Do zdarzenia doszło 12 lutego 2011 r. Do zielonogórskiej galerii Focus Mall wybrała się rodzina. W sieciowej kawiarni, mieszczącej się wtedy na dole galerii, rodzina zamówiła napoje. Po pewnym czasie kelnerka na tacy przyniosła zamówione napoje. Tacę postawiła na narożniku stołu i tak niefortunnie ręką uderzyła w nią, że strąciła pojemnik z wrzątkiem. Jego zawartość wylała się na nogi siedzącego przy stole 10-letniego Dawida. Ból był tak ogromny, że dziecko wywróciło stolik i upadło na podłogę. Wrzątek spowodował, że skóra na nodze chłopczyka przykleiła się do spodni. – Rodzice ściągając zalane wrzątkiem spodnie dosłownie zrywali skórę z nogi dziecka. Wiązało się z tym ogromnym cierpieniem i bólem chłopca – mówi mecenas Robert Kornalewicz. Rodzice krzyczeli do obsługi kawiarni, aby ta przyniosła zimną wodę. Przypadkowy przechodzień pobiegł do apteki i kupił piankę, którą spryskano poparzoną nogę 10-latka.
Pogotowie przewiozło dziecko do szpitala. Tam Dawid został podłączony pod kroplówkę. Lekarze stwierdzili poparzenia nogi, ręki i krocza. Chłopiec dostał silne leki przeciwbólowe. Leczenie trwało kilka dni. Oparzenia zawsze są bardzo bolesne, chłopiec przez wiele dni cierpiał. Nie był w stanie się sam poruszać. Na nodze do dziś pozostała mu brzydka blizna po dotkliwym oparzeniu.
Matka chłopca poszła do kawiarni, ale ta nie poczuwała się do odpowiedzialności. - Tłumaczono między innymi, że kelnerka nie jest ich pracownikiem, tylko firmy zajmującej się najmem pracowników – mówi mecenas Kornalewicz. W taki sposób sieć próbowała pozbyć się problemu związanego z odszkodowaniem.
W międzyczasie sieciowa kawiarnia wycofała się z galerii Focus Mall. Mało tego, wycofała się również z Polski. Zniknęła i wydawałoby się, że sprawa ucichnie. Mecenas Kornalewicz bazę "sieciówki" odnalazł na Słowacji. Sprawa ruszyła do przodu. Firma została pozwana. Mecenas Kornalewicz zażądał w imieniu rodziców dziecka odszkodowania za doznaną krzywdę oraz cierpienie związane z leczeniem poparzeń. – Nie ulega wątpliwości, że winna jest kelnerka, która strąciła tacę z wrzątkiem, którą wcześniej źle ustawiła. Kelnerka pracowała na rzecz pozwanej firmy, która w konsekwencji ponosi odpowiedzialność za zdarzenie – wyjaśnia mecenas Kornalewicz.
W pewnym momencie firma przystała na negocjacje dotyczące wysokości odszkodowania. Zajęło to w sumie pół roku. Została ustalona suma, którą firma miała wypłacić rodzicom dziecka. – Zgodziliśmy się na to, że po wpłacie ustalonej kwoty wycofamy pozew – tłumaczy mecenas Kornalewicz. Niestety "sieciówka' znowu zawiodła. Mimo ustaleń, podczas długich negocjacji nie dotrzymała ustalonych wspólnie warunków. Sprawa swój finał znalazła więc na sądowej sali.
- Musimy walczyć o swoje prawa, tym bardziej kiedy poszkodowane zostają nasze dzieci, bo pieniądze za cierpienie im się po prostu należą – mówi mecenas Kornalewicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?