Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejny wymęczony sukces Schetyny. Prawybory w PO uratowane

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Grzegorz Schetyna wciąż walczy o utrzymanie fotela szefa Platformy  Obywatelskiej
Grzegorz Schetyna wciąż walczy o utrzymanie fotela szefa Platformy Obywatelskiej Adam Jankowski/Polska Press
Platforma zajmuje się już niemal wyłącznie własnymi problemami wewnętrznymi - tracąc opozycyjną inicjatywę na rzecz Lewicy. Teraz Grzegorz Schetyna oddycha z ulgą, bowiem ogłoszenie przez prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka startu w partyjnych prawyborach nadaje temu pomysłowi szefa PO jakiekolwiek uzasadnienie. Stawką pozostaje jednak przede wszystkim utrzymanie fotela przez Schetynę.

Wtorek, 19 listopada. W Sejmie Mateusz Morawiecki wygłasza swe exposé. Staremu-nowemu premierowi show bezapelacyjnie kradnie jednak Adrian Zandberg. W dwudziestominutowym bardzo dobrze skonstruowanym wystąpieniu debiutujący w Sejmie poseł Lewicy punktuje obietnice premiera i wskazuje całe obszary, w których PiS nie zrealizował swego programu. Strzał w dziesiątkę – czyli w mit o niezrównanej wyborczej wiarygodności rządzącej partii. Wśród komentatorów zgiełk. Po stronie opozycyjnej od lewicy po centroprawicę słychać zachwyty nad wystąpieniem Zandberga. Po stronie obozu władzy przeważają tony ostrzegawcze – oto bowiem pojawił się ktoś, kto może solidnie zaszkodzić PiS-owi. Kilka równolegle wysłanych na Youtube nagrań z przemówieniem Zandberga jeszcze tego samego dnia uzyskuje kilkaset tysięcy wyświetleń.

W tym samym czasie profil Koalicji Obywatelskiej wrzuca na Twittera filmik z fragmentem sejmowego wystąpienia Grzegorza Schetyny, który również stara się zmiażdżyć exposé Morawieckiego. Na nagraniu Schetyna najpierw zmaga się z buczeniem posłów PiS, potem próbuje interweniować u marszałek Sejmu, następnie mówi kilka zdań o Kaczyńskim i bezprawiu. Całe nagranie trwa ledwie minutę. Choć wystąpienie Schetyny było znacznie dłuższe, jego własna partia wrzuca z kolei na swojego Twittera dwa urywki. Jeden trwa kilkanaście sekund, drugi niecałe pół minuty. Odzewu praktycznie nie ma.

W środę 20 listopada szef Platformy jest w Zagrzebiu – na kongresie Europejskiej Partii Ludowej, do której należy PO. Właśnie ważą się losy kandydatury Donalda Tuska na szefa tej chadeckiej frakcji europarlamentarnej. Niby już wszystko jasne, ale do głosowania jeszcze trochę – EPL zakomunikowała wybór Tuska dopiero w środę pod wieczór. A teraz jest przedpołudnie. To ważny moment i dla PO, i dla Schetyny. Mimo że po rezygnacji z kandydowania w polskich wyborach prezydenckich Tusk jest wśród części członków Platformy – a tym bardziej wśród części wyborców PO – na cenzurowanym, jego wybór na szefa EPL to jednak spory sukces w europejskiej skali. – Oto mieliśmy prezydenta Europy, a teraz mamy szefa największej siły politycznej w Europie – mógłby przecież powiedzieć Schetyna. Ba, na upartego można by twierdzić, że szefem EPL został właśnie wskazany przez niego kandydat.

W dniu, w którym furorę robi wystąpienie Zandberga, PO wrzuca na Twittera dwa krótkie urywki wypowiedzi Schetyny

Wtem zupełnie niespodziewane wieści z kraju. Oto Małgorzata Kidawa Błońska w końcu dorobiła się kontrkandydata. Od tego momentu partyjne prawybory prezydenckie zaczynają mieć sens. Tym samym dotychczasowa strategia Grzegorza Schetyny opierająca się na tym, by organizacją prawyborów w Platformie odsunąć przynajmniej na jakiś czas widmo odsunięcia od władzy nad partią, zyskała w końcu jakieś uzasadnienie. Bo po co komu miałyby być prawybory z jedną kandydatką?

Mimo, że dla szefa Platformy pojawienie się wreszcie choć jednego rywala Kidawy-Błońskiej powinno być jednoznacznie dobrą wiadomością, Schetyna zachowuje się dziwnie. Mówi, że zgłosił się kolejny kandydat, ale niestety nie zna jego nazwiska. Dlaczego? Bo to nazwisko jest w zaklejonej kopercie, która miała trafić do zarządu Platformy we wtorek wieczorem.

Sytuacja jest – mówiąc oględnie – dwuznaczna. Bo właściwie jakim cudem szef partii nie zna nazwiska kontrkandydata Kidawy-Błońskiej? Do zgłoszenia kandydatury potrzeba co najmniej 30 podpisów członków Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej. Kidawa-Błońska miała ich 150, natomiast Rada Krajowa Platformy składa się z członków zarządu partii, parlamentarzystów i europarlamentarzystów, szefów regionów oraz kilkudziesięciu delegatów regionalnych. To nie jakieś grono anonimów, tylko zgromadzenie partyjnej elity – w którym bez specjalnej konspiracji naprawdę trudno byłoby przeprowadzić akcję zbierania podpisów, która pozostałaby niezauważona przez „partyjną górę”. Dlatego szybko pojawiają się domysły, że być może to jakiś rodzaj blefu.

- To nie wygląda dobrze. Będzie jakaś łapanka, obawiam się, że znajdą kogoś dopiero przed samym piątkowym zarządem – mówi mi wtedy nieoficjalnie polityk Platformy, z którym akurat rozmawiam na zupełnie inny temat. Przez chwilę żartujemy na temat możliwych ofiar takiej łapanki, wymieniając aktualnych współpracowników Grzegorza Schetyny, stałych bywalców ostatniego piętra budynku „Czytelnika” przy Wiejskiej, gdzie mieści się siedziba Platformy.

Ale w tym samym czasie w mediach inna wyliczanka odbywa się całkiem serio. Rafał Trzaskowski? Nie jest zainteresowany. Radosław Sikorski? Zdecydowanie zrezygnował. To może nowy marszałek Senatu Tomasz Grodzki? Nie – i on się nie pali do kandydowania.

W końcu jednak – tego samego dnia - kandydat ujawnia się sam. Na Facebooku. „Polska potrzebuje silnej prezydentury, która zatrzyma łamanie praworządności, wydobędzie kraj z chaosu, partyjniactwa i przywróci wszystkim obywatelom poczucie wspólnoty. Chcę podjąć się tego wyzwania. Dlatego zgłosiłem swoją kandydaturę w prawyborach Koalicji Obywatelskiej.” – pisze w swym poście prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.

Co się właściwie wydarzyło? Przynajmniej częściowo sytuacja wyjaśniła się nam w piątek, 22 listopada. Na konferencji prasowej wspólnie występują wtedy Grzegorz Schetyna i oboje kandydatów w partyjnych prawyborach. Obok Schetyny, Kidawy-Błońskiej i Jaśkowiaka stoi jednak ktoś jeszcze. To szef wielkopolskich struktur Platformy i wieloletni najbliższy współpracownik (a także przyjaciel) Schetyny – Rafał Grupiński. Sęk w tym, że Grupińskiego przez kilkanaście ostatnich miesięcy w bezpośrednim otoczeniu Schetyny właściwie nie widywano. Mówiło się w Platformie, że coś między nimi pękło, coś się skończyło, W każdym razie na słynnym „piątym piętrze” w siedzibie Platformy Grupiński pojawiał się w tym przedwyborczym i powyborczym okresie wielokrotnie rzadziej od Marcina Bosackiego, Piotra Borysa, Mariusza Witczaka czy Roberta Tyszkiewicza stanowiących w ostatnich miesiącach zaplecze Schetyny.

W sondażu IBRiS w roli idealnej kandydatki KO na prezydenta widziana jest Małgorzata Kidawa- -Błońska. Wskazuje ją 46 proc. badanych

Teraz zaś Grupiński powrócił i przed kamerami stanął po prawicy Schetyny. Dodajmy, że powrócił w roli może nie od razu zbawcy, ale przynajmniej męża opatrznościowego, przywożąc z Poznania prezydenta miasta Jacka Jaśkowiaka jako kontrkandydata Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. W ten sposób uratowane zostały partyjne prawybory – niezmiernie ważne dla Schetyny.
Kiedy chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów do Sejmu i Senatu w Platformie szykował się otwarty bunt przeciwko Schetynie, jego uczestnicy domagali się od szefa partii możliwie szybkiego ogłoszenia, że kandydatką na prezydenta będzie Małgorzata Kidawa-Błońska. Po co? Po to, by kwestia wyłaniania kandydatki lub kandydata nie przysłaniała dyskusji o zmianie władzy w partii. W momencie, w którym zrezygnował z kandydowania Donald Tusk, w zasadzie nie było już żadnych poważniejszych przeszkód, by ogłosić kandydaturę Kidawy-Błońskiej. Tym bardziej, że jej potencjalni rywale jeden po drugim ogłaszali, że jednak nie tym razem. Tymczasem Schetyna parł do prawyborów.

- Kalkulacja była dość oczywista. Nikt odpowiedzialny nie będzie zaburzał przebiegu prawyborów prezydenckich podważając przywództwo Schetyny, są w końcu sprawy ważne, i są te najważniejsze. Kiedy prawybory się zakończą, Schetyna będzie mógł ogłosić rozpoczęcie kampanii. I znów, kto odpowiedzialny będzie przykrywał kampanię walką o przywództwo w partii? Potem – w styczniu lub lutym przypadają wybory przewodniczącego PO. Może warto byłoby je odsunąć? Przecież kampania jest wążniejsza. I tak dalej – w ten sposób Schetyna ma spokój przynajmniej do maja – tłumaczy polityk Platformy.

Kalkulacja była tyleż oczywista, co jednak zbyt oczywista. Przynajmniej część członków zarządu Platformy była wobec niej mocno sceptyczna. Właśnie dlatego decyzja o prawyborach zapadła na Zarządzie Krajowym Platformy dopiero 8 listopada. Miało to się stać tydzień wcześniej, ale wtedy Schetyna nie zdołał wtedy przekonać większości, decyzję odroczono.

Prawybory zostały wyznaczone na 14 grudnia. W sensie proceduralnym będą tylko cieniem tych dotychczasowych. Kandydat na prezydenta nie zostanie wybrany w głosowaniu bezpośrednim przez ogół członków Platformy. Prawo głosu będą mieć tylko elektorzy na Konwencję Krajową PO – łącznie jest to ok. 1300 osób. Oficjalnie na organizację prawyborów obejmujących wszystkich członków partii jest już za późno. Nieoficjalnie słyszymy o poważnych problemach z weryfikacją członkostwa w niektórych regionach – innymi słowy partia nie jest pewna, w jakim stopniu liczba jej członków „na papierze” odpowiada dziś tej realnej, co z kolei oznaczałoby serię problemów z dopuszczaniem do głosowania i z weryfikacją ważności głosów.

Obecną faworytką prawyborów pozostaje oczywiście Małgorzata Kidawa-Błońska. W sondażu IBRiS dla Interii jako idealną kandydatkę KO na prezydenta wskazuje ją 46 proc. respondentów, jedynie 14, 5 proc. z nich widzi w tej roli Jaśkowiaka.
Ten natomiast się nie poddaje. W środę ogłosił na łamach „Gazety Wyborczej” bez ogródek, że w razie, gdy wygra prawybory, nie odda swej kampanii w ręce „piątego piętra”, czyli platformerskiego sztabu wyborczego. - Powiedziałem Grzegorzowi Schetynie, że chcę, by moją kampanię prowadził Marcin Gołek, mój najbliższy współpracownik – zadeklarował Jaśkowiak. Marcin Gołek, który nie skończył jeszcze 30 lat, to człowiek Rafała Grupińskiego. Prowadził w 2014 roku wspieraną przez PO kampanię Jaśkowiaka na prezydenta Poznania – wtedy Jaśkowiak pokonał rządzącego miastem przez kilka kadencji Ryszarda Grobelnego.

Publiczne ogłoszenie przez Jaśkowiaka, że nie zamierza on korzystać ze wsparcia sztabu Platformy to dość jawne wotum nieufności pod adresem Schetyny i jego otoczenia – bo to właśnie ci ludzie odpowiadali za kampanię i przed majowymi, i przed październikowymi wyborami. Rzuca to też nowe światło na kwestię powrotu na pierwszą linię Rafała Grupińskiego – być może temu ostatniemu wcale nie chodzi o to, by stanąć u boku Grzegorza Schetyny.

Jaśkowiak różni się poglądami od większości kolegów z Platformy. Opowiada się za małżeństwami par homoseksualnych, jest zwolennikiem liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, popiera również prawo do eutanazji. Dla Platformy mogą to być poglądy zbyt progresywne – jednak w ewentualnej II turze Jaśkowiakowi byłoby z pewnością łatwiej niż Kidawie-Błońskiej walczyć o głosy wyborców lewicy.

Obecny rozkład szans w prawyborach mówi nam głównie tyle, że jedyne, czego Jaśkowiak może być pewien, to że sam jego start pomoże Grzegorzowi Schetynie przetrwać kolejne miesiące w fotelu szefa Platformy. I to mimo tego, że ustąpienia Schetyny bez większych ogródek domagają się nawet najbardziej dotąd sprzyjające Platformie media.

W ostatnim badaniu przeprowadzonym przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej” Grzegorz Schetyna wciąż był politykiem najczęściej wymienianych przez respondentów w roli „lidera opozycji”. Wskazało na niego jednak tylko 23 proc. badanych, co samo w sobie dość jasno mówi nam, że problem z identyfikacją „lidera opozycji” wciąż się pogłębia. Za Schetyną byli Władysław Kosiniak-Kamysz.(11,4 proc.) i Adrian Zandberg (8,8 proc.). Osobną kwestią jest tutaj pytanie o to, czy wyłanianie „lidera opozycji” w sondażach ma jeszcze sens – zwłaszcza wtedy, gdy na opozycji widać wyraźnie coraz ostrzejszą konkurencję między wodzowsko zarządzaną Plaformą a Lewicą, która liderów ma co najmniej trzech i coraz częściej chwali się skutecznym kolektywnym podejmowaniem decyzji. Jednocześnie i PSL stale zaznacza swą odrębność – dlaczego więc trzy różne siły polityczne miałyby mieć jednego lidera?
W tym samym badaniu padło jednak znacznie ciekawsze pytanie. „Zapytani o to, „które z ugrupowań w tej kadencji ma największe szanse stać się główną siłą opozycyjną?”, respodenci w pierwszej kolejności (32,1 proc.) wskazali Lewicę. Dopiero na drugim miejscu (29,9 proc.) znalazła się Koalicja Obywatelska.

Przypomnijmy – Koalicja Obywatelska ma w tym Sejmie 134 posłów, podczas gdy Lewica ledwie 49. 13 października, w wyborach do Sejmu KO uzyskała ponad 2 razy więcej głosów niż Lewica. Tymczasem pod koniec listopada badani wskazują jednak na tę drugą jako na siłę o największym potencjale politycznym po stronie opozycyjnej.

Ten wynik dobrze oddaje to, jak postrzegana jest dziś Platforma w oczach wyborców – tak, także wyborców liberalnego centrum. Jeszcze lepiej pokazuje nam on jednak, jak bardzo na niekorzyść Platformy działa sytuacja, w której partia znalazła się bezpośrednio po wyborach.

Platforma z całą pewnością potrzebuje przede wszystkim nowej treści swej polityki – dotychczasowa doktryna anty-PiS-u i ostatniego bastionu demokracji liberalnej wypada zwyczajnie blado na tle znacznie mniej monotematycznej Lewicy, coraz mniej też przekonuje centrowo-liberalnych wyborców widzących przez ostatnie 4 lata w powtarzalnym rytmie jej generalnie nikłą skuteczność.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kolejny wymęczony sukces Schetyny. Prawybory w PO uratowane - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska