Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec epoki

Tomasz Czyżniewski
Georg Gottwald
Georg Gottwald
W 1945 r. parafią św. Jadwigi zarządzali dwaj wybitni proboszczowie.

Ostatni niemiecki Georg Gottwald wyszedł naprzeciw wojsk rosyjskich i poinformował oficerów, że miasto nie jest bronione.

W październiku parafię przejął ks. Kazimierz Michalski, później dwukrotnie zmuszony przez władze komunistyczne do opuszczenia miasta.

Ten trudny dzień - wspomnienia Gottwalda

(..) ostatni transport kolejowy z uciekinierami opuścił Zieloną Górę wieczorem 13 lutego. Podobno jednak ten transport został już przez rosyjskie przednie oddziały pancerne ostrzelany i wpadł w ręce Rosjan (…).

Faktem jest, że jeden z ostatnich pociągów z uciekinierami z Zielonej Góry trafił na dworcu głównym w Dreźnie na ten straszny atak lotniczy, przeszło 900 mieszkańców Zielonej Góry straciło tam życie, dużo moich parafian, dobrzy, kochani ludzie. (…)

Noc na Środę Popielcową była okropna, przy tej okropnej pogodzie przez całą noc pędziły przez miasto samochody z głośnikami z okropnym wyciem syren. - Ratuj się, kto może! Miasto jest już okrążone przez wroga - wszystkim grozi pewna śmierć, nikt nie zostanie oszczędzony - ucieczka możliwa już tylko pieszo przez Leśniów Wielki w kierunku Gubina!(..)

Było to naprawdę niezmiernie nieludzkie ze strony ostatnich pozostałych kreatur i Hitlerjungów, żeby w ten sposób, tej strasznej nocy, tych biednych ludzi psychicznie zamęczać na śmierć. Oni, którzy w każdej chwili w swoich samochodach mogli zniknąć, mieli czelność wypędzać ludzi w okropności nocy. Nieliczni, którzy jeszcze poszli, wszyscy stracili życie, jak się okazało w następnych dniach. Co miałem tym ludziom powiedzieć, żeby ich uspokoić? Jakiej rady mogłem im udzielić przy tak wielkiej odpowiedzialności. Mówiłem po prostu: - Ja zostaję, jak wam to zawsze mówiłem. Dziś w nocy Rosjanie jeszcze do miasta nie wejdą, a jutro przyjdziecie wszyscy do kościoła i na plebanię.

(…Około godziny 12.00 zadzwoniła do mnie policja. - Proszę Księdza, słyszeliśmy, że zostanie Pan w mieście? - Tak - Jednak ma Pan ostatnią możliwość, aby się z nami wydostać, w przeciwnym wypadku będzie Pan tego ciężko żałować.
- Ja zostaję!

(…) mijając główne wejście do kościoła poszedłem w kierunku Hoffman-Grau [dziś PKO - red.] i zobaczyłem ludzi uciekających do dużego schronu przeciwlotniczego. Nagle, jak wyrośnięta spod ziemi, stała na ul. Żeromskiego kompania Volksturmu oraz kilku policjantów i naradzali się czy się bronić. Krzyknąłem do nich - Uciekajcie czym prędzej, bo będzie z wami źle.
- Tak uciekajmy
- zawołali i część odmaszerowała (…)

Wróciłem na plebanię. (…) w międzyczasie zaczęło się robić nieprzyjemnie. Słychać było z kilku stron sataniczne wycie i krzyk Rosjan hurra, hurra. Trwało to godzinami, pojedynczo świstały też kule karabinowe rozpryskując się na ścianach domów, również salwy z karabinów maszynowych zamiatały ulice i trafiały w okna. Wszędzie brzęk szkła, okrzyki strachu kobiet i dzieci.

(…) Poszedłem więc ulicą Kupiecką i Wrocławską w górę w kierunku Polskiej Wełny. Żaden z Rosjan mnie nie zaczepiał, krzyczeli tylko swoje "hurra" i zachowywali się jak wyrojone pszczoły. (…) Natrafiłem na wyższych oficerów, wyglądało mi to na sztab. Oficerowie zasalutowali, ja również ich pozdrowiłem zatrzymałem się w ich pobliżu na chodniku. Jeden z nich podszedł do mnie i zapytał łamaną niemczyzną, czy w mieście jest wojsko, czy inna uzbrojona formacja.

Powiedziałem im, że aż do południa w mieście był Volksturm i policja, teraz jednak nic nie ma, mieszkańcy znajdują się w piwnicach. Ruszyliśmy do miasta.
(…) Gdy chciałem wrócić do mojej plebani, wszędzie już natrafiłem na polska milicję (z czerwonymi opaskami). Pili z litrowych butelek wódkę oraz koniak i byli już mocno pijani. Niektórzy obejmowali mnie za szyję i zapewniali: My będziemy czuwać nad kościołem i proboszczem. Ruski proboszczowi nie uczyni żadnej krzywdy!

Faktycznie od tej środy popielcowej [kiedy Rosjanie zajęli Zieloną Górę] aż do nadchodzącej niedzieli popołudniu nie miałem w moim domu żadnych Rosjan, było bezpiecznie i mogliśmy spokojnie spać. Możesz sam rozważyć, co to znaczy, gdy Ci napiszę, że mimo małej ilości Niemców (4000) mieliśmy w pierwszych 2-3 tygodniach około 500 samobójstw. Wyobraź sobie, że szczęśliwym trafem nie było wśród nich żadnego katolika.

(…) Ogólnie powodziło się nam pod Rosjanami dobrze, mimo że stanąłem raz przed sądem wojennym i trzy razy pod ścianą celem rozstrzelania. Można uznać to za dziecinne igraszki w stosunku do tego, co potem nastąpiło pod Polakami.
16 lutego zniknął mój kapłan. Pomimo tego, że zwolniłem go ze wszelkich prac, zgasił się dobrowolnie do Rosjan z posługą kapłańską. Do dzisiaj już nic o nim nie usłyszeliśmy. Podobno jest gdzieś w środku Rosji.

17 lutego 926 mężczyzn z Zielonej Góry zostało wysłanych do robót w głębi Rosji, nikt z nich już nie żyje.

(…) Powrót na Śląsk, po moich tam doświadczeniach, uważam za całkowicie wykluczony. Gdy opuszczałem Śląsk to Polacy zaczęli na cmentarzach usuwać wszystkie nagrobki. Żadne niemieckie nazwisko nie miało więcej głosić, że tu kiedyś były Niemcy.

Fragment listu z 3 sierpnia 1946 r., w którym ostatni niemiecki proboszcz parafii pw. św Jadwigi opisuje zajęcia miasta przez wojska radzieckie 14 lutego 1945 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska