Na pomysł zmiany przepisów wpadli działacze FIVB przy okazji trwających właśnie w Katarze Klubowych Mistrzostw Świata. Zarządzili, iż po przyjęciu zagrywki (czyli w tak zwanym pierwszym tempie) zespół może wykonać atak tylko z drugiej linii (czyli minimum trzy metry od siatki). W kontrach możliwe jest już normalne rozgrywanie.
Co chcieli osiągnąć taką nowinką? Podobno zrodziła się ona w krajach arabskich, marzących o siatkarskich sukcesach, ale dysponujących niższymi i słabiej wyszkolonymi technicznie zawodnikami. Obowiązkowe ataki z drugiej linii miałyby spowodować przedłużenie akcji (będzie mniej ,,gwoździ'' z pierwszej linii), a tym samy wyrównać szanse drużyn z różnych zakątków świata.
- Jeśli FIVB chce przedłużyć spotkania, to lepiej niech wydłuży sety do 35 punktów! - mówi Sławomir Gerymski, przez 18 lat rozgrywający ligowych drużyn i reprezentacji, a obecnie trener Rajbudu GTPS Gorzów Wlkp. - Ja widzę same minusy tego rozwiązania: brak nacisku na dokładne przyjęcie zagrywki, przekwalifikowanie rozgrywających na zwykłych wystawiaczy, położenie nacisku na siłowe ataki kosztem ciekawych rozwiązań technicznych, wreszcie duże niebezpieczeństwo kontuzji, powodowanych przez rozpędzających się z drugiej linii graczy.
Siatkówka - głownie wskutek nacisków telewizji - przeszłą w ostatniej dekadzie ogromną ewolucję. Tradycyjne zdobywanie punktów wyłącznie przy własnej zagrywce zostało zastąpione przez system tie breakowy, zniknął błąd netu przy zagrywce, pojawiła się pozycja libero, a od niedawna zawodnicy mogą także dotykać siatkę - jedynie za wyjątkiem górnej taśmy. Te nowinki na pewno uatrakcyjniły i przyspieszyły grę, lecz pomysł z Dohy nikomu nie przypadł do gustu.
- Przy nowych przepisach praktycznie niepotrzebni są na boisku libero i środkowi bloku - twierdzi Roman Bartuzi, 270-krotny reprezentant Polski, dziś siatkarz drugoligowej Olimpii Sulęcin. - Pierwszego lepiej zastąpić kolejnym atakującym z drugiej linii, a drudzy tylko sporadycznie otrzymują szanse uderzenia z krótkiej w kontrach.
Obserwatorzy meczów w stolicy Kataru mówią zgodnie, że przypomina się im siatkówka, preferowana kiedyś przez reprezentację byłej NRD: z wysokimi wystawami na skrzydła, zupełnym brakiem kombinacji oraz zawsze podwójnym lub potrójnym blokiem rywali. - Wierzę, że ta formuła umrze śmiercią naturalną - wyznaje przyjmujący PGE Skry Bełchatów Bartosz Kurek. - Do działaczy światowej federacji mam tylko jeden apel: panowie, nie zabijajcie piękna naszej gry!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?