Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KGHM. Aby wydobyć rudę, trzeba kruszyć skały. Eksplozje pod specjalnym nadzorem

Redakcja
Gdy tylko górnicy strzałowi wykonają swoją robotę, na przodki wkraczają maszyny...
Gdy tylko górnicy strzałowi wykonają swoją robotę, na przodki wkraczają maszyny... Mariusz Kapała
Jak mówią górnicy strzałowi, biorąc do ręki materiał wybuchowy, wręcz czują jego moc. Zatem nic dziwnego, że reżim bezpieczeństwa nie wydaje im się nigdy przesadny. Oni, jak saperzy, nie mogą się mylić...

Jak wyobrażaliśmy sobie przed tą rozmową pracę górników strzałowych? Oto, gdy ostatni „zwykły” górnik opuści już kopalnię, zapada śmiertelna cisza. Nagle rozlegają się kroki, pojawiają się oni. Z laskami dynamitu w dłoni. Odpalają lonty, kryją się za załomem korytarzy, zza których wystają tylko ich wojskowe hełmy. Później jest już tylko wielkie bum!

– Oj, ktoś się naoglądał wojennych filmów – śmieje się Marcin Pierzchała, górnik strzałowy Zakładów Górniczych Lubin. – Zacznijmy może od początku. Na dół, do kopalni, zjeżdżamy razem z innymi górnikami…

Nie ma miejsca na improwizację

Gdy rankiem górnicy rozchodzą się każdy do swoich zajęć i trwa normalna krzątanina, strzałowi przygotowują się do najważniejszych trzydziestu minut podczas swojego dnia pracy. Mają na to kilka godzin. Jednak nie jest to gorączkowa improwizacja, wszystko odbywa się zgodnie ze ściśle opracowanym planem. Oddziały górnicze, a raczej ich praca, prowadzone są według projektów eksploatacji i nad wszystkim czuwa zastęp fachowców. Miejsce, w którym konkretnego dnia będą pracowali strzałowi, wyznacza sztygar, kierując się metryką strzałową lub dokumentacją strzałową. Od niego dowiadują się, gdzie będą „strzelać”, jaki materiał wybuchowy będzie potrzebny i wreszcie, jaki dodatkowy sprzęt zostanie wykorzystany.

Tutaj słyszymy to jak mantrę. W tej pracy najważniejsze jest bezpieczeństwo i… precyzja. O godz. 5.30 nocna zmiana górników strzałowych „strzela” wskazany przodek. Później wjeżdżają maszyny wybierające urobek, kombajny, łyżki, ogromne wozidła, czyli ciężarówki. Gdy ruda jest już wybrana, pojawiają się kotwiarki, które kotwią, czyli zabezpieczają strop. Inna maszyna „doczyszcza” przodek, do tzw. twardej ściany. Wreszcie wjeżdża wiertnica, która nawierca w ścianie otwory, do których strzałowi włożą materiały wybuchowe

Gdy kopalnie opuszczają ostatni górnicy, do pracy przystępują oni, strzałowi
Gdy kopalnie opuszczają ostatni górnicy, do pracy przystępują oni, strzałowi Mariusz Kapała

– Układ i liczbę otworów wyznacza sztygar na podstawie metryki strzałowej lub dokumentacji strzałowej – dodaje nasz przewodnik. – Gdy wiertnice skończą swoją pracę, musimy doczyścić otwory, które często są zagruzowane. Sprawdzamy strop, czy jest stabilny. Potem dopychamy materiały wybuchowe. Ich układ i ilość nie są przypadkowe i zależą od ukształtowania i rodzaju górotworu. Jak już mówiłem, tutaj nic nie zostawiamy przypadkowi. Zresztą wszystkie ładunki nie eksplodują jednocześnie, gdyż nie byłoby to efektywne. Stąd zapalniki z opóźnionym zapłonem i określona kolejność wybuchów. W wyniku wybuchu musi zostać taka ilość urobku, która pozwoli pracować dwóm kolejnym zmianom górników. Nie powinno być go ani za dużo, ani za mało, gdyż to pozwala zachować odpowiedni rytm poszczególnym ekipom.

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Pan Marcin mówi krótko, bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu i pamiętają o tym przy każdej z operacji. Ładunki odpalane są elektrycznie, ale aby było to możliwe, potrzebna jest sieć linii strzałowych, których tylko w rejonie działania jego grupy jest około 20 kilometrów. W tym rejonie jest również około 30 przodków, co oznacza konieczność wykorzystania jednorazowo nawet ponad dwie tony materiałów wybuchowych.

– Gdy górnicy wyjeżdżają, my zostajemy do oddania strzału, sprawdzamy jeszcze raz, czy wszystkie obwody są sprawne, zamknięte, chociażby przy pomocy omomierzy – tłumaczy Pierzchała. – Strzelamy dwa razy dziennie o godz. 5.30 i 17.30 i mamy na tę operację pół godziny. W tym momencie nie może być oprócz nas nikogo na dole. Sztygar podaje dyspozytorowi, że ludzie są już pod szybem, czyli gotowi do wyjazdu na powierzchnię. My ze swojej strony zgłaszamy gotowość do odpalenia dyspozytorowi, który jeszcze raz sprawdza, czy rzeczywiście ludzie opuścili już swoje rejony. I jeśli wszystko jest w porządku, daje komendę „oddać strzał”. Podłączamy zapalarkę do obwodów elektrycznych, krzyczymy: „odpala się”. I następuje eksplozja… Nasze linie staramy się prowadzić bezkolizyjnie, aby zapobiec, na przykład, ich zerwaniu przez ciężkie maszyny.

W chwili eksplozji górnicy są już na stanowiskach strzałowych. Są one zlokalizowane minimum 150 m od miejsca eksplozji, ale w praktyce jest to czterysta, pięćset metrów. Na dodatek muszą dzielić je od strzelanego przodka co najmniej dwa załamania korytarza. Znacznie wcześniej opracowuje się i przygotowuje drogę ucieczki, a także plan przewietrzania, aby ani strzałowi, ani górnicy, idący później do pracy, nie trafili na kłęby unoszących się po wybuchu gazów.

– Czyli, jak na filmach, ktoś wciska uchwyt detonatora i mamy wielkie bum…

– Nie chciałbym odwoływać się do filmów, to naprawdę inne światy. Mimo że jesteśmy daleko od miejsca eksplozji, czujemy potęgę, siłę eksplozji. Zatem obrazki, gdy tuż obok kogoś wybucha bomba, a on wstaje, otrzepuje się i biegnie dalej są dla mnie niewiarygodne. Gdy biorę do ręki laskę dynamitu, wiem, jak jest niebezpieczna i jaka siła w niej drzemie.

Wybuchowy smalec?

Górnicy strzałowi dysponują dwoma rodzajami materiałów wybuchowych. Pierwszy to klasyczny, nazwijmy go dynamitem. Jak w westernach jest w postaci charakterystycznych lasek. Drugi jest bardziej nowoczesny. Występuje w postaci żelu, a raczej dwóch różnych żeli (mają raczej konsystencję… smalcu), które osobno są całkowicie bezpieczne, ale 20-30 minut po zmieszaniu, już bezpośrednio w otworze strzałowym, stają się skutecznym materiałem wybuchowym.

To dzięki detonacjom lita skała staje się urobkiem, który powędruje do ZWR
To dzięki detonacjom lita skała staje się urobkiem, który powędruje do ZWR Mariusz Kapała

System kontroli nad obiegiem tych materiałów jest wprost niewiarygodny. Najpierw to sztygar szacuje, ile mate-riału, zapalników, lontów jest potrzebnych do wykonania każdej operacji. W kopalni obowiązuje elektroniczny system kontroli, a to oznacza, że skanowany jest kod każdego środka strzałowego. To działa nieco jak w kasie w supermarkecie.

Gdy w magazynie, składzie materiału wybuchowego górnik odbiera materiał, podaje swój indywidualny kod i wydane materiały obciążają go indywidualnie i musi się z nich rozliczyć. Rozlicza się przez dziennik strzałowy, który kontroluje sztygar. W przypadku gdy zostaną środki strzałowe – co jednak nie zdarza się często – muszą wrócić jako indywidualny depozyt w składzie materiału wybuchowego. Nie może być tak, że jakiś drobiazg jest bezpański. Mało tego. Przełożeni są w stanie w każdej chwili skontrolować, w którym miejscu i pod czyją opieką znajduje się każdy detal.

– To normalne i nie czujemy się jakoś niekomfortowo pod okiem tego Wielkiego Brata, gdyż wiemy, że to nie są kapiszony – mówi pan Marcin.

Zdrowie pod kontrolą

Czy to górnicy strzałowi, czy też ratownicy górniczy są górniczą elitą? Pierzchała nie chce rozstrzygać i jak mówi, ratownicy to całkiem inna sprawa, inna kategoria pracy, inny rodzaj zagrożeń i wreszcie inne predyspozycje. Natomiast rzeczywiście strzałowi podlegają specjalnej kontroli i to nie tylko pod kątem bezpieczeństwa materiałów wybuchowych. Bo i nie tylko materiały wybuchowe, ale i górnicy strzałowi są pod specjalnym nadzorem. Oprócz klasycznych badań – EKG, spirometrii, analizy krwi, rozmowy z neurologiem mają cały zestaw badań psychotechnicznych, wywiad z psychologiem, psychiatrą. Jakby tego było mało, strzałowi regularnie muszą dostarczać nie tylko zaświadczenie o niekaralności, ale i opinię komendanta powiatowego policji, który opiera się na wywiadzie środowiskowym. Słowem cała procedura towarzysząca pozwoleniu na broń.

– Nie każdy może zostać górnikiem strzałowym, z jednej strony istotne jest doświadczenie, z drugiej określone predyspozycje – mówi nasz przewodnik. – Jako jedyni pracujemy w przodku bez, jak to się u nas mówi, dachu nad głową, potrzebujemy też siły fizycznej, musimy stanowić zgrany kolektyw odpowiedzialnych za siebie i za innych ludzi. To spora presja i nie każdy się decyduje podjąć takie wyzwanie, wielu także odchodzi po krótkim okresie pracy. Jak to ze mną było? Od kiedy pracowałem w kopalni, zawsze obserwowałem pracę strzałowych, byłem zaintrygowany, było w tym coś fascynującego. Później przeszedłem kilka kursów – pierwszy na wydawcę materiałów wybuchowych, później górnika strzałowego, operatora maszyn przewożących materiały wybuchowe i wreszcie instruktora strzałowego. Wszystkie egzaminy zdawałem przed przedstawicielem Okręgowego Urzędu Górniczego.

Nie jesteśmy saperami

Strzałowi nie lubią także porównań do saperów, tłumacząc, że nie mają bezpośrednio do czynienia z eksplozjami. Chociaż tutaj także praca z materiałami wybuchowymi nie wybacza błędów i uczy pokory. Stąd ten niewiarygodny nacisk na bezpieczeństwo i ciągłe dążenie do tego, aby człowiek był jak najdalej od czoła przodka.

Od dawna trwa poszukiwanie nowych sposobów udostępniania urobku. Na przykład w latach 70. próbowano do kruszenia skał na przodkach wykorzystywać nawet armaty. Wiele zależy od warunków naturalnych. Mimo pracy i doświadczenia geologów, geodetów, inżynierów nigdy do końca nie wiadomo, jak zachowa się górotwór. I stąd każde strzelanie jest inne. Na dodatek przez cały czas występuje zagrożenie tąpnięciami. Oczywiście głównym celem pracy jest strzelanie przodków, czyli drążenie chodnika, wydobycie rudy, ale kontrolowane eksplozje potrzebne są także do działań profilaktycznych – aby zmniejszać naprężenia górotworu, aby nie był w stanie ich kumulować i później oddawać.

– Czy na początku były kapiszony?
– Jak to u chłopaka, kapiszony, korki, saletra… – dodaje z uśmiechem nasz rozmówca. – Ale to nie ma żadnego przełożenia na to, co robię w tej chwili.

I tylko żona pana Marcina, przysłuchując się opowieści męża, kiwa głową. On mówi o wszystkim tak lekko, jakby chodziło o pieczenie bułek. Dodaje, że martwi się o męża, jak każda żona górnika. Tylko nieco bardziej…

Gdy tylko górnicy strzałowi wykonają swoją robotę, na przodki wkraczają maszyny...
Gdy tylko górnicy strzałowi wykonają swoją robotę, na przodki wkraczają maszyny... Mariusz Kapała

Materiały wybuchowe stosowane w górnictwie dzielą się na: skalne (amonity, np. dynamity, proch czarny, żelatyna wybuchowa) stosowane w kopalniach, w których nie występuje pył węglowy i metan; węglowe (np. karbonity) bezpieczne w kopalniach, w których występuje pył węglowy; metanowe lub metanowe specjalne (np. metanity) bezpieczne w kopalniach, w których występuje pył węglowy i metan; do górniczych materiałów wybuchowych zaliczane są materiały wybuchowe stosowane w technice do robót na ziemi, pod ziemią i pod wodą. Przyszłość górnictwa to tzw. emulsyjne materiały wybuchowe...

Czytaj też:

Zobacz też: Tak zbija się chodnik w kopalni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska