W najdziwniejszym sezonie w historii żeńskiej ekstraklasy KSSSE AZS PWSZ zajął szóste miejsce. Ze względu na skład drużyny i organizacyjne układanie naszego klubu na nowo, już sam awans do ćwierćfinału mistrzostw Polski był wydarzeniem. W play offie akademiczki z Gorzowa odpadły wprawdzie po trzech meczach, ale faworyzowana Wisła Can-Pack Kraków musiała się solidnie napocić, aby przedłużyć swe marzenia o obronie złotego medalu.
- Przed sezonem postawiliśmy sobie za cel zajęcie szóstej lokaty. To było ambitne zadanie, bo po pierwsze, znaliśmy naszą trudną sytuację, a po drugie, nie wiedzieliśmy, jak wygląda ona w innych klubach. W trakcie rozgrywek wyszły też inne kwestie, takie jak długie przerwy między kolejkami - stwierdził trener KSSSE AZS PWSZ Dariusz Maciejewski.
Wpływ na notoryczne pauzy miało wycofanie się aż czterech ekip. Jeszcze przed inauguracją ligi z elitą pożegnały się zespoły z Łodzi, Brzegu i Leszna. Drugi raz trzeba było zmieniać terminarz po tym, jak w trakcie sezonu "zgasło światło" w Rybniku. Zdarzało się więc, że akademiczki nie grały nawet przez trzy tygodnie, co kiedyś - zwłaszcza w euroligowych czasach - praktycznie nie miało miejsca.
Mimo to nasza drużyna odniosła sukcesy wszędzie tam, gdzie tylko było to możliwe. Komplet zwycięstw z ekipami z miejsc VII-X dał nam udział w play offie. Warto też pamiętać, że dopóki akademiczkom starczało tchu, dzielnie broniły swojego terenu (choć nie tylko) w meczach z czołówką. Dysproporcja sił (w domyśle węższy skład naszych) między KSSSE AZS PWSZ a CCC Polkowice, wspomnianą Wisłą Can-Pack, Artego Bydgoszcz, Energą Toruń i Matizolem Liderem Pruszków była jednak zbyt duża, abyśmy mogli dowieźć prowadzenie w kilku meczach z tymi rywalami.
- Niektóre pojedynki zapamiętamy jako dające nadzieję na lepszą przyszłość, ale niektóre jako srogą lekcję. Warto utrwalić sobie jedne i drugie, bo wszystko to, co z nich wynieśliśmy, przyda się za kilka miesięcy. A błędy postaramy się wyeliminować - ocenił gorzowski szkoleniowiec.
Nie ma co ukrywać, że nasza kadra była podzielona na dwie grupy. Doświadczoną tworzyły zawodniczki zagraniczne i Polki-seniorki. Prawie do żadnej z nich nie można mieć pretensji, bo każda zagrała na tyle, na ile potrafiła. Młoda amerykańska rozgrywająca Ariana Moorer godnie zastąpiła wracającą po urlopie macierzyńskim Katarzynę Dźwigalską. Jedynie w potyczkach z faworytkami "Ari" spisywała się poniżej oczekiwań. Strzałem w dziesiątkę było też sprowadzenie środkowej Sybil Dosty, która wzmocniła KSSSE AZS PWSZ na tablicach. Ostatnia z zawodniczek zza Oceanu, drugi z centrów Chineze Nwagbo, od razu zdobyła serca kibiców, będąc mocnym punktem od pierwszego do ostatniego pojedynku.
Wśród Polek słabszy sezon zaliczyła Agnieszka Skobel, ale usprawiedliwiają ją studia. A także to, że rywalki miały na nią baczniejsze oko, przez co reprezentantka Polski nie mogła w pełni pokazać nieprzeciętnych umiejętności. Nowy nabytek Agnieszka Makowska zaczęła bardzo przeciętnie, ale w drugiej rundzie i play offie była już nie tylko waleczna, ale i skuteczniejsza. Niesamowitą ambicję ekspoznanianki gasiły jednak przewinienia, przez co zawodniczka kilka razy kończyła spotkanie przed czasem. Nic specjalnego nie pokazały za to Aleksandra Drzewińska i - o dziwo - Claudia Trębicka. Tak jakby rola zmienniczek była szczytem ich potencjału.
W drugiej grupie znalazły się juniorki, które dopiero wchodziły na ekstraklasowy pułap. Te ostatnie nabierały praktyki głównie w drugoligowym zespole rezerw oraz rozgrywkach młodzieżowych. To dlatego przez pierwszą część sezonu Maciejewski miał utrudnione zadanie, bo zmiany w trakcie meczów były jakościowo gorsze. Za to po Nowym Roku zwłaszcza Katarzyna Jaworska i Magdalena Szajtauer rozwinęły skrzydła, co dobrze wróży na kolejne lata.
- Bardzo dobrze, że młodzież zaczęła wchodzić do zespołu. Czasami brakowało im jeszcze odwagi i pewności siebie. Za to umiejętności już mają spore. Myślę, że trener spokojnie może na nie stawiać w następnym sezonie - przyznała Skobel.
Podobnego zdania jest kapitan akademiczek. - W naszej drużynie, nawet wtedy, gdy grałyśmy w Eurolidze, zawsze ta młodzież była. Im silniejszy był skład, tym tych minut zaliczała mniej, ale w meczach ze słabszymi rywalkami też dostawała swoje szanse. To już taka gorzowska tradycja, a w tym roku również siła naszego klubu - uważa Dźwigalska, która też zaczynała jako młoda dziewczyna i rok po roku pięła się w hierarchii. - Fajnie, że juniorki stopniowo się rozwijają, choć nie ma co ukrywać, że duży wpływ miała na to obecna sytuacja w klubie. To jednak słuszna droga. Powinniśmy je ogrywać i w następnym sezonie pokusić się z nimi o kolejną poprawę miejsca w ekstraklasie.
Czy jest na to szansa? W czwartek odbędzie się walne zebranie sprawozdawcze członków AZS PWSZ. Być może już wówczas poznamy jakieś plany. Znając determinację zarządu i trenerów, na pewno kibiców nie czeka sezon o przysłowiową pietruszkę. Oczywiście, wiele zależy od pieniędzy. Dlatego już teraz trwa mobilizacja wśród sponsorów, by budżet był w miarę szybko domknięty. Wówczas zielone światło dostanie Maciejewski, który tradycyjnie będzie odpowiedzialny za budowę kadry.
Na dziś ważne, długoletnie kontrakty ma młodzież. W Gorzowie zostaje też Dźwigalska. Ofertę dostała również Skobel, ale nasi działacze liczą się z tym, że reprezentantkę Polski w końcu złowi bogatszy klub, niekoniecznie z Polski.
Kibice wierzą też, że z KSSSE AZS PWSZ nie odejdą nasza najlepsza koszykarka minionego sezonu, czyli Nwagbo oraz Makowska.
- Będziemy chcieli wzmocnić zespół, ale wszystko zależy o pieniędzy - podkreśla trener. - Bardzo ważna jest też w tym wszystkim rola miasta. Wielkim sukcesem naszego klubu jest docenienie nas przez władze Gorzowa. Koszykówka znalazła się w gronie pięciu dyscyplin, na które miasto stawia. Dla nas to duży krok do przodu i mocny argument.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?