Rano zadzwonił do nas Wiesław Ciepiela. Buduje dom w Ulimiu. Jego robotnicy znaleźli przy drodze, w pobliżu posesji potrąconego labradora. Przenieśli go w bezpieczne miejsce. Ale nie wiedzieli co dalej. - Zadzwoniłem do schroniska dla bezdomnych psów w Gorzowie. Bo też nie wiedziałem, gdzie szukać pomocy dla zwierzaka - opowiada pan Wiesław. Tam dowiedział się, że ma informować wydział gospodarki komunalnej. Poinformował. Jednak z ,,obawy o urzędniczą opieszałość'' zawiadomił też "GL".
Płaci miasto
Reakcja urzędników była jednak bardzo szybka. Po kilkunastu minutach w Ulimiu pojawił się pracownik firmy Rancho i zabrał psa do lecznicy weterynaryjnej przy ul. Papuszy. Tam czworonogiem zajęli się lekarze. Jeszcze po południu nie było do końca wiadomo, czy zwierzę uda się uratować. - Nawet jeśli nie, to warto było szukać pomocy. Bo chociaż nie będzie zdychał w męczarniach przy drodze - mówił nam na gorąco W. Ciepiela.
Jeśli pies przeżyje, to po udzieleniu mu pierwszej pomocy w lecznicy, zwierzę trafi do hotelu dla psów, gdzie będzie dochodził do zdrowia. Bo tam są lepsze warunki niż w przepełnionym schronisku. - Tak było też z psem, którym zaopiekowaliśmy się dwa dni temu. Wyglądał na mocno poturbowanego, a teraz dochodzi do siebie. Dopiero kiedy wyzdrowieje, trafi do schroniska - opowiada Anna Dobrzelecka z wydziału gospodarki komunalnej Urzędu Miasta w Gorzowie.
Magistrat ma podpisaną umowę z dwiema firmami - z jedną na wyłapywanie biegających psów i dowożeniem np. potrąconych na leczenie oraz z drugą na sprzątanie padłych zwierząt.
Za zabiegi i ewentualny pobyt psa w hotelu płaci miasto.
Trafiają do schroniska
- Planujemy podpisać na stałe umowę z jedną lecznicą nie tylko na zabiegi, ale też na ewentualną hospitalizację zwierzaka. Dzięki temu opieka nad zwierzakami będzie sprawniejsza - tłumaczy A. Dobrzelecka.
Żeby pomóc zwierzakowi potrąconemu przez samochód wystarczy zadzwonić do wydziału gospodarki komunalnej albo na telefony alarmowe policji i straży pożarnej. - Te służby mają telefon do firmy zajmującej się takimi przypadkami - tłumaczy A. Dobrzelecka.
Zaznacza, żeby nie obawiać się, jeśli policja czy urzędnik podczas przyjmowania zgłoszenia prosi o numer telefonu. - Chodzi tylko o to, żeby w razie problemu pomógł zlokalizować zwierzę. A nie o to, żeby obciążać zgłaszającego kosztami - tłumaczy Dobrzelecka.
Miasto nie szuka właścicieli psów, które ratuje. Chyba że są zaczipowane, a właściciel jest w spisie - wtedy go zawiadamiają. Z reguły jednak takie zwierzaki trafiają do schroniska i tam czekają na nowych właścicieli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?