Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kocham rysować!

DANUTA PIEKARSKA
Rozmowa z Jerzym Fedrą, artystą plastykiem

- Okazją do rozmowy jest Prezentacja Jednego Dzieła w zielonogórskiej Galerii Pro Arte. Pokazuje pan nagrodzony głównym laurem ostatniego Salonu Jesiennego rysunek. Tryptyk nazywa się ,,Trzy kolory", przedstawia gałęzie drzewa. Gdzie je pan zobaczył
- Cykl 14. prac, zamknięty tym właśnie tryptykiem, powstał z inspiracji czereśnią, która rośnie na podwórku mojego domu w Gubinie, już spróchniała ze starości. Ale jej nie wytnę.
- Dlaczego
- Bo jest piękna.
- A co pięknego w starym drzewie
- Życie. Przemijający czas.
- W pewnym sensie obraz jest realistyczny, jednocześnie - abstrakcyjny.
- Staram się, żeby moje rysunki były dość charakterystyczne poprzez staranność kreski, odpowiedniego waloru.
- Myślę, że korzenie pana warsztatu tkwią w grafice...
- U prof. Jackowskiego w Poznaniu kończyłem techniki metalowe, które rzeczywiście wymagają precyzji i solidności. Jest bardzo ciężko ostrym narzędziem postawić precyzyjną kreskę na kawałku metalu: większy jest opór materii. Natomiast technika metalowa dała mi swobodę w przejściu na lżejsze materiały.
- Czym jeszcze się pan zajmuje
- Współpracuję z ,,Gazetą Gubińską", która w zeszłym roku została laureatką Debiutu2000 wśród lokalnych gazet. Robię tam cykl karykatur mieszkańców Gubina. Rysuję też miasto, które ma wiele pięknych miejsc i obiektów. Wykonuję również różne projekty - od scenografii po meble - które ze względu na chroniczny brak pieniędzy u potencjalnych zleceniodawców trafiają do szuflady. Przede wszystkim jednak zajmuję się tym, co dla mnie najważniejsze: sztuką. Kocham rysować!
- A co takiego jest w rysowaniu
- Klimat, nastrój, który jest we mnie i którym chciałbym się podzielić.
- Sztuką zajmuje się pan po pracy, która niewiele ma z nią wspólnego, bo służbowo...
- ... jestem kierownikiem agencji celnej.
- Jak się czuje artysta w roli urzędnika
- Bardzo nie lubi robić raportów finansowych. Ale może też nauczyły mnie one pewnej dyscypliny...
- W jaki sposób urzędnik zamienia się w artystę
- Przychodzę z pracy, piętnaście minut drzemki i zaczynam nowe życie. Muszę mieć taki moment przerywnika, który mnie izoluje od pracy. Bardzo absorbującej i odpowiedzialnej. Staram się ją wykonywać równie perfekcyjnie. Jak na razie szef jest zadowolony. Ja też. Bo zapewnia mi komfort tworzenia sztuki bez presji, że musi się sprzedać.
- Starcza energii, siły, ochoty na to, żeby tworzyć, kiedy inni odpoczywają
- Jestem na takim etapie życia, że czuję się odpowiedzialny za to, co dostałem od pana Boga. Staram się talentu, jaki został mi dany, nie marnować. Zwłaszcza kiedy wiszą nade mną terminy wystaw, potrafię przez miesiąc chodzić bardzo późno spać. Noce są piękne, proszę mi wierzyć. Bardzo mobilizuje mnie żona.
- Też artystka
- Też. Skończyła wychowanie plastyczne na tej samej uczelni co ja. Uczy projektowania odzieży w Zespole Szkół Zawodowych w Gubinie. Ma bardzo dobry kontakt z młodzieżą.
Nasze dzieci - Rafał jest już dorosły, Ola ma 13 lat, Wiktor jest w I klasie podstawówki - też starają mi się nie przeszkadzać, kiedy intensywniej pracuję. Nikt ich tego specjalnie nie uczył, ale szanują mój czas w pracowni.
- Nie wszyscy wiedzą, że jest pan rodowitym zielonogórzaninem.
- Mieszkałem tu 23 lata. Kocham to miasto...
- Młodzież dziś bardzo źle znosi życiowe trudności i przeszkody. Szybko się poddaje, rezygnuje. Powiemy coś o pańskiej drodze do sztuki
- To długa historia. Po Szkole Podstawowej nr 9 poszedłem do Technikum Mechanicznego kierunek: obróbka skrawaniem. Po roku dostałem propozycję nie do odrzucenia: teraz może nie byłoby z tego żadnego problemu, ale wtedy... Strzelaliśmy z korków na korytarzu. Po zasadniczej szkole zawodowej zostałem instalatorem centralnego ogrzewania i wc. Pracowałem w WPHW jako konserwator, zaocznie kończąc ogólniak. Miałem szczęście trafić do kółka plastycznego, które prowadziła pani Ireny Bierwiaczonek. I jej zawdzięczam podjęcie decyzji o tym, co będę robił w życiu. Kiedy nie dostałem się na studia, pomogła mi jeszcze raz: pracowałem jako nauczyciel zawodu w liceum plastycznym. Szumnie to brzmi. Byłem takim człowiekiem do pomocy. Np. panu Doboszowi urabiałem glinę. Potem - dwa i pół roku w wojsku. Na egzamin do akademii uciekałem przez płot, bo szef nie chciał mnie puścić.
- Chcę spytać jak - z perspektywy czasu - patrzy pan na krętą ścieżkę do celu, który inni osiągają prostą drogą
- Nie powinna ona w żaden sposób przerażać. Każda przeszkoda, każde niepowodzenie rodzi dodatkowe doświadczenia, które nas wzbogacają i budują. Pod tym względem czuję się bardzo zasobny.
- Ma pan na koncie 33 wystawy. Gdzie będzie kolejna
- Z BWA w Gorzowie otrzymałem propozycję wystawy indywidualnej w 2002 roku, jak również wystawienia swoich prac na Biennale Sztuki Sakralnej. W ostatnim Salonie Jesiennym zdobyłem nagrodę po raz trzeci: dwa razy miałem pierwsze miejsce i raz drugie. Tak że Gorzów mimo że jestem zielonogórzaninem jakoś mi sprzyja.
- Jak patrzą koledzy z pracy bardzo porządnej, bo urząd jest poważny na to, co pan robi po niej
- Wielu z nich nie wie, czym się zajmuję. Nie manifestuję się specjalnie z tym, co robię. Sam proces twórczy, dla mnie najwspanialszy, to zjawisko zamknięte. We mnie i w tej kartce, którą mam przed sobą.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska