Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol znęcał się nad Agnieszką, więził w garażu. W końcu zabił?

Beata Bielecka 95 758 07 61 [email protected]
Maria Rams przyjechała w środę do Gądkowa zapalić znicz w progu domu Agnieszki. Dwa dni po jej pogrzebie.
Maria Rams przyjechała w środę do Gądkowa zapalić znicz w progu domu Agnieszki. Dwa dni po jej pogrzebie. Beata Bielecka
- Nie potrafię już płakać. Nie potrafię już żyć chyba nawet - mówi mama zamordowanej Agnieszki. Po chwili jednak dodaje: - Muszę znaleźć w sobie siłę. Dla Ani, mojej 7-letniej wnuczki. Wierzę, że ją odnajdziemy.

Na drzwiach poniemieckiego domu w Gądkowie Wielkim koło Torzymia, który Agnieszka kupiła kilka lat temu z mężem, wisi jej zdjęcie. Spogląda z niego uśmiechnięta, ładna blondynka. - Zawsze była taka radosna mimo koszmaru, który miała z mężem w domu - jej mama Maria Rams głaszcze zdjęcie córki. Pod drzwiami na schodach chryzantemy w doniczce, rozrzucone róże, znicze i mały biały anioł, którego ktoś tu postawił... Znicze palą się też pod drzewem, na drodze między Rzepinem i Jerzmanicami, gdzie 16 października znaleziono zwęglone ciało 33-letniej Agnieszki.

Na początku wszystko wskazywało na wypadek. Sądzono, że auto wypadło z drogi, uderzyło w drzewo i się zapaliło, bo miało napęd na gaz. Po sekcji zwłok okazało się, że zanim Agnieszka spłonęła w samochodzie, została kilka razy uderzona ostrym narzędziem w głowę. - Tak mi powiedział prokurator - wspomina pani Maria. Jest przekonana, że córkę zabił jej mąż Karol R. Siekierą. - Wiele razy ganiał z siekierą za Agnieszką - mówi.
Dariusz Domarecki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie, która prowadzi sprawę, o szczegółach nie chce rozmawiać. - Aktualnie jedna z wersji zakłada, że sprawcą tej zbrodni może być mąż, choć nie jest jeszcze podejrzany. Na razie ustalamy jego miejsce pobytu, ale nie jest on poszukiwany - dementuje pogłoski o wydaniu listu gończego.

Tym się skończyła ta miłość

Agnieszka dorastała w Nowym Sączu. 12 lat temu wyszła za Karola. Poznali się w Niemczech. On tam pracował, ona przyjechała w odwiedziny do krewnych. Po kilku latach wrócili do Polski. Kupili stary dom w Gądkowie. Wkrótce urodziła się Ania. Ale spokoju w tym małżeństwie nie było. - On bił Agnieszkę, więził w garażu, zastraszał - wspomina rozmowy z córką pani Maria. Mówi, że tak było od sześciu lat. Wtedy córka po raz pierwszy jej się zwierzyła. Opowiadała, że mąż ciągnął ją za włosy przez cały dom, potem po schodach, aż w końcu zawlókł do garażu i wrzucił do kanału, gdzie naprawiał samochody. - Prosiłam, żeby od niego odeszła. Zrobiła nawet obdukcję, ale potem on przepraszał, obiecywał poprawę i ona wierzyła, że tak będzie - wspomina.

- Ona się go po prostu bała. Bała się też o dziecko, bo on porywał Anię i przywoził do domu dopiero wtedy, gdy Agnieszka dała mu tyle pieniędzy, ile żądał - mówi pani Maria. Karol R. pochodzi spod Gdańska i tam zabierał córkę. - Po tygodniu lub dwóch, gdy Agnieszka już bardzo tęskniła za dzieckiem dzwonił, że przywiezie Anię, jak dostanie pieniądze. Pierwszy raz chciał 3 tys. zł, potem 5 tys. zł, a ostatnio w maju 17 tys. zł - wspomina pani Maria. Mówi, że zięć nigdy w Polsce nie pracował. To Agnieszka utrzymywała rodzinę z tego co zarobiła w rzepińskim Steinpolu. Ostatni raz Agnieszka widziała córeczkę w maju. Mąż wyszedł z Anią na podwórko obejrzeć króliki i już nie wrócił. Potem zadzwonił, że chce pieniędzy. Zawiadomiła policję. Usłyszała, że ojciec ma takie samo prawo do opieki jak ona, więc o porwaniu nie ma mowy. Wniosła sprawę o rozwód. 13 listopada miała się odbyć rozprawa w sądzie.

Krzyki z garażu

Adam Sienkiewicz, partner mamy Agnieszki, opowiada, że 29 czerwca Karol R. spotkał się z żoną na stacji benzynowej i zaczął ją dusić. Potem zdemolował dom. - Agnieszka poszła wtedy do dzielnicowego. Miała usłyszeć od niego: Zdemolował? To swoje zdemolował. Co ja tam będę szukał - wspomina pan Adam. Mówi, że chwycił wtedy za telefon i zadzwonił do komendy wojewódzkiej w Gorzowie. Prosił o interwencję, ale dyżurny policjant nie był zdecydowany, czy wysłać patrol. - Mówiłem mu, że tam dojdzie do tragedii - opowiada. Wspomina, że z partnerką obawiali się tego już od dawna. - Od roku Maria stale dzwoniła do Agnieszki. Na karty z 10 euro codziennie szło, ale ona musiała wiedzieć, czy dojechała do pracy, czy z niej wróciła. Wtedy gdy Agnieszka została zamordowana, też do niej dzwoniła. Nie odebrała. Rano skontaktowała się z jej koleżanką. Od niej się dowiedziała o wypadku - mówi pan Adam.

Sąsiadka Agnieszki z Gądkowa (prosi o anonimowość) jeszcze nie może uwierzyć w to, co się stało. - Szok! Ludzie się rozstają w różnych okolicznościach, ale żeby kogoś zabić - ona też jest przekonana, że Karol R. jest winny śmierci Agnieszki. Opowiada, że dwa dni po wypadku zadzwonił do niej i wypytywał, czy policja była w Gądkowie, o co pytała? Kobieta przyznaje, że nie miała pojęcia, co działo się w domu obok. - Agnieszka nigdy się nie skarżyła. Dopiero gdy powiedziała o rozwodzie i zapytałam, czy zostanie w tym domu, odpowiedziała, że nie, bo za dużo w nim wycierpiała - wspomina.

Stanisław Woźniak, który też mieszka w tej wsi opowiada, że jakiś czas temu, gdy jechał ciągnikiem obok domu Agnieszki, słyszał jej krzyki. Nie zareagował. - Co mnie interesuje, co oni mają między sobą - mówi o tym, co wtedy pomyślał. Jak chcę się czegoś więcej dowiedzieć, radzi iść do księdza, bo przez długi czas mężczyźni się przyjaźnili. Idę, ale drzwi do plebani są zamknięte. Obok znajduje się przedszkole, do którego chodziła Ania. - Nie było sygnałów, że w tej rodzinie może dziać się coś złego - mówi jedna z nauczycielek. - Mama Ani była bardzo miła. Taka spokojna osoba. On też robił dobre wrażenie. Przez pewien czas był w radzie rodziców, jeździł z nami na wycieczki. A w domu? Nie wiem, mieszkam na drugim końcu wsi - dodaje. Agnieszka latem wynajęła mieszkanie w Rzepinie. Od jej koleżanki wiem, że w dniu gdy zginęła, mąż dzwonił do niej, że jak chce zobaczyć córkę, to ma przyjechać do Gądkowa. Pojechała. Już stamtąd nie wróciła.

Rutkowski szuka dziecka

Sprawę Agnieszki nagłośniła jej rodzina i "detektyw" Krzysztof Rutkowski, którego zmarła wynajęła w czerwcu, żeby odnalazł jej dziecko. - Obiecał, że dalej będzie szukał Ani. Mam nadzieję, że nic jej nie jest, choć boję się, że mogła być świadkiem morderstwa - mówi jej babcia. - Jak ją znajdziemy, z pomocą psychologów pomożemy jej. Córka miała ostatnio jedno marzenie. Mieć przy sobie Anię. Ja muszę je spełnić - mówi pani Maria.

K. Rutkowski, który w ub. tygodniu zwołał w Gorzowie konferencję prasową, nie zostawił suchej nitki na policji. - Gdyby zareagowała w porę, tej tragedii by nie było - uważa. Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Sławomir Konieczny o sprawie nie chce rozmawiać. - Trwa prokuratorskie śledztwo i nie możemy przekazywać żadnych informacji - tłumaczy.

Od Janusza Kodzia, szefa Prokuratury Rejonowej w Sulęcinie wiemy, że w 2007 roku Maria Rams zgłosiła policji, że córka jest bita przez męża, więziona, zięć grozi jej śmiercią. Gdy Agnieszkę przesłuchiwano, odmówiła składania zeznań przeciwko mężowi. Stwierdziła też, że zawiadomiono policję wbrew jej woli. Kolejna sprawa wpłynęła w maju tego roku. Agnieszka zawiadomiła policję o uprowadzeniu Ani przez ojca. Prokuratura umorzyła sprawę, bo oboje rodzice mają takie samo prawo opiekować się dzieckiem. W sierpniu Karol R. zrewanżował się żonie i oskarżył ją m.in. o kradzież narzędzi i groźby karalne. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania.
O Agnieszkę pytam też w Ośrodku Pomocy Społecznej w Torzymiu. - Nie było żadnych sygnałów, że w tej rodzinie dzieje się coś złego - mówi kierownik Piotr Kozołubski.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska