Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszmarem włoskiego obozu pracy zajmie się ambasada. Wyrwą Polaków z opisanego przez nas piekła

Wojciech Olszewski 68 387 52 87 [email protected]
fot. Archiwum
W poniedziałek i wtorek pisaliśmy o dramatycznej sytuacji Polaków na włoskiej plantacji mandarynek. Po naszych publikacjach sprawą natychmiast zajęła się policja. Do akcji ruszyła też ambasada.

Przypomnijmy. W poniedziałek w publikacji "Dwaj mężczyźni uciekli z włoskiego obozu pracy" opisaliśmy losy Wiktora z Nowej Soli i Dariusza z Nowego Sącza, którzy zgłosili się do naszej nowosolskiej redakcji. Obaj dzięki ogłoszeniu na telegazecie trafili do Marina do Sibari, nadmorskiej miejscowości w południowej Kalabrii, około 600 km od Rzymu.

Na plantacji mandarynek, gdzie liczyli na niezły zarobek, panowały tragiczne warunki. W hotelu na ścianach był grzyb, podłoga była zalana, brakowało ciepłej wody. - Zamiast wypłat dostawaliśmy kilka euro dziennie na wyżywienie. Magda, nasza "opiekunka", przywiozła nam raz 10 bochenków chleba, 2 kg pomidorów i kazała się tym podzielić. A nas było 26 osób - opowiadał Dariusz. Wiktor mówił, że "obozem" rządzili ludzie włoskiej "familii" w czarnych okularach: - Jak ktoś im podskoczył, to znikał w tajemniczych okolicznościach.

Po tej publikacji zgłosił się do nas mieszkaniec Żagania, kolejny uciekinier z Marina do Sibari. - W pracy bez przerwy ktoś nad nami stał i nas upominał. Straszono nas, że jak będziemy się stawiać, spotka nas krzywda - opowiadał, dodając, że spotkał tam mieszkańców Żar, Żagania i Słubic.

Wczoraj nie milkły telefony od czytelników. - Mój syn Stanisław też wyjechał do pracy na plantacji mandarynek. Wyjazd organizowała jakaś Magdalena. W waszym artykule pojawia się to samo imię... Gdy dzwoniłam do niego, często nie odbierał. Odpisał sms-em, że pracuje od wczesnego rana nawet do pierwszej w nocy. Od soboty jednak nie odezwał się - mówiła zaniepokojona pani Wiktoria z Głogowa. Inni pytali o szczegóły, troszcząc się o los swoich bliskich w innych regionach Półwyspu Apenińskiego.

Policjanci nie czekali na oficjalne zgłoszenie. Poprosili nas o pomoc w dotarciu do tych, którzy uciekli z Włoch. - Poszkodowane osoby zwykle zastanawiają się, czy zgłosić to policji. Obawiają się lub wstydzą. Postanowiliśmy pierwsi wyciągnąć do nich rękę - tłumaczył wczoraj Grzegorz Osiński z wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. - Jesteśmy już umówieni z panem Wiktorem na spotkanie. Mamy kontakt z większym kręgiem osób, które miały do czynienia z nieuczciwymi pracodawcami z Włoch. Ze wszystkimi rozmawiają już nasi specjaliści od spraw handlu ludźmi.
Pan Wiktor z Nowej Soli przez telefon rozmawiał z osobami, które nadal są we Włoszech.

- Z ich relacji wiem, że artykuł "Gazety Lubuskiej" został szybko przefaksowany do pani Magdy, organizatorki pracy. Wynikła tam jakaś awantura. Ale wkrótce też podjechał tam autobus przysłany przez polską ambasadę. Zabrał 16 osób, które przeniesiono do innego hotelu. Wkrótce ludzie mają wrócić do Krakowa, a potem pojadą do swoich domów - relacjonował nam wczoraj nowosolanin.

Jego informacje o zlikwidowaniu "obozu pracy" potwierdziła nam wczoraj polska ambasada w Rzymie. - Dotarł do nas sygnał z tego rejonu. Konsulat podjął działania dla dobra obywateli - mówił nam konsul Wojciech Biliński, ale nie chciał zdradzić szczegółów "dla dobra ludzi i prowadzonego śledztwa".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska