Skąd zainteresowanie kolejami? Zwłaszcza w czasach, gdy wiele torów znika z naszego krajobrazu. Choćby te w Zielonej Górze czy prowadzące z Bojanowa przez Szlichtyngową do Głogowa.
- Zainteresowanie koleją wzięło się z tego, że mama pracowała na PKP dobre pół życia, praktycznie cały czas miałem więc do czynienia z pociągami - przyznaje S. Fedorowicz. Tak mi ta kolej weszła mocno w krew, że już nie sposób się od niej uwolnić.
Kiedy w latach 90. zaczęto na potęgę zamykać linie kolejowe, podróżni zaczęli powoli zapominać o rozkładach jazdy, umieszczanych na kręcących się wałkach, o grubych, ale małych biletach na przejazd, sprzedawanych z wielkiej ,,szafy".
Znajdował je w śmietniku
Sławomir Fedorowicz postanowił zatrzymać ten czas. Choćby w biletach. Dla potomnych.
- Zbieranie biletów zaczęło się od tego, że namówił mnie na to w 1994 roku pan Józef Pilch, opiekun społecznik zamku we Wleniu koło Jeleniej Góry - wspomina dziś zielonogórzanin. - I tak już zostało.
Dalej to typowa choroba kolekcjonerska, im się więcej się ma, tym więcej chce się mieć. Początkowo zdobywał bilety wprost… ze śmietników na wielu stacjach. Wtedy, 15-20 lat temu, te bilety były jeszcze praktycznie wszędzie.
- Potem doszło ich kupowanie w kasach. Chodziło o rzadsze relacje. Tu szansa na to, że ktoś je kupi i wyrzuci do kosza, była niewielka - dodaje miłośnik kolei.
Z czasem doszły ogłoszenia kolekcjonerskie. Potem Allegro. No i tak jest do dziś. Zawsze też można liczyć na wymianę z innymi kolekcjonerami.
- Za najcenniejszy eksponat w mojej kolekcji uważam niemiecki bilet ze stacji Sieniawa Żarska. Został on wykorzystany zaraz po wojnie, jeszcze w 1945 roku. Piórem na drugiej jego stronie napisano, że jest ważny na podróż w relacji Wałbrzych (wówczas Borowieck Dzietrzychów) - Kraków. Przez Opole, tylko że wtedy jeszcze nie nazwano tak tego miasta, więc na bilecie jest "Oppeln"
Niespodzianka na strychu
Najwięcej wysiłku natomiast kosztowało go zdobycie biletów, które znajdowały się na strychu stacji Żelazno w Kotlinie Kłodzkiej. Było ich tam… kilkadziesiąt kilogramów. Trzeba je było wywozić dwa dni. Wielkimi torbami.
Jak tam trafił? Jak zwykle zwiedzając linie kolejowe. Ma zwyczaj pieszo pokonywać całą trasę. Kiedy dotarł do dworca w Żelaźnie, okazało się, że jak wiele innych, jest on opuszczony. I każdy mógł wejść do jego środka. No to wszedł, szukając śladów dawnej świetności, z czasów kiedy w poczekalni siedziało wielu podróżnych, był nagrzany piec kaflowy, a z okienka kasowego dochodził cichy stuk kompostera.
Z trudem, ale udało się wejść na strych. Tam znalazł jeden bilet. Potem drugi. Myślał, że na nic więcej tu nie może liczyć. Ale nie zszedł na dół. Po pewnym czasie znalazł się w dalszej, wydawało się - niedostępnej części strychu. A tam? Prawdziwe skarby. Ogromne zapasy biletów z niemieckiej kasy, ostemplowane przez biuro kontroli dochodów w 1945 roku. Miały być one wykorzystane do druku polskich biletów. Wszak brakowało wtedy papieru. Najwidoczniej jednak po pewnym czasie o tych biletach zapomniano. Potem przez lata pozostały bezużyteczne.
- Wyniosłem je w torbach i w workach. Do przystanku PKS. I dalej pociągiem do domu. Za trzy dni ta sama akcja - wspomina S. Fedorowicz. - Oprócz nich na strychu znalazłem ścienny rozkład jazdy z 1907 roku w stanie agonalnym. Bilety z Żelazna tak naprawdę to tylko 44 pojedyncze eksponaty. Reszta się powtarza, bo każdego biletu było około tysiąca sztuk.
Ciągle podróżuje
Gdzie można było do tej pory oglądać eksponaty zielonogórzanina?
- Właściwie nie wystawiałem ich, oprócz jakiś mało znaczących lokalnych ekspozycji - przyznaje S. Fedorowicz. - Z reguły pamiętam prawie większość biletów w kolekcji, oprócz tych, które kupowałem
hurtem.
Oprócz biletów i dziesiątek innych eksponatów pasjonat od dłuższego czasu sporządza historyczny wykaz linii kolejowych. Na pewno można sporządzić taki wykaz, ale jeśli zająć się tym dla całego kraju, to samych zmian nazw stacji i dat z nimi związanych będzie kilka tysięcy stron. Entuzjasta wątpi żeby ktoś się podjął tego tematu, jeśli chodzi o całokształt.
- Ja nad tym pracuję w każdej wolnej chwili, ale to jest praca na 15 lat do przodu.
Poza wyżej wymienioną pasją stacjonarną - podróżował i nadal podróżuje. Około 200 tysięcy kilometrów rocznie pociągami (z wyjazdów zagranicznych nie przywozi biletów, interesują go jedynie polskie). I do tego 3 tys. kilometrów rowerem.
Na wycieczkę drezyną
Z zawodu jest monterem nawierzchni kolejowej. Ale nie pracuje na kolei. Ma własną firmę - przewóz turystów na drezynach ręcznych. Zachęca innych do podróży po dawnych trasach, po których mknęły parowozy czy warszawy…
Założył też stronę internetową poświęconą Muzeum Historii Linii Kolejowych na Stacji Chrzypsko Wielkie. Co to za placówka?
- De facto na razie żadne muzeum nie istnieje. Ono może powstać, gdy uda mi się kupić ten stary dworzec i go wyremontować - tłumaczy pan Sławomir. - Na razie moja strona ma służyć do propagowania takiego pomysłu, a także do publikacji periodyku o historii kolei, który można na niej czytać. Dworcem na stacji Chrzypsko opiekuję się społecznie wraz z kolegami.
Muzeum prowadzone przez pasjonata miałoby być w założeniu instytucją żywą, gdzie do obejrzenia będą nie tylko eksponaty, zdjęcia, ale organizowane będą czasowe wystawy tematyczne, wspomnieniowe spotkania kolejarzy, emitowane miałyby być też filmy….
Najpiękniejsza linia
Miejsce na muzeum zostało wybrane nieprzypadkowo. Dworzec leży na najpiękniejszej linii kolejowej w Wielkopolsce, obecnie nieczynnej dla ruchu pociągów na całej długości.
- Dworzec chce też przejąć gmina i urządzić w nim mieszkania socjalne, co jest dla tego zabytkowego
budynku pomysłem dziwnym. Stąd moje starania, by przekonać władze o przeznaczeniu na lepsze cele tego zabytku - mówi S. Fedorowicz. - Wierzę, że jeśli gmina posiadałaby taką placówkę muzealną u siebie, przyniosłoby to korzyści dla całej gminy. Turyści z pewnością chętnie by tu zaglądali. Muzeum Historii Linii Kolejowych stacja Chrzypsko Wielkie prowadzi projekt pod nazwą Śródjeziorna Kolej Drezynowa. Polega on na udostępnianiu ręcznych drezyn turystycznych do przejazdu po bardzo malowniczym odcinku torów pomiędzy stacją Kikowo a stacją Sieraków Wielkopolski. Bo warto odbyć sentymentalną podróż śladem dawnych linii kolejowych i podziwiać piękno przyrody. Nie da się jej obserwować podróżując samochodem czy innym środkiem lokomocji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?