Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejna opinia biegłych w sprawie matki, która porzuciła dziecko w trawie

Dorota Nyk
Dziewczynka znaleziona w trawie była w szpitalu pod dobra opieką ordynator Zofii Dejlich - Waligóry
Dziewczynka znaleziona w trawie była w szpitalu pod dobra opieką ordynator Zofii Dejlich - Waligóry fot. Dorota Nyk
Prokuratura wciąż prowadzi śledztwo w sprawie porzucenia noworodka przez matkę. Wyszły na jaw nowe, wcześniej nieznane szczegóły.

26 maja jakaś kobieta zadzwoniła na policję i zawiadomiła, że znalazła dziecko w trawie, za ogrodami w Przemkowie. Maleńka dziewczynka była nagusieńka. Sprawa była bardzo głośna, bulwersująca.

Przemkowianka akurat robiła coś w ogrodzie, podniosła głowę i zauważyła jakiś kształt. To nie było zwierzątko, ale dziecko. Żywe i dopiero co urodzone. Nawet pępowiny nie miało zawiązanej. Kobieta zapięła ją klamerką i wezwała pomoc.

Dziewczynka trafiła do głogowskiego szpitala. - Miała bardzo dużo szczęścia. Po pierwsze przez pogodę. Było bardzo ciepło, więc się nie wychłodziła - powiedziała nam ordynatorka neonatologii Zofia Dejlich - Waligóra. - Po drugie leżała na brzuszku. Zatamowała sobie krew z niepodwiązanej pępowiny.

Twierdziła, że to szok

Dziewczynka przeżyła. Kilka godzin po jej znalezieniu policja odnalazła i matkę. Wskazali ją mieszkańcy Przemkowa. 23-latka Justyna H. trafiła do szpitala. Na początku twierdziła, że nigdy nie rodziła ani nie była w ciąży.

Po badaniach okazało się jednak, że kłamie. Lekarze stwierdzili, że urodziła przed kilkoma godzinami, straciła dużo krwi i ma anemię. W końcu się przyznała.
Prokuratura wszczęła śledztwo i postawiła jej zarzuty. Uważała, że matka, porzucając dziecko w takim stanie, dopuściła się przestępstwa - powinna je chronić, a naraziła je na niebezpieczeństwo utraty życia lub na ciężki uszczerbek na zdrowiu.

Matka przyznała się do wszystkiego, chciała dobrowolnie poddać karze. Nie potrafiła wyjaśnić tego, co się stało. Mówiła, że była w szoku.

Na zlecenie prokuratury wykonano badania psychiatryczne i psychologiczne. Lekarze mieli orzec, czy w chwili urodzenia i pozostawienia dziecka, matka była poczytalna.

Były uzasadnione wątpliwości związane z okresem okołoporodowym.
Matka wróciła do domu, natomiast dziecko przez kilka tygodni przebywało w szpitalu. Postanowiliśmy sprawdzić, co dalej z tą sprawą.

Jest w domu dziecka

- Z opinii psychiatrycznej wynika, że matka w chwili porodu miała ograniczoną poczytalność - powiedziano nam w prokuraturze. - To jednak nie koniec sprawy. Czekamy na dodatkową opinię biegłych z zakresu medycyny sądowej.

Wyszły na jaw szczegóły tej sprawy, wcześniej nieznane. Okazuje się, że Justyna H. wcale nie urodziła w trawie, ale w domu, w łóżku. Powiła niemowlę i wyniosła je za ogród, zostawiła w trawie.

W tym czasie jej matka gdzieś wyszła. Była natomiast na miejscu jej babcia. Lecz nie słyszała żadnych odgłosów porodu.

- Obecnie kobieta przebywa w domu, jest pod dozorem policji - usłyszeliśmy w prokuraturze. - Przyznała się i złożyła wyjaśnienia.

A co z dzieckiem? Kiedy przebywało w szpitalu, to przychodziła do niego babcia. Przyniosła mu obrazek z matka Boską i położyła przy główce. Obiecywała, że ją zabierze do siebie i nazwie ją Ewelinka.

Ale dziewczynka wcale nie jest u babci. Została skierowana do rodzinnego domu dziecka na terenie powiatu głogowskiego. W sądzie toczy się sprawa o pozbawienie matki praw rodzicielskich.

- Na razie ostateczna decyzja o jej przyszłości nie została podjęta. Sprawa jest w toku. Rozpoznanie nastąpi w październiku - powiedziała nam sędzia Beata Bator - Żurawska z sądu rodzinnego w Głogowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska