Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komarnicki: Trzeba w drugim człowieku szukać pokładów dobroci

(jm)
W pierwszym etapie plebiscytu Lubuszanin Roku Władysław Komarnicki zdobył 813 głosów
W pierwszym etapie plebiscytu Lubuszanin Roku Władysław Komarnicki zdobył 813 głosów Bogusław Sacharczuk
- By pomagać innym, trzeba umieć dostrzec innych - mówi Władysław Komarnicki. Jest Lubuszaninem Roku 2011 w Gorzowie. W sobotę rozpoczyna się finałowa część naszego plebiscytu.

- Tytuł Lubuszanina Roku 2011 w Gorzowie dostał pan za to, że pomaga innym. Poczuł pan kiedyś, jak smakuje bieda?
- Byłem biedny jako dziecko. Lata 50., kiedy byłem dzieckiem, były bardzo biedne. Brakowało dosłownie wszystkiego. I jedzenia, i odzieży. Do pierwszej komunii szedłem w garniturku, który mama zrobiła mi z ubrania starszego brata. Tak się kiedyś robiło. Rodzice kupowali ubranie, a gdy starsze dzieci z niego wyrastały, to przerabiało się je na młodsze rodzeństwo. Ta doświadczona wtedy bieda pozwala mi zrozumieć teraz innych. To nie ulega wątpliwości.

- Doświadczał pan pomocy od innych?
- Każdy młody człowiek, który zdobywa doświadczenie, spotyka na życiowej drodze wielu różnych ludzi - i złych, i dobrych. Ja miałem to szczęście, że trafiłem na ludzi, którzy utwierdzili mnie w tym, o czym mówiła mi też mama. Pokazali, że warto kochać drugiego człowieka, nawet ułomnego oraz to, że trzeba w drugim człowieku szukać pokładów dobroci.
Ludzie zapominają często, że obok ich karier zawodowych i ich życia toczy się też życie innych. Niektórzy nie patrzą na to, że szereg osób ma ogromne problemy. A przecież tym ludziom można pomóc i ich z tych problemów wyzwolić. Dziś jest znieczulica. Mówi się często o ludziach, którym życie się nie układa, że to ich problem, a bardzo często jest tak, że ten człowiek oczekuje pomocy.
- Daje im pan wówczas rybę czy wędkę?
- Nie będę oryginalny. Są ludzie, którym, jeśli nie da się ryby, to nie przeżyją. Wolę jednak dawać wędkę.

- A kto może zasłużyć na rybę?
- Rybę daję ludziom, którzy są opuszczeni przez rodzinę, bezradnym, którzy już nic nie mogą z siebie wykrzesać. Potrafię ocenić, kto jest nieświeży, a kto biedny. Jeśli widzę, że komuś mogę pomóc, to pomagam, w różnych formach. To nie tylko taka pomoc, że wyciągam portfel. Ja zawsze osobom, które do mnie podchodzą z prośbą o 5 zł, to ja mówię, że pieniądze to nie liście. Tam gdzie mogę, to pomagam. Nigdy nie liczę tych pieniędzy, które wydałem na pomoc.

- Jak pan dociera do tych, którzy potrzebują pomocy? Poznaje pan ich losy w mediach, zaczepiają pana na ulicy?
- Bardzo często osoby potrzebujące pomocy docierają do mnie. Dam przykład. Była kiedyś bardzo porządna, ale biedna rodzina. Mieli syna. Jego ojciec, mówi mi, że chłopak jest zdolny, a ich nie stać na to, by posłać dziecko na studia. Udało mi się tego ojca umieścić w firmie, a dzięki temu zarobki wzrosły mu kilkukrotnie i jego syn mógł skończyć studia i dziś pracować w znanej korporacji.

- Lubi pan pomagać?
- Jak ktoś przychodzi do mnie po latach, by podziękować, że mu pomogłem, to mnie to raduje. Cieszę się, że pomogłem Bałdychowi. On mnie ujął. Przekonał mnie, że można, żyjąc w Gorzowie, zrobić karierę? Dałem mu niemałe pieniądze. Wiem, że on ich nie stracił, ale ulokował w swoją wiedzę, w swój talent. Byłem wzruszony, gdy minęły dwa lata, a on wydał płytę, w filharmonii zagrał koncert i pierwszy jej egzemplarz mi ofiarował.

- Co trzeba w sobie mieć, by pomagać innym? Poza pieniędzmi, oczywiście, bo przecież one nie zawsze są potrzebne. Trzeba umieć patrzeć, słuchać?
- To nie jest tak do końca, że ludzkich potrzeb nie potrafimy dostrzec. To zależy od konstrukcji psychicznej. 18 lat temu przyszedł do mnie ks. Władysław Pawlik. Powiedział, że organizuje hospicjum. Tym, co mówił, mnie przekonał. Po rozmowie z nim cały czas myślałem, jak mu pomóc. No i pomogłem. Najpierw wyremontowaliśmy budynek, w którym kiedyś mieściło się przedszkole, później wspierałem już jako osoba fizyczna, a kilka lat temu dołączyłem bale charytatywne. By pomóc innym trzeba chcieć zauważyć, co się dzieje obok.
Wielu ludzi widzi tylko swoje podwórko, na którym chcą poustawiać mnóstwo drogich gadżetów. Ale te gadżety są mało warte, bo przecież - jak powtarzał mi ojciec - trumna nie ma kieszeni.

- Sparzył się pan kiedyś na pomocy innym?
- Oj, tak. Niektórzy zachowali się bardzo nieetycznie. Ale ja się tym nie przejmuję. Gdybym tak robił, to wiele osób nie skorzystałoby z mojej pomocy i skrzywdziłbym wiele osób, którym pomogłem.

- Dziękuję.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska