Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klenica. Noblistka Olga Tokarczuk? Dla nas nadal jest po prostu Oleńką... Jak kleniczanie pamiętają pisarkę [WIDEO, ZDJĘCIA]

Natalia Dyjas-Szatkowska
Natalia Dyjas-Szatkowska
Mariusz Kapała
Mariusz Kapała
Klenica, Bojadła. Wszyscy cieszą się z Nobla dla Olgi Tokarczuk!
Klenica, Bojadła. Wszyscy cieszą się z Nobla dla Olgi Tokarczuk! Mariusz Kapała / GL
Literacka Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk mieszkańców Klenicy cieszy podwójnie. Bo doceniono nie tylko niezwykłą pisarkę, ale i „naszą” Oleńkę, która wymyślała świetne zabawy i swoją bogatą wyobraźnią zaskakiwała koleżanki ze szkolnej ławki...

Niskie wiekowe domki, parę sklepów, ładna szkoła, kościół, przedszkole, biblioteka na piętrze. Ktoś jedzie po chleb do sklepu, ktoś zamiata liście, bo w ostatnich dniach spadło ich jakoś więcej.

- Znacie państwo Olgę Tokarczuk? - zagadujemy sprzątających przy domu młodych ludzi. - Tokarczuk? Oj, nie wiemy, Klenica duża. Niech państwo zapytają dalej. Może gdzieś tam mieszka?

Ciepła, bardzo miła osoba

W sklepie sprzedawczyni przedstawić się nie chce (a gdzie tam!), ale o noblistce chętnie mówi. - Była tu niedawno - zauważa. - U nas tę sprawę z Noblem każdy śledził na Internecie. Sama parę dni o tym czytałam. Jakie to uczucie: noblistka z naszej miejscowości? No super! Tym bardziej, jak się ją widziało na własne oczy... A to taka przystępna, bardzo miła osoba. Ciepła. Nie czytałam jeszcze jej książek. Ale sięgnę. Prędzej zimą, bo teraz, to człowiek nie ma czasu.

U nas na półce jest luka

Czy powieści Tokarczuk można jeszcze znaleźć na półce lokalnej biblioteki? W Zielonej Górze, już dzień po wiadomości o Noblu, na regale pod literką „T” zrobiła się luka. Wszyscy chcieli wypożyczyć powieści. W klenickiej bibliotece z uśmiechem wita nas Monika Niedbalska. - U nas jeszcze jedna jej książka się ostała - „Księgi Jakubowe” - mówi kleniczanka. - Wczoraj była jedna pani, to wypożyczyła parę książek Tokarczuk, ale tych cieńszych. Kilka osób przeczytało wcześniej, przy okazji innych nagród.
Jedziemy dalej. I nagle... Jakbyśmy przenieśli się na karty jednej z powieści pisarki. Po śródku bujnej, dzikiej zieleni (teraz już bardziej rdzawo-złotej) stoi pałac Radziwiłłów z XIX w. Przy nim staw. Cisza. Spokój. Brama zamknięta na kłódkę. A przecież bez tego budynku nic by nie było...

„Dom jako coś do jedzenia”

„(...) Urodziłam się w pałacu. Był to pałac myśliwski przerobiony na szkołę. W tamtych czasach nie mówiło się „pałac” tylko „budynek”. To słowo kojarzyło mi się z budyniem, nie z budowaniem, dlatego wyobrażałam sobie mój dom jako coś do jedzenia. Pewnie go kiedyś nieopatrznie zjadłam, bo teraz mam go w sobie - wielopiętrową budowlę wewnątrz mnie” - tak o klenickim obiekcie Tokarczuk pisała w „Domu dziennym, domu nocnym”. Domu jak z dziecięcych marzeń, które ktoś postanowił ziścić... Pisarka pałac odwiedziła przy okazji jubileuszu zespołu „Kleniczanie” parę miesięcy temu. Po wnętrzach oprowadzał ją obecny właściciel. Nie zabrakło wzruszeń.

Aleksandra Szubert, dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury w Bojadłach, która zajęła się organizacją wydarzenia, cieszy się, że jubileusz udało się zorganizować, zanim wybuchła wieść o nagrodzie. Teraz pewnie pisarka nie miałaby już tyle czasu.

- Trudno było zrobić jubileusz zespołu, którego już nie ma - przyznaje A. Szubert, która też mieszkała z rodzicami w pałacu. Z Tokarczuk się „minęła”. Różnica wieku. Pierwszy pomysł na jubileusz? Zaprosić pisarkę. Ale przede wszystkim mamę (tata już nie żyje), która dla zespołu miała niebagatelne znaczenie. Po wymianie maili i telefonów udało się. Pisarka przyjechała z rodziną. Z mamą, młodszą siostrą, z synem...

- Świetni ludzie - mówi A. Szubert. - Mimo że Olga Tokarczuk jest znana, to zaakcentowała, iż najważniejsza podczas tego jubileuszu jest jej mama.

Przed przyjazdem spytała, czy będzie mogła zobaczyć pałac. Tu mieścił się Lubuski Uniwersytet Ludowy (we wsi mówią na niego „ul”), gdzie jej rodzice znaleźli pracę. Tu założyli „Kleniczan”. A pisarka spędziła lata swego dzieciństwa.

Żadna tam wielka pani

Choć od założenia zespołu pieśni i tańca minęło pięćdziesiąt lat, to Ryszard Hojka - jego przewodniczący, do dziś pamięta pieśni, szybko ustawia się w pozycji do krakowiaka.

- Tokarczukowie oboje prowadzili ten zespół - wspomina. - Najpierw tworzyli go ludzie, którzy przyjeżdżali do LUL-u na kursy. Tutaj mieszkali, mieli wyżywienie. Ale po 9 miesiącach rozjeżdżali się, by pracować jako kierownicy kółek rolniczych. I tak pan Tokarczuk wymyślił, że trzeba zrobić zespół „Kleniczanie” z młodzieży klenickiej.

Ojciec pisarki tańczył w Mazowszu, tutaj odpowiedzialny był za choreografię, mama za śpiew. Z niewielkiej Klenicy młodzi ludzie zaczęli jeździć z występami. Do Warszawy na dożynki centralne, do NRD. Zaczęły o nich pisać gazety. Na próby spotykali się i w pałacu. Tutaj Zygmunt Bojko przez kilkadziesiąt lat był pracownikiem od spraw techniczno-gospodarczych.

- Pamiętam Oleńkę - mówi. - Jak pracowałem, to lubiła zakręcić się przy mnie, pogadać. Kiedyś wylałem przy pałacu beton. Ona odcisnęła w nim stopę. Nie zatarłem tego. Na jubileuszu dowiedziałem się, że przy ostatnich remontach położono tu polbruk.
Pan Zygmunt wyciąga swoje zdjęcie ślubne. A na nim i państwo Tokarczukowie. - Cała kadra UL-u, była na moim ślubie - opowiada mężczyzna. - To byli wyjątkowi ludzie. Ja nie byłem figura, po szkole zawodowej. Ale byliśmy jak jedna rodzina. Pracowałem tam 35 lat. Tak się zżyłem, że szkoda było odchodzić.

I kolejne skarby. Kronika zespołu, którą prowadził ojciec pisarki. Ryszard Hojka szukał jej... 30 lat. - Wiedziałem, że jest! - mówi. - Jeździłem jej szukać do Zielonej Góry, do Gorzowa. A ona była tu, w Klenicy, u późniejszego dyrektora placówki. Jak zespół zaczął występować, to Oleńka już miała 7 lat - mówi pan Ryszard. - Jak pan Tokarczuk szedł załatwiać sprawy, zobaczyć salę przed występem, to mówił: „Rysiek, przypilnuj Olę!”. Byłem prawie jej wujkiem. Tak mnie jakoś polubiła. Ona zawsze u nas była nie Ola, nie Olga, ale Oleńka. Słuchaczy było 60, nas w zespole 70. 130 osób. I ona się tak wychowywała.

Na jubileusz też przyjechała Oleńka. - Nie pozwoliła do siebie mówić na „pani”. Od razu do mnie: „panie Ryśku, mów mi na Ty, bo się pogniewam”. I nie było czegoś takiego, że skoro jest pisarką, to od teraz panią Olgą, która z tym pogada, a z tamtym nie. Nic z tych rzeczy! Przecież ja jeszcze dwa miesiące temu na tym jubileuszu, to kawę z nią piłem! - mówi członek zespołu. - A po dwóch miesiącach słyszę w telewizji, że Olga Tokarczuk została noblistką. I mówię: „no nie może być!”.

Świetna gra w „bandy”

Z Danutą Woś, koleżanką pisarki ze szkolnej ławki, spotykamy się w klenickiej szkole. Tutaj pani Danuta uczy od wielu lat. Tutaj uczyła się razem z noblistką. Pani Danusia wyciąga książkę z dedykacją od Olgi (Krysia, wspólna koleżanka, zdobyła na spotkaniu autorskim) i zdjęcia ze spektakli (tu znów Olga i dziewczynki).

- Spektakle były realizowane w UL-u - opowiada nauczycielka. - Często tam chodziłyśmy jako małe dziewczynki, przyglądałyśmy się zespołowi. To było centrum życia kulturalnego Klenicy.

Olga? Ciepła, pomysłowa, z ogromną wyobraźnią. - Ona miała tysiąc pomysłów na minutę! - mówi D. Woś. - A my je realizowaliśmy. Wymyśliła „bandy”. Byliśmy podzieleni na dwie grupy, mieliśmy skarby, których bardzo strzegliśmy. Jedna banda przed drugą je chowała, druga szukała i zabierała. I Ola była właśnie główną prowodyrką tych działań.

Duma, że koleżanka z ławki...

Jak Krysia poprosiła na spotkaniu Olgę o dedykację, to ona wszystkie je pamiętała. I zostawiła do siebie maila.

- Ale nie piszę do niej na razie - mówi pani Danuta. - Wiem, że jest zagoniona. Może nadejdzie dzień, kiedy będziemy mogły spokojnie porozmawiać.

Na jubileuszu koleżanki zobaczyły się po latach. Czasu było mało. Każdy chciał z Olgą rozmawiać. Pani Danuta chciałaby usiąść przy kawie, spytać, czy Olga tęskniła za dziewczynami. Bo nauczycielka i pisarka po wyjeździe Olgi z siostrą i rodzicami do Kietrza, pisały do siebie listy.

- Przecież miałyśmy kilkanaście lat, a te jej listy już były na bardzo wysokim poziomie - zauważa kleniczanka.

Jak z tym „Noblem” było? – Jadę samochodem. Wiedziałam, że jest nominowana i codziennie ogłaszali inne osoby w różnych dziedzinach - opowiada nauczycielka.

- Tak pomyślałam: „Ola była tak wysoko, kto wie?”. I tu wiadomość. Cieszyłam się bardzo! Czułam się dumna. Że koleżanka ze szkolnej ławki, a dostała taką wysoką nagrodę.

Czy te okolice mogły wpłynąć na jej twórczość? - Na pewno! – mówi pani Danuta. – Bo jak czytałam jej książki, to ona, opisując inne miejsca, pokazuje te nasze tereny. Dęby, wały odrzańskie. To był jej świat. Te wspomnienia stąd zostały w niej na długo...

- Może pani jeszcze napisać, że mamy prośbę w imieniu wszystkich mieszkańców Klenicy? - pyta Ryszard Hojka. - Żeby naszej szkole podstawowej dać imię Olgi Tokarczuk? To będzie takie zwieńczenie.

ZOBACZ TEŻ: Olga Tokarczuk dostała Literacką Nagrodę Nobla! Pisarka w dzieciństwie mieszkała w Klenicy

WIDEO:„Wiem, że moje życie bardzo się zmieni”. Olga Tokarczuk po otrzymaniu literackiej Nagrody Nobla

źródło:Associated Press/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska