Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kibice są wściekli za to co Stelmet Enea BC pokazał w końcówce meczu we Włocławku. To nie tak miało być!

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Wielkie rozczarowanie. Tak można   podsumować to co Stelmet zagrał we Włocławku
Wielkie rozczarowanie. Tak można podsumować to co Stelmet zagrał we Włocławku Paweł Czarniak
Stelmet pewnie prowadząc przez 35 minut we Włocławku na własne życzenie przegrał z Anwilem i pierwszy raz od 2013 roku nie zagra w finale. Po trzech latach na tronie zostaliśmy zdetronizowani.

Kiedy na pięć minut przed końcem trener Anwilu Igor Milicić przy stanie 72:57 dla zielonogórzan wziął czas i tłumaczył swoim graczom, że trzeba bronić na całym boisku, wymuszać błędy i starać się przechwytywać piłki wszyscy myśleli, że mówi tak po to by porażka nie była tak dotkliwa i stała się bardziej honorowa.

Anwil - Stelmet konferencja prasowa po meczu

Po prostu wbili nas w parkiet

Zielonogórscy kibice raczej spoglądali w kalendarz finałów rezerwując sobie czas na czwartkowy wieczór, kiedy zaczyna się pierwszy mecz. Wydawało się, że tak doświadczony, dysponujący mocnymi, jak polską ligę zawodnikami, zespół nie da się dogonić i nawet jak sobie Anwil poprawi wynik, to tylko by gorycz porażki była mniejsza. Tymczasem przez trzy minuty kiedy Kamil Łączyński dał Anwilowi na drugie w tym meczu prowadzenie 76:75 (pierwsze było na samym początku po trójce Michała Nowakowskiego 3:2) mistrz kraju i obrońca tytułu zdobył cztery punkty, a gospodarze 19! To w jaki sposób rywal wbijał nas w tych kilku minutach w parkiet było straszne, dramatyczne i nie do przyjęcia. Ale z drugiej strony stało się jakby ,,stemplem” wszystkiego tego co przeżyliśmy w tym sezonie. Gry w kratkę, dziwnych porażek, fatalnych dołków w niektórych meczach, braku kogoś kto w decydującym momencie pociągnie zespół. Także bezradności szkoleniowca, który bierze czas, ekipa wraca na parkiet i jest tak samo albo jeszcze gorzej. Oczywiście można było spodziewać się, że półfinał z liderem po sezonie zasadniczym, z zespołem tak głodnym sukcesu, nie będzie łatwy i zapewne gdzieś tam pojawił się scenariusz porażki i gry tylko o brąz. Nikt jednak nie przypuszczał, że strącenie Stelmetu Enei BC z tronu będzie tak bolesne i spektakularne. To tak jakby parafrazując i uciekając w porównania z historii dotychczasowego władcę tłum rewolucjonistów wywlekł z pałacu i rozszarpał na kawałki.

To nie powinno się zdarzyć

Trener Andrej Urlep mówił po meczu, że coś takiego nie powinno było się zdarzyć. Tyle, że w tym sezonie już to kilka razy słyszeliśmy. - Przez 35 minut prowadziliśmy mieliśmy mecz w swoich rękach - ocenił szkoleniowiec Stelmetu Enei BC - Niestety, rotacja, trochę za dużo fauli i nasze zmęczenie pozwoliło Anwilowi rzucić 26 punktów w ostatnich pięciu minutach. - Gratuluję Anwilwi - dodał kapitan Stelmetu Łukasz Koszarek - Zagraliśmy w ostatnich minutach bardzo źle. Nie potrafiliśmy się przeciwstawić obronie rywali na całym boisku. Zaczęli trafić Hosley i Almeida i stało się. Trener Anwilu Igor Milicić: - Cóż powiedzieć o takim meczu? Odrodziliśmy się jak Feniks z popiołów. Tą wygraną Anwil wraca do wielkiej koszykówki. Nie wyobrażacie sobie jak wiele znaczył dla nas ten dzisiejszy sukces. Oto chodzi w play off. Walczyliśmy do końca i ani przez moment nie przestałem wierzyć, że się uda. Wielka determinacja zawodników. Podziękowania dla nich i kibiców. Kapitan włocławian Kamil Łaczyński: - Pokazaliśmy charakter. Jak się okazuje żadna przewaga nie zapewnia wyniku. Jestem dumny, że przyszło mi być częścią tego zespołu.

Kibic chce by go szanowano

Tyle trenerzy i zawodnicy. Warto jeszcze wspomnieć, że przed meczem Sędzia Dyscyplinarny PLK ukarał Ivana Almeidę grzywną 1.500 złotych za krytykowanie orzeczeń arbitrów w czwartym meczu półfinału. Stało się tak po wniosku...Stelmetu, który zgłosił go do PLK. Czy taka wojenka przed piątym meczem była potrzebna? Niech kibice samo ocenią...

Ci są wściekli i rozgoryczeni. W mediach społecznościowych przewija się motyw świetnie zarabiających zawodników, którzy w kilku meczach, a szczególnie w końcówce tego ostatniego nie zachowywali się jak zawodowcy. Oto co w liście do redakcji napisał Czytelnik podpisujacy się jako Remik - Przegraliśmy i jedyny pozytyw to być może ten, że w końcu ktoś przejrzy na oczy w Stelmecie i na czynione w ostatnim sezonie transfery i mentalność niektórych zawodników. Słaby, chwiejny i trochę niezrównoważony Stelmet to nie tylko mecze z play offów. Mijający sezon często zaskakiwał nas niewytłumaczalnymi porażkami z drużynami, którym zwyczajnie chciało z nami wygrać. Huśtawki nastrojów, wahania formy. Idąc na mecz w tym sezonie nigdy nie mogliśmy być pewni swojej drużyny, bo ta nawet u siebie pozwalała sobie na fochy i kretyńskie granie nawet z takimi potentatami jak beniaminek z Gliwic. Przegrana jest więc czasami wkalkulowana w żywot sportowca. Nie mam pretensji o przegrane... po walce.

Niech jednak wytłumaczy mi ktoś z branży, ktoś może mądrzejszy, jak drużyna "otrzaskana" w rozgrywkach pucharowych - europejskich któryś kolejny raz może przegrywać mecz ...wygrany ? Zawsze po latach tłustych przychodzą te bardziej chude. Takie zmiany są czasami potrzebne i jeżeli mamy jeszcze gdzieś zaistnieć powinniśmy te porażki zamienić w coś pozytywnego. Z pewnością należy przewietrzyć skład i zmienić charaktery ludzi grających. Ja zwyczajnie chciałbym, by w przyszłym sezonie nie obrażano mnie na meczach. Chciałbym poczuć, że moja drużyna gra dla mnie i każdy mecz jest dla niej równie ważny. Nie dlatego, że płacę i wymagam, a bardziej, że oni kochają basket i nie traktują go jedynie jako źródło zarobku, a przy okazji szanują mnie.

Anwil - Stelmet: te minuty przejdą do historii polskiej koszykówki!

Teraz trzeba ochłonąć, odpocząć i zapewne zastanowić się. Trzeba popracować nad odbudową dobrej marki tak, by nie wyglądała jak fatalne mistrzowskie proporce Stelmetu z ceraty wiszące pod dachem hali. (to chyba najgorsze pod względem estetycznym proporce w kraju - gdzie człowiek od wizerunku klubu?) Liczę na właściciela klubu pana Jasińskiego, chociaż człowiek czasami ma gorącą głowę: Liczę, że poukłada zespół i ponownie przypomni niektórym, że Stelmet to nie tylko kasa, a również pot, krew, łzy i my ....kibice.

Coś się u nas skończyło?

Nic dodać nic ująć. Oczywiście na podsumowanie sezonu przyjdzie jeszcze czas. Nie ma jednak sensu owijanie w bawełnę. Niezależnie od wyników meczów o brąz zakończył się on porażką. Obowiązkiem zespołu dysponującego tak doświadczonymi zawodnikami, mającego największy w Polsce budżet, uczestnika Ligi Mistrzów, ekipy, która w ocenie wielu ludzi związanych z koszykówką pokazywała drogę jaką powinny pójść kluby, było przynajmniej zagrać w finale, a nie zostać tak pognębiona jak to było w ostatnich minutach we Włocławku. Stało się inaczej. Czy to koniec pewnej epoki? Coś się w Zielonej Górze skończyło? Trudno już dziś jednoznacznie to stwierdzić.

W związku z koniecznością gry o brąz wyłonił się poważny problem. Tu rozgrywa się jedynie dwumecz. Pierwszy w hali ekipy z niższej pozycji w tabeli (zajęliśmy czwarte miejsce w sezonie zasadniczym, Polski Cukier trzecie). Zaplanowano go na niedzielę na godz. 16.45. Tymczasem w Zielonej Górze tego samego dnia o 16.30 zaczynają się żużlowe derby Falubaz - Stal Gorzów. Nawet zakładając słabszą frekwencję związaną z rozczarowaniem teraz w obliczu żużlowych derbów może być wręcz dramatyczna...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska