Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KGHM. Co z ołowiem, arsenem, siarką z komina? Łapią je do worków

Dariusz Chajewski [email protected]
Z tym kojarzy się nam KGHM. Czyli plątanina rur, taśmociągów i... kominy. WIOŚ bada, czy to, co „wypluwają”, jest zgodne z pozwoleniem.
Z tym kojarzy się nam KGHM. Czyli plątanina rur, taśmociągów i... kominy. WIOŚ bada, czy to, co „wypluwają”, jest zgodne z pozwoleniem. Mariusz Kapała
KGHM przez dziesiątki lat uchodził za głównego „truciciela”. Często było w tym więcej mitu niż rzeczywistości. Dziś robi wrażenie skala postępu, rewolucji, która sięgnęła... szczytów kominów.

O ile na Żelazny Most, czyli gigantyczny zbiornik odpadów poflotacyjnych KGHM, zawsze patrzyliśmy jako na egzotyczną, ekologiczną ciekawostkę, o tyle w niebo, przy południowym wietrze, zawsze spoglądaliśmy z ogromnym niepokojem. Od dziesiątków lat KGHM, obok zanieczyszczeń płynących od naszych zachodnich sąsiadów, uchodził za największego truciciela naszej atmosfery. I co tu ukrywać, w znacznym stopniu zasłużenie. Wymieniano jednym tchem pół tablicy Mendelejewa, którą „podrzucał” nam miedziowy potentat.

- Cóż, ruda jest polimetaliczna, dlatego w koncentracie, który jest surowcem dla naszych hut, znajduje się wiele różnych metali - mówi Janusz Piątkowski, dyrektor departamentu polityki ekologicznej KGHM Polska Miedź. - Oczywiście chcielibyśmy pozyskiwać tylko miedź, złoto, srebro, nikiel i ren... Reszta nie jest nam potrzebna. Problem w tym, że natura dała nam to wszystko w pakiecie i cała ta mieszanka jedzie do huty.

Zawartość niechcianych metali w zestawieniu z miedzią jest niewielka, ale na każdym etapie, gdy hutnicy rudę przetwarzają, zagęszczają, czyli zwiększają zawartość miedzi, powstają odpady, w których znajdują się te „śmieci”. I lata zajęło stworzenie instalacji, która zatrzyma to, co nie było potrzebne hutnikom, a dotychczas szło w komin i do atmosfery. Słowem, pyły. Dziś idą nadal w komin, ale już nie do atmosfery. Systemy te pracują obecnie ze sprawnością od 80 do 95 proc., a często i większą, a oceniane są jako najlepsze na świecie. Jednak stuprocentowej efektywności nie da się uzyskać - wówczas należałoby zatrzymać ciągi technologiczne - w piecach hutniczych, podobnie jak w tych domowych, musi być tzw. cug.

- Oczywiście są niewielkie emisje, ale zgodne z naszymi pozwoleniami - dodaje Jerzy Jędrzejewski z departamentu polityki ekologicznej. - Gdybyśmy przekraczali dopuszczalne normy, musielibyśmy huty zamknąć. Według obowiązujących w naszym kraju przepisów, jeśli w ciągu pół roku firma nie usunie przyczyn naruszania pozwolenia, wojewódzki inspektor ochrony środowiska wydaje decyzję o zamknięciu instalacji. I teraz nie jest tak, jak to bywało, że inspekcja może zamknąć. Ona musi to zrobić.

Jak wygląda „instalacja” do wychwytywania pyłów? Na pozór banalnie - to potocznie mówiąc filtry workowe wykonane ze specjalnych tkanin. Pomysł tyle prosty, co skuteczny. „Zapylenie” za nimi nie przekracza 5 mg na metr sześc. Operacja ta ma także wymiar ekonomiczny. W pyle nadal znajdują się metale potrzebne hutnikom. Oprócz miedzi czy srebra zawierają pokaźne dawki ołowiu i cynku. Pył ten mieszany jest ze szlamami, które z kolei są efektem pracy systemu mokrego odpylania gazów gardzielowych. W ten sposób powstaje wsad do produkcji ołowiu. Po co ta kombinacja? Dla 25-26 tys. ton metalu rocznie. Ołów surowy wędruje do Legnicy, gdzie następuje jego rafinacja. Oczyszczony staje się poszukiwanym towarem.

W przeszłości największym problemem hut KGHM była emisja dwutlenku siarki. W latach 70. i 80. minionego wieku był to ekologiczny „wróg” numer jeden. Wówczas kominy KGHM opuszczało ponad 100 tys. ton tego szkodliwego związku rocznie. Co skutkowało m.in. kwaśnymi deszczami i koszmarną opinią o kombinacie. Dziś KGHM emituje... zaledwie 4,5 tys. ton.

- Ilość siarki w koncentracie jest taka sama. Te liczby pokazują skalę postępu w ochronie środowiska - tłumaczy Piątkowski. - Aby zagospodarować ten odpad, zbudowaliśmy trzy fabryki kwasu siarkowego, które produkują rocznie 600 tys. ton tego kwasu.

Kamieniem milowym w procesie ochrony atmosfery było wybudowanie w latach 90. ubiegłego wieku instalacji odsiarczających w hutach w Legnicy i Głogowie. Technologia odsiarczania w Legnicy oparta jest na absorpcji dwutlenku siarki za pomocą ciekłego rozpuszczalnika. Z kolei gazy spalinowe z elektrociepłowni Huty Miedzi „Głogów I” są od 1997 roku odsiarczane z zastosowaniem nowoczesnych głowic rozpyłowych o podwyższonej sprawności (do 90 proc.). Ta nowsza w Hucie Miedzi Głogów stosuje metodę półsuchą, ale generuje odpad o parametrach gipsu, w którym znajduje się nieco arsenu i ołowiu. Trafia on na składowisko KGHM (natychmiast słyszymy zapewnienie, że nie jest to odpad niebezpieczny). Część odpadów z systemu odsiarczania jest natomiast dodawana jako topnik do pracy huty, reszta również wędruje na składowisko.

- Nie możemy sobie pozwolić na składowanie odpadu, który zawiera 5 proc. metalu - tłumaczy Jędrzejewski - Żużel granulowany trafia do pieca elektrycznego, gdzie następuje jego odmiedziowanie. To, co zostaje, jest granulowane i znaczna część jest wykorzystywana jako ścierniwo do czyszczenia konstrukcji stalowych, które sprawdza się m.in. w stoczniach przy zdzieraniu z kadłubów starych powłok malarskich.

Krótko mówiąc w efekcie tych wszystkich działań, prowadzonych od roku 1980, zmniejszono emisję dwutlenku siarki o 96 proc, a miedzi, ołowiu i tlenku węgla o ponad 99 proc.
- I dlatego bardzo mnie boli, gdy ktoś mówi, że nagle, akurat teraz, zaczyna się coś dziwnego dziać ze zdrowiem ludzi mieszkających w okolicy, skoro od kilkudziesięciu lat wykonaliśmy tak ogromny skok w technologii ochrony powietrza - mówi dyrektor Piątkowski. I wyciąga dane statystyczne. Po pierwsze te z przyczynami zgonów mężczyzn z powodu nowotworów. Okazuje się, że w Głogowie jest ich najmniej na całym Dolnym Śląsku. Podobnie z chorobami układu oddechowego. Wreszcie mapa ukazująca liczbę zgonów z tego powodu w Polsce. I znów powiat głogowski prezentuje się nad wyraz korzystnie, w jasnych barwach.

- Nie, nikt nie próbuje wmawiać, że mamy tutaj wyjątkowo zdrowe powietrze i wodę - dodaje Dariusz Wyborski, rzecznik prasowy KGHM. - Jednak przemysł miedziowy inwestował także w opiekę medyczną. Mamy na przykład jeden z najwyższych odsetek kardiologów w Polsce. Nasze Miedziowe Centrum Zdrowia to siódmy pod względem jakości niepubliczny zakład służby zdrowia. To wyjątek, ponieważ Lubin nie jest przecież miastem uniwersytetów medycznych.

Badani są rygorystycznie pracownicy, ich rodziny i wreszcie mieszkańcy okolicy. I w przypadku jakichkolwiek „zakłóceń” specjaliści starają się znaleźć ich przyczyny i wyciągać z nich wnioski. Przykłady można mnożyć. Oto podczas jednego z badań wyszło, że dzieci pracowników wydziału ołowiu mają podwyższoną zawartość tego metalu we krwi. Okazało się, że przynoszą pył tego metalu do domu na swoich ubraniach. W pracy zakładali oczywiście fartuchy ochronne, ale koszule czy swetry oraz spodnie mieli na sobie „domowe”. Od tego czasu na wydziale pracownicy swoje ubrania zostawiają w szatni, a po pracy mają obowiązkowy prysznic.

To właśnie ołów wywoływał swego czasu najwięcej emocji, a pojęcie „ołowica” spędzało sen z powiek ludzi mieszkających w okolicy. Wcześniej badaniem dzieci i profilaktyką zajmowała się Fundacja na rzecz Dzieci Zagłębia Miedziowego, finansowana także przez KGHM. Jednak spółka uznała działania tej fundacji za niewystarczające. Przygotowała i od czterech lat realizuje własny Program Promocji Zdrowia.

- Eksperci nie są zgodni co do tego, jaki poziom występowania ołowiu we krwi dzieci należy uznać za dopuszczalną normę - dodaje Piątkowski. - Światowa Organizacja Zdrowia przyjmuje, że jest to 10 mikrogramów na decylitr, jednak wielu specjalistów uważa, że tą granicą jest 5 mikrogramów/dcl. My uznaliśmy, że to i tak za dużo. Dogadaliśmy się z łódzkim Instytutem Medycyny Pracy i od 2009 r. prowadzimy w szkołach pobór krwi do badań. Towarzyszy mu wywiad rodzinny. Próbki jadą do Łodzi, aby nikt nie posądzał nas, że kombinujemy. Na dodatek tam mają najlepszą w Polsce aparaturę do badania stężenia metali we krwi.

Dotychczas w ramach tej kampanii przebadano 3.700 dzieci. Średnia zawartość ołowiu wynosi 2,9 mikrograma/dcl. Rzeczywiście zdarzały się przypadki, że dziecko miało nawet 15. Natychmiast ruszali w teren „detektywi”. I tak w Nielubi kilkoro dzieci mieszkających w jednym obejściu miało powyżej 10 g, a już dzieci mieszkające w sąsiedztwie poniżej pięciu.

- Przecież nie może być tak, że dym z komina zawiewa tylko na jedno podwórko - opowiada Jędrzejewski. - Okazało się, że dzieci bawiły się na podwórku, gdzie stały maszyny rolnicze i działały trzy warsztaty samochodowe. Na dodatek wszystko pomalowano farbą ftalową z zawartością ołowiu. Babcia przesiadująca na podwórku również miała wysoką zawartość ołowiu. Z kolei w Krotoszycach dzieciaki miały więcej ołowiu, gdyż właściciel magazynował na podwórku porozbijane akumulatory...

W ramach programu prowadzone są również badania psychologiczne, ponieważ w przypadku dzieci nadmierna obecność ołowiu niekorzystnie wpływa na rozwój układu nerwowego i poziom inteligencji. Nie wykazują one żadnych niepokojących zjawisk. Uzupełnieniem  badań są działania edukacyjne i profilaktyka - zajęcia na pływalniach i wyjazdy na zielone szkoły.

A arsen? Niedawno pisaliśmy o alarmie, jaki podnieśli inspektorzy WIOŚ we Wrocławiu i w Zielonej Górze, któremu towarzyszyły niepokojące dane na temat zgonów okołoporodowych...
- Arsen wszystkim kojarzy się z arszenikiem - tłumaczy Jędrzejewski. - Jest pierwiastkiem występującym w przyrodzie, spotykamy się z nim na każdym kroku, dokładamy go organizmowi w jedzeniu. Występuje oczywiście również w naszej rudzie. Pytanie na ile ten arsen w powietrzu jest groźny dla zdrowia ludzkiego. Wcześniej arsenu w mediach nie było. Pojawił się, gdy okazało się, że radzimy sobie z ołowiem i dwutlenkiem siarki.

W ostatnich latach UE zaostrzyła normę z 10 nanogramów do 6 nanogramów, wyznaczając ją jako poziom docelowy. Z pożywieniem, szczególnie w diecie bogatej w ryby i owoce morza, potrafimy zjeść miligram arsenu na dobę. Jeden miligram to jest milion nanogramów. WIOŚ zmierzył, że w metrze sześciennym głogowskiego powietrza znajduje się 16 nanogramów  arsenu. Towarzyszy nie tylko procesom hutniczym, powstaje chociażby w wyniku spalania węgla. Arsen jest obecny także za naszą zachodnią granicą, ale w Saksonii „naliczono” ledwie 7 nanogramów. I Niemcy przyznają, że te wyniki są teraz niższe, ponieważ przeszli na nowoczesną metodę pomiaru.

- Huta, jak każdy zakład tego typu, działa na podstawie pozwolenia zintegrowanego - dodaje Wyborski. - Takie pozwolenie dokładnie określa, jakie substancje i w jakich ilościach może emitować. Na jej terenie mamy ponad sto punktów pomiarowych, które precyzyjnie mierzą poziom emitowanych substancji. Dzięki wdrażanym programom modernizacyjnym obecnie huta emituje wielokrotnie mniej szkodliwych zanieczyszczeń niż kilkanaście lat temu. Za rok wyłączymy stare instalacje w hucie „Głogów I”. Zastąpi je nowy piec zawiesinowy, który z natury jest o wiele bardziej ekologiczny. Spodziewamy się, że redukcja emisji pyłów oraz arsenu zdecydowanie się zmniejszy, niekiedy nawet do 50 procent.

ZOBACZ ZDJĘCIA

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska