Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolarskie rodzeństwo ze... "Stumilowego Lasu"

Artur Lawrenc 68 387 52 87 [email protected]
Rafał (22 lata) jest dla Agaty (14 lat) nie tylko bratem, ale i najlepszym trenerem. Mają jeden wspólny cel – trenować tak, by Agata mogła zaistnieć w zawodowym kolarstwie.
Rafał (22 lata) jest dla Agaty (14 lat) nie tylko bratem, ale i najlepszym trenerem. Mają jeden wspólny cel – trenować tak, by Agata mogła zaistnieć w zawodowym kolarstwie. fot. Artur Lawrenc
Agata i Rafał Drozdek od kilku miesięcy z każdych kolarskich zawodów MTB przywożą medale. Współpraca brata z siostrą przynosi nadspodziewane efekty. W rozmowie z "GL" opowiadają o swojej pierwszej miłości - rowerze.

- Skąd u was taki zapał do jazdy na rowerze górskim? Jak zaczęła się ta przygoda ze sportem?
Rafał Drozdek: - Kilka lat temu, dokładnie w 2004 r. zainteresowały mnie rozwijające się wówczas w Polsce maratony kolarskie. Przeglądałem gazety i zobaczyłem fajny rower. Długo odkładałem, aż udało się skompletować wszystkie części i kupić nawet lepszy niż zakładałem. A przynajmniej taki, by trenować. Zaczęło się od wycieczek krajoznawczych, nie planowałem startów w zawodach. To przyszło samo. Pomyślałem raz: dobrze mi idzie, szybki jestem, więc czemu nie spróbować. Najpierw jeździłem sam pociągiem, np. do Wołowa. Tam organizowano taką Dolnośląską Ligę Miast. O UKS Peleton oczywiście wiedziałem, ale dopiero po kilku miesiącach zakręciłem się w klubie i zacząłem trening pod okiem Rafała Nowaka.
Agata Drozdek: - Ja przygodę ze sportem zaczęłam od biegania u pana Biesiady. Ale to nie było to. Nie mogłam się odnaleźć w tym klubie. Chyba potrzebuję bardziej rodzinnych relacji. A takie są w UKS-ie, gdzie jestem od wiosny. Rafał we wszystkim mi pomaga, uczy i podpowiada. Jest nie tylko świetnym bratem, ale i moim drugim trenerem. Nikomu tak nie ufam, jak jemu. Jest mi dzięki temu znacznie łatwiej. Zanim wystartowałam w pierwszych zawodach niewiele zdążyłam się nauczyć. Jednak kolarstwo spodobało mi się natychmiast.
R: - Agacie za pierwszy start należą się duże brawa. Rzuciliśmy ją na głęboką wodę w postaci najbardziej prestiżowych zawodów o puchar Polski. Mimo braku doświadczenia i ciężkich deszczowych warunków, zajęła dobre 15. miejsce. Potem było tylko lepiej, już niemal zawsze przywoziła jakiś medal. Dokładnie osiem krążków.
A: - Dobrze, że od razu pierwszy wyścig był taki trudny. Bo lepiej przekonać się, ile jeszcze brakuje do czołówki, niż wygrać jakieś mniej prestiżowe zawody.

- Skoro już jesteśmy przy ciężkich warunkach - dlaczego wolicie ściganie w błocie, a nie na czystszej szosie?
A: - Śmiesznie to zabrzmi, ale lubię jeździć po błocie. Trudne trasy, gdzie jest dużo wody nie są mi straszne, a wręcz przeciwnie, właśnie to mi się podoba. Jedyna przeszkoda, to strach przed stromym zjazdem. Trzeba naprawdę zapomnieć o wysokości i mieć dobrą technikę, aby pokonywać je szybko.
R: - Mi osobiście nie chodzi tyle o błoto, co o góry i dołki. Jestem wielbicielem górskich tras. Podjazdy, skały, drzewa - to jest to. Szosa jest monotonna. Siostra wspomniała o wyłączaniu strachu - nazywamy to "zjazdem na wariata". Zawsze śmieję się, że trzeba "nie mieć mózgu", żeby tak jeździć. Jednak trzeba się z tym oswoić i tego nauczyć: wyłączyć blokadę w głowie i opanować technikę.
- Gdzie i ile czasu poświęcacie na treningi?
A: - Trenujemy za Nowym Miasteczkiem na Wzgórzach Dalkowskich, w okolicach Bobrownik na Białej Górze. Jest tam wiele stromych i wymagających tras.
R: - Kiedyś jeździłem dzień w dzień, wręcz katowałem się ciężkim treningiem. Obecnie podchodzę do tego już bardziej inteligentnie. Szczególnie, że teraz przede wszystkim uczę siostrę, staram się robić wszystko z rozwagą, bez pośpiechu. Kolarstwo musi jeszcze długo być dla Agaty zabawą, bo szybko się wypali. Czytamy "Biblię Kolarstwa Górskiego", mierzymy puls, dawkujemy wysiłek.

- Kogo ze znanych kolarzy podpatrujecie?
R: - Oczywiście Maję Włoszczowską. Zdarzyło mi się dwa razy jechać z nią w maratonie, ponieważ na długich dystansach startują wszyscy razem. To niesamowite, ile ona ma mocy w nogach. Widzisz drobniutką kobietkę i myślisz - zaraz ją wyprzedzę. Ale to niemożliwe.
A: - Majka jest bardzo uprzejma, chętnie rozdaje autografy, uśmiecha się, żartuje. Po przyjacielsku popędza innych na trasie. Podziwiam także Luksemburczyka Andego Schlecka. Był dwa razy drugi na Tour de France. To najlepszy "góral" wśród szosowych kolarzy.

- Kolarstwo nie jest zbyt popularne w naszym kraju, co przekłada się na skromne finansowanie tej dyscypliny. Także w Nowej Soli ciężko o sponsora. Jak sobie z tym radzicie?
A: - Ze względów finansowych nie startujemy we wszystkich zawodach. Ale wybieramy te o największej randze, z ciekawszymi nagrodami, żeby jakoś rekompensować sobie własny wkład. Dobrze, że w tym roku zaczęły pojawiać się w końcu wyścigi, w których są nagrody pieniężne lub sprzęt, który można sprzedać. Oczywiście wspomagają nas rodzice, dziadkowie, znajomi. Nie możemy nie wspomnieć o naszym trenerze Rafale Nowaku. Dla klubu poświęca nie tylko pieniądze, ale i ogrom własnego czasu.
R: - Kwestia pieniędzy w kolarstwie jest dołująca. Nigdzie daleko na zawody się nie wybieramy, bo zawsze brakuje kasy na paliwo. A fajnie byłoby mieć zatankowanego busa i sobie jeździć. Miasto niestety UKS-owi nie dokłada. Trener już dawno zrezygnował z proszenia o pomoc, bo wszystko, na co mogliśmy liczyć, to tysiąc złotych na sezon. To przykre, że mimo wyników, nie możemy liczyć na większą pomoc. Stąd bierze się nasz żart, polegający na tym, że czasem nie wpisujemy Nowej Soli na liście startowej, jako naszego miasta. Skoro nie ma chęci sponsorowania kolarstwa, my nie będziemy promować miasta. Wpisujemy... Stumilowy Las.

- Wasz trener jest przekonany, że Agata ma ogromny talent. Jakie w związku z tym macie plany na przyszłość?
R: - Jeśli chodzi o mnie, to o większych planach nie myślę. Jeżdżę dla przyjemności i satysfakcji wygrania kilku zawodów. Generalnie chodzi o to, żeby Agatka miała dobre warunki do rozwoju. Poważnie celujemy w ściganie i trenowanie zawodowe. Postaramy się zrobić wszystko, by siostra znalazła się tam, gdzie Maja Włoszczowska - w CCC Polkowice. Na chwilę obecną pracujemy nad techniką, do niedawna nawet nad takimi podstawowymi ruchami, jak zjedzenie batonika w trakcie wyścigu. Bo jeśli chodzi o wydolność, Agata ma wrodzony talent. Zapał do pracy też jest - od pierwszego startu w pucharze Polski nie interesują jej zawody mniejszej rangi.
A: - Rafał mówi, że mam tym punkcie świra, ale ja wiem, czego chcę. Wyznaczyłam sobie cel i nie odpuszczę. Brat boi się, że zawodowstwo może mi się nie spodobać. Spodoba się, na pewno.

- Dziękuję za rozmowę i życzę wam powodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska