odpowiednie służby. Później wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Na miejsce najpierw przyjechała karetka pogotowia ratunkowego. Po jakimś czasie przyleciał śmigłowiec pogotowia ratunkowego i przetransportował ośmiolatka do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka przy ul. Medyków w Katowicach. Chłopiec miał liczne obrażenia ciała – między innymi poparzoną głowę, klatkę piersiową i kończyny. Jak przekazali lekarze, oparzenia obejmowały blisko jedną czwartą powierzchni ciała.

Kamil niemal od razu przeszedł operację. Trafił na oddział intensywnej terapii. Jego stan od początku był ciężki. Lekarze wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej i rozpoczęli dramatyczną walkę o życie chłopca.

Niemal każdego dnia z niepokojem wyczekiwaliśmy na najnowsze doniesienia ze szpitala. Z nadzieją przyjmowaliśmy nawet najdrobniejsze pozytywnie informacje. Wszyscy wierzyli, że Kamilek mimo tego co przeszedł, wróci do zdrowia. Tak się jednak nie stało...

Matka i ojczym aresztowani

W tym samym dniu, w którym Kamil trafił do szpitala, 3 kwietnia, śledczy zatrzymali 35-letnią matkę i jej 27-letniego męża, ojczyma chłopca. Prokuratura Okręgowa w Częstochowie wszczęła śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa 8-latka i spowodowania u niego ciężkich obrażeń ciała w postaci głowy, klatki piersiowej i kończyn. Dotyczy ono również znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad chłopcem, a także narażenia go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.

Gdy prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie opowiadał dziennikarzom o szczegółach sprawy, po całym ciele przechodziły ciarki. Wszyscy w kompletnej ciszy słuchali o przerażających ustaleniach. A to był dopiero początek tej dramatycznej sprawy...

Do usiłowania zabójstwa miało dojść kilka dni wcześniej - 29 marca. To właśnie wtedy chłopiec miał zostać pobity i poparzony. Przez kilka dni nikt nie udzielił mu pomocy! A przecież mieszkał pod jednym dachem z czwórką dorosłych ludzi. Chłopiec cierpiał i przeżywał piekło w domowym zaciszu.

- W toku śledztwa prokurator przedstawił zarzuty popełnienia przestępstw dwóm osobom. 27-letniemu ojczymowi Kamila i 35-letniej matce – mówił na początku kwietnia prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. - Dawidowi B. prokurator zarzucił, że 29 marca bieżącego roku usiłował pozbawić życia swojego 8-letniego pasierba polewając go wrzątkiem oraz umieszczając na rozgrzanym piecu węglowym. W ten sposób spowodował u dziecka ciężkie obrażenia ciała w postaci licznych oparzeń głowy, klatki piersiowej oraz kończyn – wyjaśniał prokurator Tomasz Ozimek.

Prokurator przedstawił Dawidowi B. także zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad 8-letnim pasierbem poprzez bicie i kopanie go po całym ciele oraz przypalanie papierosami. Mężczyzna w ten sposób spowodował u dziecka obrażenia ciała w postaci licznych złamań kończyn oraz ran oparzeniowych. Dawid B. przyznał się do popełnienia przestępstw, jednakże odmówił złożenia jakichkolwiek wyjaśnień w tej sprawie.

Z kolei 35-letniej matce prokuratura zarzuciła narażanie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, a także udzielenie pomocy mężowi w znęcaniu się nad chłopcem. Kobieta bowiem nie reagowała na zachowania męża. Magdalena B. przyznała się do popełnienia tych przestępstw i złożyła wyjaśnienia w tej sprawie. Twierdziła, że nie pomogła dziecku, bo... bała się męża.

Sąd tymczasowo aresztował 35-latkę i jej 27-letniego partnera.

Ciocia i wujek także z zarzutami

W toku śledztwa prokuratura przedstawiła też zarzuty 45-letniej Anecie J., starszej siostrze Magdaleny B., ciotce 8-letniego Kamilka oraz jej mężowi Wojciechowi J. To właśnie oni – oraz ich dzieci - mieszkali pod jednym dachem z Magdaleną B. i Dawidem B. i ich rodziną.

Prokurator zarzucił Anecie J. i Wojciechowi J., że zarówno kobieta, jak i mężczyzna nie udzielili pomocy swojemu 8-letniemu siostrzeńcowi, mimo że był w stanie, który zagrażał jego życiu. Nikt z nich nie zareagował na zachowanie Dawida B., ani nie wezwał też pomocy medycznej do dziecka. Aneta J. i jej mąż nie przyznali się do winy. Prokurator zastosował wobec nich dozór policji. Zarówno kobiecie, jak i mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia.

Sytuacja rodzinna budziła niepokój

Rodzina, w której doszło do dramatu, była znana Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Społecznej w Częstochowie. Była objęta wsparciem pracownika socjalnego od marca 2021 roku. W czerwcu 2022 roku pracownicy socjalni zdecydowali o konieczności zawiadomienia sądu o sytuacji rodziny. Dyrektor MOPS wystosowała pismo w tej sprawie wraz z wnioskiem o zabezpieczenie dzieci w pieczy zastępczej. Powodem były problemy rodziny, natomiast - jak wtedy ustalono - nie dotyczyły one przemocy. Sąd nie wydał jednak postanowienia w tej sprawie.

W sierpniu 2022 roku rodzina wyjechała poza Częstochowę i przeprowadziła się do Olkusza. Mieszkała tam do lutego 2023 roku. W tym czasie policjanci kilka razy jeździli na interwencję do rodziny. Powód? Ośmiolatek uciekał z domu, a matka o pomoc prosiła stróżów prawa. Najczęściej wracał sam. Choć nie zawsze tak było - w listopadzie ubiegłego roku został odnaleziony na przystanku autobusowym w samej piżamce. Wychłodzonego chłopca przewieziono do szpitala na obserwację.

Ośrodek Pomocy Społecznej w Olkuszu przekazał, że zawiadamiał sąd o zaniedbaniach wobec dzieci. To również w tym mieście wdrożono procedurę niebieskiej karty.

Jednak tak, jak wcześniej w Częstochowie, taki i później w Olkuszu nie stwierdzono, aby w rodzinie dochodziło do przemocy czy znęcania się nad dziećmi. Rodzina miała być po prostu – jak to określono – niewydolna wychowawczo.

Na przełomie lutego i marca Magdalena B. wraz z mężem i dziećmi wróciła do Częstochowy. 1 marca Kamilek zaczął uczęszczać do jednej z częstochowskich szkół. W ciągu czterech tygodni pobytu rodziny w Częstochowie pracownik socjalny był w środowisku trzy razy.

W pierwszej połowie marca chłopiec został zaopatrzony na SOR, w związku ze złamaniem ręki. Z informacji MOPS w Częstochowie wynika, że szpital nie zgłosił wówczas, że zaobserwował coś niepokojącego w wyglądzie czy zachowaniu dziecka.

Co istotne jednak, lekarz chirurg z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka przy ul. Medyków w Katowicach na początku kwietnia mówił, że najstarsze złamania prawdopodobnie powstały miesiąc przed tym, jak trafił do szpitala. Chłopiec miał m.in. złamania obydwu rąk i nogi. Poparzenia powstały natomiast kilka dni przed tym, jak przetransportowano go do Katowic. Żadne z obrażeń nie było wcześniej zaopatrzone ani leczone.

Ostatni kontakt pracownika socjalnego zajmującego się rodziną miał miejsce 29 marca rano. Widział się wtedy z matką Kamila. Chłopiec w tym czasie był w szkole - potwierdziła to placówka. I to właśnie w tym dniu w domu 8-latka miał rozegrać się prawdziwy dramat, który chłopiec przypłacił życiem...

Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał

Przerażający jest fakt, że dziecko mogło być ofiarą przemocy od przeszło miesiąca i nikt w tej sprawie nie zareagował. Ani najbliższa rodzina, ani sąsiedzi, ani szkoła, ani pracownik socjalny – nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Wszyscy zgodnie podkreślają, że po dzieciach mieszkających z Magdaleną i Dawidem B. nie było widać śladów przemocy. Nieco innego zdania są jednak medycy – rozcięta warga, połamane kończyny, oparzenia. To dość dużo jak na jednego małego chłopca – a wszystkie te obrażenia powstały prawdopodobnie na przestrzeni marca. Kamil nie był do końca rozwinięty umysłowo – uczył się w szkole specjalnej. Wypowiadał tylko pojedyncze słowa. Nie ma się chyba zatem, co dziwić, że nikomu się nie poskarżył, ani nie opowiedział o tym, jakie piekło spotyka go w domu…

Jego oprawcy bezwzględnie wykorzystali to, że chłopiec nie jest w stanie opisać dramatu, z którym musi się mierzyć. W toku śledztwa okazało się bowiem, że sytuacja z 29 marca nie była jednorazowym incydentem. Chłopiec był katowany od dłuższego czasu.

Tymczasem jego matka świadomie oszukiwała wszystkich. Najpierw – na pytanie o rozbitą wargę i ból ręki, które padło w szkole – twierdziła, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Chłopiec miał się potknąć i przewrócić. Po rozmowie z pedagogami zabrała Kamila do lekarza. Później natomiast mówiła, że młodszy brat oparzył go gorącą herbatą. Miała również mówić, że była u lekarza i ten przepisał im dwie maści do smarowania.

Serca pękły na tysiące kawałków

Mimo że medycy nie pozostawiali złudzeń i otwarcie mówili o tym, że stan Kamilka jest bardzo ciężki, wszyscy chyba wierzyli, że 8-latek z walki o swoje życie wyjdzie zwycięsko. Pojawiły się nawet informacje mówiące o tym, że lekarze rozważają przygotowanie do procedury związanej z wybudzeniem chłopca ze śpiączki farmakologicznej. Nadzieja w tych, którzy każdego dnia z niepokojem myśleli o chłopcu, odżyła. Niestety jego stan w ostatnich dniach pogorszył się. Był na tyle zły, że procedury związanej z wybudzaniem nawet nie rozpoczęto.

W poniedziałek rano, 8 maja, Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka im. św. Jana Pawła II w Katowicach przekazało tragiczne wieści - życia pobitego i poparzonego chłopca nie udało się uratować. - Bezpośrednią przyczyną śmierci chłopca była postępująca niewydolność wielonarządowa. Doprowadziła do niej poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu, spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi. Kamilek przez cały czas pobytu w szpitalu był głęboko nieprzytomny. Nie miał świadomości gdzie jest, ani co go spotkało. Ani przez chwilę nie cierpiał - mówił Wojciech Wojciech Gumułka, rzecznik prasowy GCZD w Katowicach.

Lekarze długi czas walczyli o życie 8-latka. - Kamilek otrzymał w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka wszelką możliwą pomoc medyczną. Korzystał z zaawansowanych metod leczenia, m. in. z respiratoterapii, dializoterapii oraz w wysokospecjalistycznej aparatury ECMO, zapewniającej wspomaganie krążenia i pozaustrojowe natlenianie krwi. Był pod ciągłą, niezwykle troskliwą opieką naszego personelu medycznego. To wszystko niestety nie wystarczyło, aby uratować chłopca – podsumował Wojciech Gumułka.

Skatował, bo chłopiec upuścił telefon...

W związku z informacją o śmierci Kamila, prokurator polecił szpitalowi zabezpieczenie zwłok dziecka celem wykonania sekcji. Ta została przeprowadzona w środę, 10 maja, w godzinach porannych, w Zakładzie Medycyny Sądowej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.

- Zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego, jeśli zachodzi podejrzenie przestępczego spowodowania śmierci, a tak jest w przedmiotowej sprawie, obligatoryjne jest przeprowadzenie sekcji zwłok, celem ustalenia przyczyny zgonu - wyjaśnia prokurator Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

W sekcji uczestniczyli lekarze specjaliści z zakresu medycyny sądowej, a także prokurator oraz policyjny technik kryminalistyki.

- W toku dotychczas ustalono, że 29 marca ojczym dziecka siłą zabrał je pod prysznic, rozebrał i polewał wrzącą wodą, rzucał o podłogę oraz uderzał prysznicem, a następnie zabrał do kuchni, gdzie rzucił na rozgrzany piec węglowy. Powodem tego agresywnego zachowania było rzucenie przez dziecko telefonu sprawcy ze stołu na podłogę. Dziecko doznało ciężkich obrażeń ciała zagrazających życiu - mówił prokurator Krzysztof Sierak, zastępca Prokuratora Generalnego.

Biegli po przeprowadzeniu sekcji ustalili, że przyczyną zgonu Kamila stało się rozległe poparzenie ciała w przebiegu, którego doszło do wstrząsu pooparzeniowego, infekcji ogólnoustrojowej, a ostatecznie do niewydolności wielonarządowej.

Zmiana zarzutów

Po uzyskaniu wstępnych wyników sekcji zwłok zarzuty, które zostały przedstawione w śledztwie podejrzanym Dawidowi B. i Magdalenie B. zostaną zmienione.

- Istnieje, według biegłych, bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy między spowodowanymi obrażeniami ciała, a zgonem pokrzywdzonego. Ustalenia i wnioski posekcyjne jednoznacznie pozwalają na zmianę zarzutów podejrzanym - ojczymowi i matce dziecka - wyjaśnił prokurator Krzysztof Sierak, zastępca Prokuratora Generalnego.

Zarzuty dla matki i ojczyma zostaną zmienione. 27-letni Dawid B., usłyszy zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.

- Wobec matki rozważane jest uzupełnienie zarzutu o pomocnictwo do zabójstwa - dodał prokurator Krzysztof Sierak, zastępca Prokuratora Generalnego.

Sąd w Częstochowie tymczasowo aresztował 35-latkę i jej 27-letniego partnera. Z zeznań świadków wynika, że zdarzenie z 29 marca nie było zdarzeniem incydentalnym.

- Ustalono, iż ojczym od dłuższego czasu znęcał się nad Kamilem, bił go po całym ciele, kopał, rzucał o podłogę, przypalał papierosami. Dziecko wielokrotnie uciekało z miejsca zamieszkania - wyjaśnił prokurator Krzysztof Sierak, zastępca Prokuratora Generalnego.

Śledztwo przeniesione do Gdańska

- Jako prokurator generalny podjąłem kolejne zdecydowane działania by tę sprawę wyjaśnić do samego dna. By wszystkie okoliczności tej tragedii zostały wnikliwie prześwietlone i ocenione w ramach prowadzonego postępowania karnego - mówił minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro.

W związku z tym, że śledztwo dotyka nie tylko sprawcy, ale również szeregu instytucji państwa - osób pełniących różne funkcje, czy to w organach ścigania, sądach, prokuraturze, jednostkach wychowawczych, opiekuńczych podlegających samorządowi - zdecydowano o przeniesieniu sprawy z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie do Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.

- Zagwarantuje to właściwy dystans i obiektywizm w prowadzeniu tego śledztwa i wyjaśnieniu wszystkich okoliczności i wątków tej tragicznej historii - tłumaczył Zbigniew Ziobro.

Kwestią związaną ze zmianą zarzutów dla ojczyma i matki Kamilka zajmą się już śledczy w Gdańsku.

Prokurator generalny zdecydował się wystąpić do rzecznika dyscyplinarnego sędziów celem wszczęcia postępowania wyjaśniającego w stosunków do sędziów Sądu Rejonowego w Częstochowie i Sądu Rejonowego w Olkuszu. Chodzi o sytuacje związane z decyzjami procesowymi, które miały zapadać w związku z tą sprawą.

Nie przeocz

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska