Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt w Sądzie Rejonowym w Sulęcinie. Sędziowie oskarżają prezesa. Ten stanowczo zaprzecza. W tle poparcie kandydata do KRS...

Anna Moyseowicz
Anna Moyseowicz
W wydziale cywilnym Sądu Rejonowego w Sulęcinie nie ma kto orzekać
W wydziale cywilnym Sądu Rejonowego w Sulęcinie nie ma kto orzekać pixabay.com
Delegacja i zapowiadający się awans nagrodą za podpis do Krajowej Rady Sądownictwa? Takie zarzuty stawia prezesowi Sądu Rejonowego w Sulęcinie kilku tamtejszych sędziów. Prezes stanowczo zaprzecza, tłumacząc się... żartem. Na konflikcie cierpią też interesanci, których sprawy od kilku miesięcy nie są rozpatrywane.

Brak rąk - a raczej głów - do pracy, przymusowe przydzielenie dodatkowych obowiązków i podejrzenia o kumoterstwo. Tak przedstawia się sytuacja w Sądzie Rejonowym w Sulęcinie.

W wydziale cywilnym nie ma kto orzekać

Od połowy lutego nikt nie orzeka w wydziale cywilnym Sądu Rejonowego w Sulęcinie. To pośrednio skutek decyzji Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie zadecydowano o oddelegowaniu jednego z sędziów wydziału, a jednocześnie prezesa sądu Sebastiana Petlika, do sądu wyższej instancji.

Sebastian Petlik był jednocześnie szefem wydziału cywilnego sądu i orzekał tam wraz z dwoma innymi sędziami. Został jednak delegowany i od początku tego roku pełni obowiązki sędziego w Sądzie Okręgowym w Gorzowie Wlkp. W związku z tym liczba sędziów w sulęcińskim wydziale cywilnym zmniejszyła się o jedną trzecią, bo pozostało ich dwóch. Obecnie jednak obydwaj przebywają na zwolnieniu lekarskim, a akta spraw kurzą się na półce.

- Już w zeszłym roku z powodu pandemii koronawirusa była zapaść w rozpoznawaniu spraw. Nie zdążyliśmy nadrobić zaległości, gdy okazało się, że od 1 stycznia jednego sędziego nie ma i zostaje nas już tylko pięcioro - mówi Joanna Górczak, sędzia Sądu Rejonowego w Sulęcinie.

Czytaj też: W Sądzie Rejonowym w sprawach cywilnych nikt nie orzeka. W Ministerstwie Sprawiedliwości interweniuje Rzecznik Praw Obywatelskich

Nie uważam, żeby sytuacja w Sądzie Okręgowym w Gorzowie, gdzie poszedł na delegację prezes i jest tam kilkoro innych sędziów, i gdzie wciąż rozpatrywane są sprawy, była aż tak nagląca, aby sędzia Petlik był tam konieczny. Co ciekawe, już po miesiącu delegacji kandyduje on na stanowisko sędziego Sądu Okręgowego. To nie jest zwykły zbieg okoliczności - dodaje Joanna Górczak.

Prezes sądu twierdzi, że żartował

Jak relacjonuje sędzia Górczak, kilka miesięcy wcześniej w rozmowie z nią prezes Petlik stwierdził, że nic nie dostał za poparcie sędziego Jarosława Dudzicza w związku z kandydowaniem do Krajowej Rady Sądownictwa.

- Odpowiedziałam: Jak to nic nie dostałeś? Przecież kilka miesięcy temu rozpocząłeś drugą kadencję prezesa sądu? To powiedział, że to nic takiego

- opowiada sędzia Górczak.

Prezes nie zaprzecza, że taka rozmowa z sędzią na temat delegacji do Gorzowa miała miejsce. Twierdzi jednak, że wypowiedziane słowa były żartem, ponadto jeśli się chce, wszystko można ze sobą powiązać.

- Tak zgłoszenie na delegację, jak i zgłoszenie mojej kandydatury w procesie nominacji na sędziego sądu okręgowego, były moimi przemyślanymi decyzjami, mającymi na względzie chęć dalszego rozwoju zawodowego. Za nimi nie stoją żadne argumenty pozamerytoryczne, jak choćby sugerowane kumoterstwo. Fakt podpisania przeze mnie listy poparcia dla prezesa sądu okręgowego sędziego Jarosława Dudzicza na stanowisko członka Krajowej Rady Sądownictwa nie miał w tym zakresie żadnego wpływu. Gdyby było inaczej, to z pewnością zgłaszałbym się już na wcześniejsze konkursy związane z delegacjami do Sądu Okręgowego w Gorzowie Wlkp., będąc pewnym swojej wygranej - a tak nie było - informuje prezes Petlik.

Czytaj też: Protest Obywateli RP przed Sądem Najwyższym. Tuleya: Może się wydawać, że jesteśmy bezsilni, ale nie jesteśmy bezbronni

- W mojej ocenie ta delegacja to celowy zabieg i argument używany w procedurze awansowej na stanowisko sędziego do sądu okręgowego, która toczy się przed KRS, a w jej skład wchodzi Jarosław Dudzicz. Sędzia Petlik jako jedyny sędzia z sądu w Sulęcinie poparł sędziego Dudzicza na liście do KRS. Ten temat był szeroko omawiany w mediach, a listy przez jakiś czas były utajnione. Wygląda na to, że teraz on otrzymuje za to nagrodę, natomiast my za swoją działalność i aktywność sędziowską w obronie praworządności będziemy ukarani dodatkowym obciążeniem - komentuje sprawę sędzia Bartłomiej Starosta z Sądu Rejonowego w Sulęcinie.

- Niech każdy sobie wyobrazi, że z dnia na dzień ma wykonywać o ponad 50 procent więcej pracy. Na przykład w 2019 roku sam rozpoznałem ponad 1300 spraw. W tym samym okresie sędzia Petlik rozpoznał około 1000 spraw. Przeliczając to obrazowo na miesiące, to jest taka różnica, jakbym ja pracował 12 miesięcy, a prezes 9 miesięcy w roku. W związku z pandemią w 2020 spraw było mniej, ale praca z powodu wielu utrudnień proceduralnych i organizacyjnych wcale nie była lżejsza - dodaje Bartłomiej Starosta.

Dodatkowe obowiązki

- Po odejściu prezesa każdy z sędziów wydziału cywilnego dostał o około 50 procent bieżących spraw więcej. Do tego dołożono im sprawy, których nie skończył prezes. Była na nich wywierana ogromna presja - mówi Joanna Górczak o swoich kolegach z pracy, którzy obecnie przebywają na zwolnieniach lekarskich. Efektem przeciążenia pracą jest to, że w wydziale cywilnym na tę chwilę nie orzeka nikt.

Sędziowie zgodnie twierdzą, że są zbyt obciążeni i brakuje rąk do pracy. Na wszystkich sędziów w Sądzie Rejonowym w Sulęcinie przypada jeden asystent. Obecnie pracuje on rotacyjnie, każdemu sędziemu pomaga przez tydzień, a kolejnym sędziom w następnych tygodniach.

- Jedyny asystent w sądzie był przydzielony wcześniej do wydziału cywilnego, natomiast w styczniu ubiegłego roku prezes podjął decyzję, że asystent będzie pracował we wszystkich wydziałach. To nie jest dobre rozwiązanie. Tak jak sędzia zna się na sprawach z jednego wydziału, tak też asystent ma pewnego rodzaju specjalizację

- mówi Joanna Górczak.

W sprawie sulęcińskiego wydziału cywilnego interweniował już Rzecznik Praw Obywatelskich, prosząc ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę o wyjaśnienia.

- Musimy jakoś sobie radzić. Pracuję w wydziale rodzinnym, ale gdy jest konieczność, orzekam też w innych. Nie jest to praca na takim poziomie, na jakim bym chciała, bo każdy z nas jest specjalistą w swojej dziedzinie, ale nie mamy wyjścia - idziemy i robimy. Jednak ja też nie jestem w stanie udźwignąć wszystkiego - mówi sędzia Górczak. - Gdy poprosiłam prezesa o pomoc, odwrócił się, nie odpowiedział ani słowa. Nikt się nie zająknie, aby pomóc. Prosiłam prezesa o większą pomoc asystenta, bo on teraz pomaga referendarzowi w pisaniu nakazów, nie dostałam go. Nie jestem fizycznie w stanie pracować i w wydziale cywilnym, i w wydziale rodzinnym.

Jak relacjonuje sędzia Starosta, prezes pisał pisma w trybie nadzorczym, aby w kilkudziesięciu wybranych sprawach podejmować czynności w krótkim terminie, bo za długo czekają.

My mamy jednocześnie po kilkaset spraw na biegu i nie jesteśmy w stanie tego przyspieszyć. Prezes nas ponaglał, co już oznaczało, że nie było dobrze, a mimo to zostawił nas ze swoimi sprawami i jeszcze większym obciążeniem niż w poprzednim roku - mówi.

Prezes Petlik, zapytany o nieprzydzielenie dodatkowej pomocy, odpowiada:

- Niestety, tematyka etatowa pozostaje poza moim zasięgiem. Kilkukrotnie w latach poprzednich zwracałem się drogą służbową o pozostawienie zwalnianych etatów urzędniczych i referendarskiego, co wymagało oczywiście zgody ministra sprawiedliwości. Specyfika małej jednostki, jakim jest tutejszy sąd, powoduje, iż wszelkiego rodzaju wskaźniki opisujące poziom zatrudnienia i limity są niekorzystne. W roku 2020 nie zwracałem się do Ministerstwa Sprawiedliwości o przydział dodatkowych etatów asystenckiego i referendarza sądowego z prostej przyczyny - wpływ spraw zmalał o około jedną trzecią, co również przekłada się na poziom obciążenia pracą nie tylko sędziów, ale i pozostałych pracowników.

Bartłomiej Starosta ma na to prostą odpowiedź. - Wpływ spraw z powodu pandemii zmalał wszędzie, wciąż jednak jest ich bardzo dużo. Porównałem nasz sąd z sądem w Janowie Lubelskim, w którym jest również siedmiu sędziów. W tamtym sądzie jest trzech asystentów sędziów, u nas jest jeden. Spraw przez ostatnie pięć lat, w każdym z porównywanych wydziałów, tam mieli mniej o połowę - mówi. I zwraca uwagę na kolejne powiązania: - Z tego sądu został delegowany do Ministerstwa Sprawiedliwości sędzia Paweł Zwolak, który teraz jest dyrektorem Departamentu Nadzoru Administracyjnego. Gdybyśmy my mieli trzech asystentów, byłoby zupełnie inaczej. W okręgu gorzowskim liczba asystentów przypadających statystycznie na jednego sędziego też jest wyższa niż w sądzie sulęcińskim.

Sędzia odmawia pełnienia obowiązków

Jak relacjonuje sędzia Starosta, prezes Petlik złożył wniosek o delegację pod koniec roku. Następnie zwołał zebranie 28 grudnia, na którym poinformował sędziów - bez żadnych wcześniejszych uzgodnień - że dostał delegację i że albo któryś z sędziów przejmie funkcje przewodniczącego wydziału, albo on zarządzeniem powierzy te obowiązki temu sędziemu, któremu zechce, jednak wówczas tej osobie nie będzie przysługiwał dodatek funkcyjny oraz obniżony do 75 proc. przydział spraw.

- Trzeba rozróżnić powierzenie funkcji przewodniczącego wydziału od powierzenia obowiązków. Prezes Petlik powierzył mi obowiązki przewodniczącego wydziału tak, jakby to można było robić zamiennie. Zrobił to zarządzeniem, bez opinii kolegium, bezterminowo, bez dodatku, ze 100 procentami obciążenia. Na początku roku napisałem pismo do prezesa Sądu Apelacyjnego, że odmawiam pełnienia tych obowiązków. Nie dopuszczałem takiej możliwości, że w naszym sądzie w tak intencjonalny sposób będzie łamane prawo. Niedawno zapoznałem się z opinią dra hab. Jacka Zaleśnego, konstytucjonalisty z Uniwersytetu Warszawskiego, który nie ma wątpliwości, że nie ma prawnej możliwości zmuszenia sędziego do wykonywania innych obowiązków niż obowiązki orzecznicze

- mówi Starosta.

- W styczniu trwała swego rodzaju przepychanka. Akta były mi wielokrotnie przedkładane tak, jakbym pełnił obowiązki przewodniczącego wydziału, natomiast ja je oddawałem, ale w każdym wypadku musiałem napisać adnotację, żeby akta przedłożyć prezesowi sądu, bo ja nie jestem przewodniczącym wydziału. To bardzo destabilizowało mi pracę. Zamiast zajmować się orzecznictwem, musiałem zajmować się biurokracją, bo wiele razy wracały do mnie te same dokumenty - dodaje sędzia.

Sędzia kontra prezes. Pojedynek na argumenty

Sebastian Petlik po raz drugi został prezesem Sądu Rejonowego w Sulęcinie. Nową kadencję rozpoczął w 2019 roku. Pod koniec ubiegłego roku zgłosił się na delegację do sądu okręgowego. - To jest brak konsekwencji i odpowiedzialności. Jeśli prezes sądu planował awans, to nie powinien zgadzać się na nową kadencję - mówi sędzia Starosta.

- Funkcję prezesa pełnię od 1 lipca 2019 roku na kolejną (drugą i ostatnią) kadencję, tak więc upływa ona 30 czerwca 2023 roku, a to z kolei oznacza, iż na delegację zgłosiłem się po upływie ponad 1,5 roku od ponownego podjęcia funkcji

- odpowiada na zarzut Sebastian Petlik.

Sędzia Starosta zwraca uwagę również na inny wątek. Prezes zostawił w sądzie sulęcińskim wszystkie swoje sprawy, które musieli przejąć pozostali sędziowie. Choć praktyka w kraju jest raczej odwrotna, w tym przypadku kolegium sądu okręgowego zwolniło prezesa od dokończenia rozpoczętych spraw.

Prezes twierdzi, że swoją prośbę o zwolnienie z rozpoznania spraw w Sądzie Rejonowym w Sulęcinie oparł o treść art. 47b § 5 Prawa o ustroju sądów powszechnych. Artykuł ten bierze pod uwagę odległość miejsca zamieszkania sędziego od miejsca delegacji lub nowego stanowiska służbowego.

Zobacz: I. Tuleya: Legitymizowałbym bezprawie, gdybym dobrowolnie wziął udział w przesłuchaniu prokuratorskim

Źródło:
TVN 24

Jednak, jak mówi sędzia Starosta, nie jest to odpowiedni argument, zważając na to, że prezes mieszka w Sulęcinie. Ponadto część pozostawionych spraw była już na końcowym etapie. Jak zauważa sędzia, lepiej jest wydawać wyrok w sprawie, którą samemu się prowadziło, przesłuchiwało świadków czy przeprowadzało oględziny. Odstępstwa od tej reguły należą do wyjątków. Nawet może się zdarzyć potrzeba np. powtórzenia przesłuchania świadków.

Z kolei prezes wskazuje: - Biorąc pod uwagę to, iż na styczeń 2021 r. miałem zaplanowane dwie wokandy z dziesięcioma sprawami i zakładając, iż sprawa wyznaczona na wokandzie nadaje się do zakończenia (czyli wydania wyroku lub postanowienia) to właśnie 10 spraw mogło być zakończonych. Jednakże po dokonaniu podziału referatu sędziowie cywiliści w Sądzie Rejonowym w Sulęcinie załatwili tylko jedną sprawę. Okoliczność ta oznacza, iż (...) liczba spraw bliskich ukończenia lub gotowych do merytorycznego załatwienia była znikoma.

Na konflikcie cierpią obywatele

Koronawirus, delegacja prezesa sądu, sprawy kadrowe, ale również konflikt pomiędzy częścią sędziów, a prezesem złożyły się na obecną sytuację w sulęcińskim sądzie. W jej wyniku cierpią także interesanci, których sprawy kurzą się na półkach. Sędziowie również mają dość przepychanki. - Niestety spodziewam się tego, że jak wrócę, to wszystkie sprawy spadną na mnie i może być ich już około 1000 do prowadzenia i rozpoznania - mówi Starosta.

Chcę normalnie orzekać, mieć obciążenie adekwatne do mocy przerobowych. Nie mogę mieć jeszcze więcej obowiązków. Są jakieś granice obciążenia pracą, ale kierownictwo sądów stara się tego nie zauważać. Mogę podkreślić, że również w ubiegłym roku rozpoznałem najwięcej spraw cywilnych, tak więc to nie jest tak, że nam się nie chce pracować. Wręcz przeciwnie, ale doba ma tylko 24 godziny, a do tego nadmierne obciążenie pracą może źle wpływać na jakość wyroków - podsumowuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska