Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komarnicki: Czuję się jak ranny zwierz

Paweł Tracz 95 722 69 37 begin_of_the_skype_highlighting              95 722 69 37      end_of_the_skype_highlighting [email protected]
Władysław Komarnicki działa w Stali Gorzów od ośmiu lat, od sześciu jest prezesem
Władysław Komarnicki działa w Stali Gorzów od ośmiu lat, od sześciu jest prezesem fot. Tomasz Gawałkiewicz
- Sportowo było znakomicie. Dwóch liderów, jeden z najzdolniejszych juniorów w Polsce. A gdy patrzę na to teraz, to... Tyle tytanicznej roboty na marne - mówi Władysław Komarnicki, prezes Stali Gorzów, kilka dni po tym, jak żużlowcy odpadli z walki o medale.

- Jak patrzy pan na porażkę z Falubazem Zielona Góra teraz, gdy emocje już trochę opadły?
- To była pierwsza wpadka, której się nie spodziewałem. Mecz w Zielonej Górze, minimalnie przegrany, napawał mnie optymizmem i pozwolił ze spokojem czekać na to, co wydarzy się w rewanżu w Gorzowie. Dlatego to tak bardzo boli. W rundzie zasadniczej było wiele spotkań, choćby w Toruniu, gdzie wszystko wskazywało, że rywale okażą się lepsi. Ale wtedy byłem na to przygotowany. A teraz? Smutek pogłębia to, że dwa dni po derbach Nicki Pedersen zdobył w Szwecji 13 punktów. Gdybyśmy go mieli w niedzielę...

- Ale Stal musiała sobie radzić bez Duńczyka.
- Od niedzielnego wieczoru czuję się jak ranny zwierz, który liże rany. Staram się to sobie poukładać. Wie pan, tak naprawdę my nie przegraliśmy dlatego, że Falubaz był od nas lepszy. On tylko wykorzystał naszą słabość. Przecież jedynie dwóch zawodników - Tomek Gollob i Przemek Pawlicki - trzymało wynik. Gdyby w tej grupie był Pedersen...
(Zapada cisza, na twarzy Komarnickiego maluje się smutek)
- Najbardziej boli mnie, że cała praca poszła na marne. Może kiedyś udzielę wywiadu rzeki, w którym opowiem, na czym polega robota prezesa, który ma zacięcie biznesowe i charakter wyniesiony z domu, który nie pozwala, abym komuś był winny choćby złotówkę. Tego samego nauczyłem moje dzieci, potem partnerów biznesowych. Taka postawę przeniosłem też do klubu. Ale żeby nie oszukiwać zawodników i osób kręcących się wokół, trzeba ciężko pracować. I dlatego czuję ogromny smutek. Bo rolą prezesa jest stworzenie wiarygodnego budżetu. Bo rolą prezesa jest budowanie wspaniałej atmosfery w drużynie, w zarządzie i w klubie, aby każdy czuł się potrzebny. Bo rolą prezesa jest mieć prawidłowe relacje z radnymi i prezydentem miasta. Stal to świetnie prosperujące przedsiębiorstwo. Kiedy patrzę na to w trzecim dniu po tej porażce (rozmawialiśmy w środę - dop. red.), to na duchu podtrzymują mnie dowody sympatii od kibiców.

Czytaj więcej Kolejna z rzędu porażka Caelum Stali Gorzów w pierwszej rundzie play off. Dokąd jedzie Staleczka?

- Wielu nie chce, żeby pan odchodził.
- Jeszcze w niedzielę otrzymałem przeszło 150 SMS-ów z taką prośbą. Kibice ze stowarzyszenia wręczyli mi też szalik w tej intencji. Wie pan, co mnie najbardziej zaskoczyło? Gdy z bólem serca wychodziłem po meczu ze stadionu, a fani zaczęli bić mi brawo. Bo przecież wiem, że ich łaska na pstrym koniu jeździ. Taki mały gest, a jak wiele znaczący... I gdy teraz na to patrzę, gdy przypomnę sobie, jak zaczynałem działalność w Stali, to największy żal mam do siebie.

- Za co?
- Bo nie miałem świadomości, ile nerwów będzie mnie to kosztowało. Jak ogromny wysiłek trzeba w to włożyć. Może ja po prostu za poważnie do tego podchodzę? Czy to, co osiągnęliśmy organizacyjnie, nie przyszło zbyt wcześnie. Przecież sportowo też było znakomicie. Dwóch liderów, jeden z najzdolniejszych juniorów w Polsce. Wydawało się, że wykonałem wspaniały ruch. A gdy patrzę na to teraz, to... Ech, odechciewa mi się żyć. Tyle tytanicznej roboty poszło na marne.

- Nie za mocno pan się biczuje?
- Proszę, żeby nikt nie posądzał mnie, że jestem jakimś megalomanem. Ale ten ewentualny medal chciałem położyć nie sobie na biurku, ale u stóp właśnie tym przysłowiowym bezimiennym ludziom, którzy kochają żużel. Bo kibicom, władzom miasta, pracownikom klubu i sponsorom ten krążek się należy. Nie Komarnickiemu, a właśnie im. Ich mi najbardziej szkoda.

- Co dalej? Rok temu w podobnych okolicznościach zastanawiał się pan nad odejściem z klubu.
- Teraz żałuję. Czy rok temu, czy teraz, i tak odszedłbym ze Stali z podniesionym czołem. Ale problem leży w czym innym. Kto mnie zastąpi? Czy sobie poradzi? Pewnie tak, bo przecież nie ma ludzi niezastąpionych. Tylko że czuję, że jeszcze nie wszystko zrobiłem, bym mógł ze spokojem usiąść z kilkuletnim wnuczkiem na trybunach. Mając 65 lat, jestem człowiekiem spełnionym, zarówno rodzinne, jak i biznesowo. Mam mądre dzieci i wnuki. Wszyscy mamy udane życie. Tu mi wyszło. A w sporcie, kurcze, nie chce! Wie pan, co mnie jeszcze hamuje przed podjęciem decyzji o rezygnacji z funkcji prezesa?

- Co?
- Choćby to, że na arenie międzynarodowej zaznaczyłem swoje nazwisko. Że sprawy przyszłorocznego Drużynowego Pucharu Świata firmuję moją osobą. Tak jak modernizacja stadionu, którą zaczęliśmy kilka lat temu i trzeba ją dokończyć. To nie pomnik dla Komarnickiego, tylko potrzeba klubu, bo od trzech lat rośnie nam frekwencja. Tylko dlatego rezygnacji nie złożyłem już w poniedziałek. A naprawdę miałem taki zamiar.

Czytaj więcej Lubuskie derby: Falubaz w półfinale, stal ma już wakacje

- Po minie widzę, że wciąż pan się waha.
- Te sprawy trzeba dokończyć. To dlatego potrzebuję czasu do namysłu, by podjąć ostateczną decyzję. Łatwo jest powiedzieć: "Odchodzę". Ale ja tak nie potrafię.

- Może korci pana, żeby jednak spróbować po raz czwarty powalczyć o medal?
- W treści jednego z SMS-ów wyczytałem, że jestem moralnym wicemistrzem Polski. To pewnie dlatego, że po rundzie zasadniczej zajmowaliśmy drugie miejsce. Ale to nie to samo.

- Jaka więc będzie przyszłość drużyny? Tomasz Gapiński, Matej Zagar i David Ruud zawiedli w najważniejszym momencie.
- To prawda, spalili się psychicznie i to jest duży problem. W przypływie nerwów powiedziałem nawet, że Tomkowi nigdy tego nie wybaczę. Nadal twierdzę, że jego wyjazd na Grand Prix Challenge do Vojens był nieodpowiedzialny. Gdy spytałem: "Tomek, po co tam jedziesz?", odpowiedział, że chce się sprawdzić w tej stawce. Ale awans go nie interesował. W takim razie, po co tam pojechał?! Po co w ogóle startował w eliminacjach?! Nic nie zyskał, a jeszcze dotarł do Gorzowa bardzo zmęczony. Zagar to południowiec, taki zabawowy człowiek. Sparzyłem się na nim i tyle. Ruud? Jego miejsce jest co najwyżej w pierwszej lidze.

- Może nie chcieli umierać za Gorzów?
- Słyszałem takie opinie również na temat Pedersena. Ale to są zawodowcy, a dzisiejszy żużel różni się od tego, który był 40 czy 50 lat temu. Proszę spojrzeć na Golloba, jak mu zależało, a przecież jest bydgoszczaninem. Teraz nie ma "umierania", że podam przykład Grzegorza Walaska. Kibice Falubazu krzyczeli: "Kapitan! Kapitan!", a on i tak odszedł do Polonii.

- Ponoć decyzję, czy zostanie pan prezesem, podejmie pan we wtorek na posiedzeniu zarządu.
- Dla mnie zawsze odskocznią była praca. Tak jest i teraz. Pozwala mi zapomnieć o problemach. Czy pomoże w podjęciu decyzji? Nawet gdy we wtorek stanę już przed współpracownikami, wciąż będę miał mętlik w głowie. A gdy powiem o swojej decyzji, to i tak będę się zastanawiał, czy dobrze zrobiłem.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska