Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KGHM, czyli ludzie z pasją. Siłacz, który stawia na wiedzę i doświadczenie

Redakcja
Jak mówi Wiesław Kiwacki, dysponuje dość... specyficzną siłą. Na przykład podczas mistrzostw Dolnego Śląska w robieniu tzw. pompek zajął „dopiero” drugie miejsce. I skutki tych zawodów odczuwał kilka dni.
Jak mówi Wiesław Kiwacki, dysponuje dość... specyficzną siłą. Na przykład podczas mistrzostw Dolnego Śląska w robieniu tzw. pompek zajął „dopiero” drugie miejsce. I skutki tych zawodów odczuwał kilka dni. MARIUSZ KAPAŁA
Wiesław Kiwacki wyciska 160 kilogramów. Siłacz z niego, co się zowie, ale bez fałszywej skromności mówi, że i tak na dole, w kopalni, liczy się wiedza, doświadczenie i... zimna głowa

Jakie jest Pana środowisko, przepraszam za wyrażenie, naturalne – siłownia czy kopalnia?
Kopalnia to oczywiście miejsce pracy, dodajmy – pracy, która niesamowicie wciąga. Z kolei na siłownię chodzę już od tylu lat, iż można powiedzieć, że weszła mi już w krew.

Tam, na dole, w kopalni, Pańska krzepa jest zapewne jak znalazł?
Zależy na jakim oddziale i stanowisku. Jestem ślusarzem mechanikiem maszyn i urządzeń górniczych, a od dwóch lat pracuję przy wierceniach hydrogeologicznych. Pracujemy w dwuosobowych zespołach, jesteśmy w takim duecie zależni od siebie. Wiertacz i pomocnik. I tutaj rzeczywiście jest więcej pracy fizycznej.

Z tego co pamiętam, maszyna wierci sobie otwory...
Tak, maszyna sobie wierci, ale sama nie poda sobie żerdzi wiertniczych, które potrafią nawet ważyć około trzydziestu kilogramów. Wyciąganie i zapuszczanie żerdzi wiertniczych. Weźmy wykonanie takich 300 metrów, czyli około stu takich żerdzi musimy przerzucić. Przy tej pracy liczy się nie tyle siła, co wytrzymałość. I tacy jesteśmy. Połowa moich kolegów bez problemu poradziłaby sobie we wszelkich zawodach triatlonowych. Wysiłek, wysiłkiem, ale praca w tak ekstremalnych warunkach, przy wysokiej temperaturze i dużej wilgotności daje w kość, a każdy dodatkowy wysiłek wyczerpuje baterię. Wiem, co mówię, pracowałem fizycznie na budowie po 12 godzin, a tutaj raptem sześć, ale nie ma to porównania. Tutaj nie jestem w stanie od razu po pracy pójść na siłownię.

Jaki sens ma przerzucanie ton na siłowni, skoro w pracy robi Pan to samo?
Wcześniej siłownia była sposobem na wyrzucenie z siebie złych emocji, aby nie przynosić do domu nagromadzonego stresu. Ale faktycznie koledzy nie rozumieli, że po ciężkiej pracy zamiast usiąść przed telewizorem, ćwiczę. To zresztą całkiem inny rodzaj wysiłku, sam sobie reguluję ciężar, liczbę powtórzeń.

Kiedyś opisując idealnych górników mówiło się „mały, chudy, ale byk”. Dla innych wzorcem był silny jak tur Gustlik Jeleń z „Czterech pancernych i psa”.
To już nie te czasy. Górnik musi mieć przede wszystkim chłodną głowę, doświadczenie, aby odpowiednio zareagować w sytuacjach kryzysowych. W sytuacjach kryzysowych siła ma niewielkie znaczenie i nagle okazuje się, że taki chuderlaczek potrafi wyciągnąć kolegę dwa razy cięższego. Stawianie na pierwszym planie bezpieczeństwa, odpowiedzialności to nie są u nas czcze słowa. Ważne jest właściwe dobieranie zespołów i zaszczepianie poczucia ładu i porządku. To, a nie siła decyduje, że bezpiecznie wyjeżdżamy na powierzchnię...

Wróćmy na siłownię. Pracuje Pan nad masą czy nad rzeźbą?
Z masą byłoby ciężko, gdyż temperatura i wilgotność w kopalni są wysokie, co powoduje większą potliwość. Stąd kulturysta miałby problemy. Z obsesji na punkcie rzeźby wyrosłem i szkoda się zarzynać, skoro nie występuje się na wybiegu. Mnie zależy na utrzymaniu siły. I to nie nastawiam się na bicie kolejnych rekordów, ale staram się, aby nie było gorzej. Nie jestem także niewolnikiem diety. Mogę sobie pozwolić na bardzo wiele, ale już tak mam ustawiony biologiczny zegar, że jem częściej, ale w niewielkich ilościach. Moim zdaniem te wszelkie diety to wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Jakie ciężary przerzuca pan podczas treningu?
Teraz jestem w połowie treningu siłowego, czyli mamy dziesięć serii po 100 kg, po 10 ruchów... Czyli mamy jakieś dziesięć ton dziennie.

Na swój sposób jest Pan zawodowcem?
Z zawodu jestem górnikiem, ale sport uprawiam wyczynowo. Bo wyciskanie, wchodzące w skład trójboju siłowego, jest dyscypliną sportową, chociaż to nie jest sport olimpijski. Najłatwiej porównać je do podnoszenia ciężarów. Mamy trzy podejścia, pierwsze deklarujemy już przy ważeniu zawodników. Zaliczamy najmniejszy ciężar i już po nim ustala się pewna hierarchia wśród zawodników. Ten pierwszy ciężar, z reguły jakieś 80 procent naszych możliwości, służy temu, aby... polubili nas sędziowie. Czyli zaliczyć próbę czysto, dobrze technicznie, nie sprzeczać się z sędziami.

To siła, ale także jakby podchody, strategia?
Oczywiście. Patrzymy na swoje możliwości, wagę przeciwnika, oceniamy jego taktykę... Do tego ważna jest technika. Komenda start, trzymamy ciężar na klatce piersiowej. Później wyprost rąk, odstawienie ciężaru na stojak. Nie odrywamy od podłoża pośladków, głowy, stóp... Dopiero taka czysta próba jest zaliczona.

Pański rekord?
160 kilogramów. Podczas Pucharu Świata pobiłem rekord Europy w mojej kategorii wiekowej i wagowej, czyli do 39 lat i 75 kilogramów wagi. To było 152,5 kilograma. Nawiasem mówiąc, wygrałem w mojej kategorii oraz w rywalizacji wszechwag. Jestem świeżo po mistrzostwach Polski i po raz pierwszy wystąpiłem w gronie 40--latków. To były jednocześnie eliminacje do mistrzostw Europy. Cóż, kolejny puchar do postawienia na półce. Jestem mistrzem w kategorii 75 kg +40 lat!

Nie ma tutaj problemu z dopingiem?
Dobrze, że na tych dużych zawodach są kontrole antydopingowe, wiemy, że szanse są równe. Zresztą już podczas zapisów deklarujesz, czy jesteś czysty, czy też nie. W tym drugim przypadku startujesz już jako strongmen. Polski związek trójboju siłowego bardzo na to zwraca uwagę. Moje wyniki od wielu lat oscylują na tym samym poziomie. Jedni powiedzą, że się nie rozwijam, a ja mówię, że nie tracę formy. To też dowód, że nie biorę koksu. Doping? Nie trenuję w celu zarobkowym, nie wyobrażam sobie zresztą, że mógłbym z jednej strony niszczyć sobie zdrowie, a z drugiej opinię. Jeśli mamy wyniki na czysto, to po co się koksować.

Trójbój siłowy... Dlaczego tylko wyciskanie?
Jestem w Polskiej Unii Trójboju Siłowego, ale można wybrać tylko jedną dyscyplinę. Po co się szarpać, jeśli nie ma się silnych nóg i pleców.

Czy jest to sport dla wszystkich?
Niekoniecznie. Ale już wizyty na siłowni to dobry pomysł dla każdego. Bardzo fajne są rozmaite ćwiczenia grupowe, crossfity. Jednak tutaj warto wszystko robić pod okiem osoby prowadzącej. W naszym wydaniu siłownia jest to już zaciskanie zębów i każdy jest swoim trenerem, sam sobie wyznacza cele. Dziś wizyty na siłowni są modne, to raczej lans. Gorzej jest już z poprawnością ćwiczeń i regularnością.

Kiedy postawił Pan na wyczyn?
Wystartowałem po raz pierwszy przed laty w Głogowie, jeszcze z martwym ciągiem. Zrobiłem taki rezultat, że ludzie wokół stwierdzili, że z takimi wynikami mogę się śmiało pokazać na zawodach. Dlaczego nie? Nagle okazało się, że nie schodziłem z podium. Zatem skoro okazało się, że nie muszę zbyt wiele inwestować, organizm nie jest za bardzo eksploatowany i całkiem dobrze to sprawdza się też w pracy...

Praca na dole procentuje na siłowni?
Koledzy często żartują, że siłownię to mam na kopalni i temu zawdzięczam wyniki. Ale jest raczej odwrotnie. To praca na siłowni procentuje później podczas szychty... To zresztą dość specyficzny rodzaj siły. Ostatnio brałem udział w mistrzostwach Dolnego Śląska w robieniu pompek. Skończyło się na 105, co wystarczyło na drugie miejsce. I przyznam się, że później przez kilka dni ledwie się ruszałem. A miałem zamiar dać sobie z tym spokój już po 70.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska