Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy trup otwiera oczy

Zdzisław Haczek
Finałowa gala w Hali Miejskiej w sobotę, ale przejść się po niebieskim dywanie może każdy już dziś
Finałowa gala w Hali Miejskiej w sobotę, ale przejść się po niebieskim dywanie może każdy już dziś fot. Zdzisław Haczek
Gdzie wóda czyni cuda? Gdzie "wyłomotać bobra" znika w tłumaczeniu polskiej komedii "Ladies"? Gdzie młodziutki Roman Polański rozbawia młodych Niemców?

Wszystko na 18. Festiwalu Kina Wschodnioeuropejskiego w Chociebużu (Cottbus).

W czwartek w głównym kinie festiwalu - w Hali Miejskiej, nasze "Ladies" (blisko 3 mln widzów w polskich kinach) pokazano w ramach "narodowych hitów". Na sali - ok. 250 osób, pomimo dość wczesnej pory - 14.00. Dla nas - Polaków, film Tomasza Koneckiego to przede wszystkim dowcip w dialogach.

Tu tłumacz wersji z angielskimi napisami poległ. Znikła słynna kwestia Borysa Szyca o "łomotaniu bobra". Tancerz Maserak został zastąpiony Fredem Astairem. Nieczytelne okazały się aluzje do Radia Maryja i innych, specyficznie polskich akcentów.

To nie znaczy, że "Ladies" nie dały rady wymagającej widowni w Cottbus. Śmiechem nagradzano sceny z humorem sytuacyjnym - rzec można: chwilami było jak na burlesce z okresu kina niemego...
Niewiele słów, czasem wcale, nie pada w sześciu pierwszych filmach Romana Polańskiego - etiudach z łódzkiej Filmówki. Tu pełna sala Obenkino (jakieś 70 osób), już dobrze po 22.00, żywo reagowała na sopockie perypetie słynnych "Dwóch ludzi z szafą" czy "Gdy spadają anioły".

Odkryciem dla wielu było dwuminutowe "Morderstwo" czy ciut dłuższy "Uśmiech zębiczny". Najciekawsze, że te filmy z lat 1957-59, z muzyką Krzysztofa Komedy, z dawką surrealizmu, absurdu, czarnego humoru, przemocy - tak mocno i otwarcie zapowiadały pojawienie się nowego talentu - twórcy "Wstrętu", "Dziecka Rosemary", "Pianisty"...

Fascynującą sprawą było odszukiwanie w kadrze samego Polańskiego: jako pasażera tramwaju, chuligana, umierającego żołnierza czy wreszcie okutanej w chustę kobietę.

I wreszcie motyw wódczany w filmie rosyjskim. Wszystko już było? Wszystko już wiemy? Nieprawda! W "Dzikich polach" urodzonego w Gruzji Michaiła Kalatosziszwilego samotnie mieszkający u podnóża gór młody lekarz próbuje tu być szczęśliwy. Służąc ludziom. A może się wykazać! Jak miejscowi przywożą mu swojego kompana, który umiera, bo chlał nieprzerwanie przez 40 dni, to zastrzyk nie pomoże.

Doktor rozgrzewa w ogniu szufelkę i przypala brzuch pacjenta... I mamy pierwsze zmartwychwstanie! Przy aplauzie pełnej Hali Miejskiej (kino rosyjskie cieszy się w Chociebużu popularnością). W innej sytuacji bohater już nic nie może zrobić. Serce mężczyzny nie bije. Koledzy zakopali jednak jego ciało po szyję i mówią, że "on jeszcze wróci". Trzeba nockę poczekać... I rzeczywiście: rano trup otwiera oczy.

Widownia? Zwija się ze śmiechu. Nie inaczej jest, gdy ranna dziewczyna potrzebuje krwi. A właściwą grupę ma tylko jeden kandydat na dawcę - ten, który akurat przyjął litr ("a może półtora") wódki. Ale co tam - dawaj! Bo tu życie jest najważniejsze, a można je zachować tylko dzięki "byciu" z innymi ludźmi.
W sobotę wieczorem do Hali Miejskiej prowadzić będą światła reflektorów.

Pod wejście podjeżdżać będą limuzyny z gośćmi, którzy na finałową galę kroczyć będą po niebieskim dywanie... Na autorów zwycięskich filmów (nagrody przyznaje kilka różnych jury) czeka w sumie 67 tys. euro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska