Nie będę płacić tego manka!
Pani Marta do niedawna pracowała w świebodzińskiej cukierni. Miesiąc temu dostała jednak wypowiedzenie. Napisała do nas, bo nie może pogodzić się z decyzją swojego pracodawcy.
- Początkowo byłam bardzo zadowolona z pracy w cukierni - opowiada Marta Walkowiak. - Do czasu aż nie dowiedziałam się, że wraz z koleżanką z własnej wypłaty muszę pokryć spore manko. Nie mogłam się z tym pogodzić. Odmówiłam, bo najnormalniej w świecie mnie na to nie stać i zapłaciłam za to wysoką cenę. Straciłam pracę. A wraz z mężem mamy małe dziecko na utrzymaniu i duży kredyt mieszkaniowy do spłaty. W umowie, co prawda mamy wpisaną odpowiedzialność majątkową, ale ta kwota wydaje mi się astronomicznie wysoka. Wręcz wzięta z sufitu. W zeszłym roku przez trzy miesiące siedziałam sama na punkcie i jakoś żadnego długu nie wykazano.
Jej mąż Adrian dodaje: - Jakim cudem w tak małej cukierni zrobiło się tak duże manko? Jestem pracownikiem stacji benzynowej. My też czasem mamy jakieś niedobory na kasie. Przez cały rok jednak nie jesteśmy w stanie "wypracować" takiego długu. Nasze roczne manko jest mniejsze niż miesięczny dług cukierni. To jest nie do pojęcia. Nie zostawimy tak tej sprawy. Z właścicielką cukierni spotkamy się w sądzie. Moglibyśmy sobie darować te tysiąc złotych, ale chodzi nam o to, żeby ostrzec innych, co może ich spotkać w pracy w handlu.
M. Walkowiak ma i inne zarzuty wobec pracodawcy: - Po wypowiedzeniu suma długu nagle wzrosła dwukrotnie. A pieniądze miał odebrać kierowca i to bez pokwitowania. Czy ktoś może mi to wytłumaczyć?
Pracodawca: Długi trzeba spłacać!
Właścicielka cukierni Justyna Gwóźdź chętnie godzi się na rozmowę i odpiera wszystkie zarzuty. - Niestety, ale byłam zmuszona zwolnić panią Martę - przekonuje. - Pomijam już fakt, że kiedy dowiedziała się o zwolnieniu podczas rozmowy telefonicznej, była niegrzeczna dla współpracowników. Ważniejsze jest coś innego. W małej cukierni przy niewielkich obrotach 1,5 tys. zł to kwota wręcz astronomiczna. Wszystkie moje pracownice w umowie o pracę miały zapis o odpowiedzialności majątkowej, w której zgadzają się, że w razie niedoboru określona kwota zostanie im potracona z następnego wynagrodzenia. Przez kilka miesięcy nie egzekwowałam go. Długi wciąż rosły, dlatego poprosiłam, aby uregulowały zobowiązania. Pani Marta nie chciała ich pokryć, a ja nie mogłam tego tolerować. Kierowcy na pewno nie odbierali pieniędzy bez pokwitowania.
J. Gwóźdź twierdzi, że ma czyste sumienie i procesu sądowego się nie obawia.
Lokalny portal przedsiębiorcówDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?