Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komu dziś biją dawne dzwony?

Grażyna Zwolińska
Wielki Dzwon z Krosna Odrzańskiego na składowisku w Hamburgu.
Wielki Dzwon z Krosna Odrzańskiego na składowisku w Hamburgu. Deutsches Glockenarchiv
- Wszedłem na jedną wieżę kościelną, wszedłem na drugą i stwierdziłem, że to jest to - mówi dr Marceli Tureczek. Swoimi badaniami nad losami dzwonów kościelnych z obszaru Polski w granicach z 1945 r. zaintrygował ostatnio Niemców.

Już w szkole interesował się historią. To zasługa dziadka. Po maturze złożył papiery na budowę maszyn i na historię. Tu i tu został przyjęty. Szybko zrezygnował z politechniki. - W pewnym momencie już nie potrafiłem niczego innego robić - mówi, mając na myśli swoją historyczną pasję. Zresztą akurat przy dzwonach te ścisłe zainteresowania z fizyki i chemii też się przydają.

Pierwsze wieże, na które wszedł, to były te przy kościółku w jego parafii w Starym Dworze i w Wyszanowie koło Międzyrzecza. Proboszcz znał go, więc dał klucze. Potem były liczne wyprawy rowerowe po okolicy i dokumentowanie dzwonów na wieżach w tym rejonie. Powstała z tego nawet niewielka książka.

Doktorat Marcelego Tureczka był poświęcony inskrypcjom, także tym z dzwonów. Przypadkiem dowiedział się wtedy, że w Norymberdze jest archiwum, w którym jest dokumentacja dzwonów, jakie w latach II wojny światowej wywiezione zostały w głąb Niemiec m.in. z terenu obecnej Ziemi Lubuskiej. Nikt o tym wcześniej nie pisał.

Złożył projekt w Fundacji na rzecz Nauki Polskiej i dostał pieniądze na badania. Pojechał do Norymbergii, przywiózł dokumentację. Z tego powstała książka "Zabytkowe dzwony na Ziemi Lubuskiej".
- Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że ten temat znajdzie taki odzew - mówi dr Tureczek. - W moim założeniu ta książka była przedsięwzięciem regionalnym. Tymczasem zwrócono się do mnie z Ministerstwa Kultury i zaproponowano rozszerzenie zakresu badań. Przedstawiłem zatem projekt i znów pojechałem do Norymbergii, tym razem jednak badania miały nieporównywalnie większą skalę.

Marceli Tureczek zbadał losy około dwóch tysięcy dzwonów kościelnych w obecnych województwach warmińsko-mazurskim, pomorskim, zachodniopomorskim, lubuskim, dolnośląskim, śląskim, w części małopolskiego, wielkopolskiego, mazowieckiego i podlaskiego.

Okazało się, że większość z nich zarekwirowano w czasie II wojny światowej na potrzeby wojska i wywieziono w głąb Niemiec. Około 1200-1300 z nich wisi do dziś na wieżach tamtejszych kościołów. Mówi się o nich Leihgloken, czyli dzwony wypożyczone.

- Rekwizycja dzwonów to temat znany od wieków. Na ziemiach polskich do pierwszej udokumentowanej doszło w czasie najazdu Brzetysława (XI wiek). W kronikach czeskich można przeczytać, że jadąc z Gniezna, wiózł on do Czech zrabowane dzwony na stu wozach - opowiada dr Tureczek.

Rekwirowali Szwedzi, rekwirował Kościuszko. Największe spustoszenie w dzwonach zrobiła jednak II wojna światowa. Niemcy zarekwirowali wtedy w podbitych krajach ok. 120 tysięcy dzwonów. Szły do hut, gdzie wytapiano z nich miedź na łuski do pocisków. Rekwizycję dzwonów Niemcy prowadzili też w czasie I wojny światowej.

W okresie międzywojennym braki zostały jednak uzupełnione. Nowe dzwony odlewano jednak już częściej ze staliwa, a nie z brązu, bo takich nie rekwirowano. Skoro Niemcy masowo przetapiali dzwony, to dlaczego tyle z nich do dziś wisi na wieżach niemieckich kościołów?

- Niemcy dzielili dzwony na grupy: A - od razu do huty, B i C trochę lepsze, więc ewentualnie na potem i D - nietykalne, bo o wysokiej wartości historycznej - opowiada doktor Tureczek. - Dzwonów było tak dużo, że nie wszystkie zdążyli przetopić. To, co zostało, leżało po wojnie w Hamburgu na składowisku. Zastanawiano się, co z tym zrobić i to wtedy powstała lista Leihgloken, czyli dzwonów wypożyczonych. Bo w tamtych latach zakładano, że tereny, które my nazwaliśmy Ziemiami Odzyskanymi, wrócą do Niemiec. Tak się nie stało.

Jak Niemcy w czasie wojny rekwirowali dzwony, to te kategorii B i C, czyli rezerwowe, fotografowali, zakładali im karty, dołączali próby dźwiękowe. I tak do 1943-1944 r. powstała ogromna dokumentacja, licząca około 35 tysięcy jednostek archiwalnych.

- Po wojnie Niemcy mieli problem, co z tym zrobić - mówi doktor. -To ogromna spuścizna archiwalna, mająca dużą wartość naukową. Utworzono więc niemieckie archiwum dzwonów, instytucję zupełnie wyjątkową w skali nie tylko Europy. Początkowo było w Hamburgu, a w latach 60. przeniesiono je do Norymbergi.

To właśnie w tym archiwum zbierał materiały do swojej książki dr Tureczek. Książka "Leihgloken. Dzwony z obszaru Polski w granicach po 1945 roku przechowywane na terenie Niemiec" spotkała się za naszą niemiecką granicą z dużym zainteresowaniem. W gazecie norymberskiej w trakcie prowadzonych przez dr. Marcelego Tureczka badań, ukazał się nawet artykuł "Polacy życzą sobie swoich dzwonów".

- Ale to nie jest tak, że teraz my podstawimy wagony i poprosimy, żeby na nie załadowali dzwony - uspokaja autor. - Chociaż i takie maile otrzymałem. Niemcy mówią: - My zabieraliśmy swoje dzwony, bo te ziemie przed 1945 r. były nasze. I w takiej postawie też jest racja. W wymiarze prawno-międzynarodowym jest jednak zasada pertynencji, czyli przynależności dóbr kultury do terytorium.

Dr Tureczek dodaje, że z punktu widzenia tej zasady, fakt dzisiejszej obecności w Niemczech dzwonów z terenów nazwanych przez nas po wojnie Ziemiami Odzyskanymi, stwarza pole do dyskusji. Ale polsko-niemieckiej wojny o dzwony nie będzie, nie o to tu chodzi. - Muszę przyznać, że zaciekawienie tą książką w Niemczech jest znacznie większe niż w Polsce.

Doczekałem się kilku recenzji, dostaję maile z pytaniami o możliwość jej zakupu, na zaproszenie
brałem udział też w ciekawych dyskusjach - podkreśla doktor. - Odczułem też zainteresowanie w Niemczech, że to Polacy wydali listę tych dzwonów. Oni sami zastanawiali się od dłuższego czasu nad jej opublikowaniem, ale nie bardzo wiedzieli, jak do tego podejść.

Dr Tureczek przyznaje, że mimo wszystko widać tu nie tylko historyczny wymiar tej sprawy, ale też prawno-międzynarodowy. Zresztą w Niemczech jest spora literatura prawna na te tematy. Jednak przede wszystkim chodzi o wiedzę o zasobie i możliwościach badań dóbr kultury obecnych na tych terenach przed 1945 rokiem. Taki jest cel współpracy ze stroną niemiecką - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska