... kiedy właściciel sprzeda je na rzeź. - A przecież to dobre zwierzęta. Potrzebują ludzkiego serca - mówi Ewa Mastyk, szefowa fundacji ratującej konie.
- Te, które trafiają do nas często mają defekty psychiczne, bo ludzie traktują je fatalnie - mówi Krzysztof Skałecki.
Koń z chorobą sierocą
- U jednych występuje choroba sieroca; koń nie potrafi ustać spokojnie podczas jedzenia. Inny atakuje ludzi, gryzie, ale ucieka na widok wideł - przecież skądś mu się to wzięło. Kasztana zaś była wiązana na półmetrowym łańcuchu w pomieszczeniu bez okien - opowiada pan Krzysztof.
- Udało się! Sześć wierzchowców spod Bolesławca trafiło już w prywatne ręce - mówi Ewa Mastyk, prowadząca wojnowską fundację "Centaurus". - Nie przewoziliśmy ich do Wojnowa, tylko od razu oddawaliśmy w ręce dobrych ludzi.
Ten rodzaj wsparcia fundacja nazywa adopcją. Osoba pragnąca ratować konia bierze go do siebie, opiekuje się nim, nawet dożywotnio. Jednakże zwierzę pozostaje własnością "Centaurusa".
Sześć uratownych
- Sześć koni już uratowaliśmy, a osiem jeszcze chcemy wziąć, ciągle ostro pertraktujemy z kupcem - tłumaczy E. Mastyk. - Z naszych funduszy dokładamy ludziom dobrej woli po tysiąc, dwa tysiące złotych, albo chociaż zapewniamy transport, żeby tylko podjęli się opieki.
Na ratunek czeka jeszcze sześć wierzchowców. Pani Ewa jest pewna, że uda się je ocalić! My liczymy na wsparcie czytelników "GL". Niektórzy dzwonią do redakcji pytając do kiedy trwa akcja ratowania przeznaczonych na rzeź rumaków. - Przez cały czas! - odpowiadamy. Teraz ratujemy konie spod Bolesławca, ale w kolejce są następne.
JAK POMAGAĆ FUNDACJI?
(kurz)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?