- Na emeryturę czekam od lipca ubiegłego roku! - zadzwoniła Teresa Serafińska po przeczytaniu historii Zdzisława Kubasiewicza, którą opisaliśmy we wczorajszej "GL". - Jestem w lepszej sytuacji, bo miałam zasiłek przedemerytalny - tłumaczy kobieta.
W tekście "Nie mam za co żyć, bo tak działa ZUS" opisaliśmy dramat Zdzisława Kubasiewicza z Drawin w gm. Drezdenko, który od ponad czterech miesięcy czeka na decyzję ZUS w sprawie emerytury. Mężczyźnie i jego żonie na życie zostaje miesięcznie 80 zł. Mają zaciągnięte kredyty na remont mieszkania i jedynie 440 zł zasiłku żony. Sprawa wyliczenia emerytury pana Zdzisława ciągnie się od grudnia, bo wtedy złożył dokumenty w ZUS. Jednak po trzech miesiącach okazało się, że nie wszystkie. ZUS właśnie brakiem potrzebnych zaświadczeń tłumaczy tak długi czas naliczania wysokości emerytury, bo załatwianie każdego pisma niestety trwa.
- Mnie nie brakowało żadnych dokumentów. A czekam na emeryturę od lipca ubiegłego roku - zadzwoniła wczoraj do nas T. Serafińska z Gorzowa. Kobieta opowiada, że wcześniej była na zasiłku przedemerytalnym. Kiedy nabrała już praw do pełnej emerytury złożyła wszystkie potrzebne dokumenty w gorzowskim oddziale ZUS. Było to 10 lipca 2009 r. - Od znajomych słyszałam, że naliczanie emerytury może potrwać nawet cztery miesiące. Więc spokojnie czekałam - wspomina pani Teresa. W grudniu zaczęła się upominać o pieniądze. Wtedy usłyszała od urzędników, że teraz nie wydają decyzji, bo to oczywiście wiąże się z wstrzymaniem wypłacanego świadczenia. - A przed świętami niby nie chcieli zostawić ludzi bez pieniędzy - przytacza argumenty pani Serafińska. Jednak mijał już styczeń, a decyzji o przyznaniu jej emerytury nadal nie było.
Kobieta interweniowała u naczelnika ZUS. Pod koniec lutego dostała decyzję pocztą. - Ucieszyłam się. Tylko, że po doczytaniu do końca dokumentu okazało się, że jest to decyzja o przyznaniu... emerytury zaliczkowej. Oznacza to, że dostaję teraz 80 proc. należnych mi pieniędzy - mówi pani Teresa. Kiedy zapytała o co chodzi, usłyszała, że będą jej naliczać jeszcze raz wszystko. - Dlaczego? Nie wiem. Znajomi się śmieją, że chyba nigdy nie dostanę tej emerytury - załamuje ręce gorzowianka.
Wczoraj dowiedzieliśmy się, że sprawa T. Serafińskiej jednak doczekała się pozytywnego końca. - Jest już decyzja, naliczona jest kwota emerytury. Właśnie zostało skierowane pismo do pani Serafińskiej. Dostanie wyrównanie wraz z karnymi odsetkami - mówi Roman Król, dyrektor gorzowskiego oddziału ZUS. Dlaczego trwało to tak długo? Król nie chce zwalać winy na innych, ale tłumaczy, że pracuje w zakładzie od grudnia 2009 r. - Próbujemy prostować wszystkie zaległe sprawy. Niestety jeszcze zdarzają się takie, jak ta pani Serafińskiej. Ale to naprawdę pojedyncze przypadki - twierdzi dyrektor. Zaznacza też, że do czasu wydania ostatecznej decyzji w sprawie nowej emerytury ZUS nie wstrzymuje wcześniej wypłacanego świadczenia.
- Pół roku czekałam na wyliczenie emerytury. Nie dostawałam żadnych informacji, dlaczego tak długo to trwa. To jakiś absurd. Ani się do nich dodzwonić nie można, nikt nie chce pomóc. Koszmar! - opowiada pani Maria z Zielonej Góry. - W grudniu złożyłem wniosek o przedłużenie renty. Czekałem na orzeczenie przez cztery miesiące. Nikt się nie pytał, czy mam z czego żyć - skarży się z kolei słubiczanin (nazwiska do wiadomości redakcji). Czytelnik z Gorzowa zwraca uwagę jeszcze na inny problem. - Niechby ZUS wyliczał sobie te emerytury nawet i rok. Tylko niech nie wstrzymują na czas tych wyliczeń wszystkich świadczeń - złości się inny Czytelnik, który przechodząc z emerytury pomostowej na normalną przez cztery miesiące nie miał żadnych pieniędzy.
Na forum internetowym "GL" zawrzało. Ludzie narzekają przede wszystkim na gorzowski ZUS. - Miałam taką sytuację. Trwało wszystko cztery miesiące i jeszcze źle obliczyli wysokość emerytury. Dostałam o około 200 zł mniej - pisze Ewa. - Dlaczego w tym kraju wszystko jest nie tak jak trzeba, zwykły człowiek na każdym kroku musi walczyć o swoje, upominać o to co wypracował, co mu się należy? - pyta Zwykły Człowiek.
Sprawdziliśmy, co tak naprawdę zwykły Kowalski może zrobić, kiedy czuje się lekceważony lub oszukany przez urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. - Na niezałatwienie sprawy w należytym terminie klientowi przysługuje zażalenie do organu administracji publicznej wyższego stopnia. Dla ZUS organem właściwym jest minister ds. zabezpieczenia społecznego - czytamy na stronie serwisu obsługi klientów ZUS. W Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej usłyszeliśmy jednak, że oni nie zajmują się nadzorem bezpośrednim zakładu, a już na pewno nie zażaleniami niezadowolonych klientów. Tym zajmuje się centrala ZUS. - Tak, przyjmujemy skargi na działalność oddziałów ZUS. Przeprowadzamy kontrolę i sprawdzamy, dlaczego dochodzi do niedociągnięć czy błędów - informuje Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy ZUS w Warszawie. W ubiegłym roku do centrali w Warszawie wpłynęło 1 tys. skarg z całego kraju. - Z tego tylko jedna trzecia okazała się zasadna - twierdzi P. Przybylski. Rzecznik przyznaje, że czasem zdarzają się niedopatrzenia urzędników, ale w jego opinii są to jednostkowe przypadki.
Co jednak ma zrobić osoba, kiedy w jej przypadku urzędnik się pomyli lub czegoś nie dopilnuje? Może się ona poskarżyć właśnie w centrali ZUS-u w Warszawie - tam skargi można wysyłać drogą elektroniczną na adres: [email protected].
Można też się od każdej decyzji ZUS-u odwołać a co za tym idzie, skierować sprawę do sądu. Sprawami tego typu zajmuje się wydział pracy Sądów Okręgowych. Ale nie trzeba samemu zakładać tam sprawy. Wystarczy, że w oddziale ZUS, w którym dostaliśmy taką decyzję złożymy odwołanie. Wtedy ZUS sam wysyła sprawę do sądu. Odwołanie można zarówno napisać (w dwóch egzemplarzach) lub podyktować do protokołu, który sporządza urzędnik. Za odwołanie w sprawach ubezpieczeń społecznych nic nie trzeba płacić! Ale mamy na nie zaledwie miesiąc, licząc od dnia doręczenia decyzji ZUS. Po tym terminie decyzja uprawomocnia się.
Można też złożyć odwołanie w sądzie. - Sąd sam wystąpi do ZUS-u po potrzebną do sprawy dokumentację - tłumaczy Roman Makowski, rzecznik Okręgowego Sądu w Gorzowie. Tylko w ubiegłym roku do gorzowskiego sądu trafiło 1.209 spraw dotyczących ZUS. Z tego 316 spraw zostało załatwionych po myśli klienta ZUS-u, ale aż w 750 sąd nie dopatrzył się winy zakładu ubezpieczeń i oddalił odwołania.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?