Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszykarski szlagier nie rozczarował. W Zielonej Górze Stelmet pokonał Anwil

mk
Z piłką Łukasz Koszarek
Z piłką Łukasz Koszarek Mariusz Kapała / GL
Stelmet BC Zielona Góra - Anwil Włocławek 82:74 - to wynik piątkowego meczu w Zielonej Górze (16 grudnia). Były emocje, walka i kolejne zwycięstwo. Anwil grał dobrze przez trzy kwarty, lecz w ostatnich dziesięciu minutach mistrzowie Polski wrzucili wyższy bieg i zwyciężyli.

Pojedynki Stelmetu z Anwilem zawsze dostarczają kibicom wiele emocji. Nie inaczej było i w piatek, 16 grudnia, w zielonogórskiej hali. Rywal, dysponujący w tym roku mocną i wyrównaną kadrą, niezbyt dobrze wszedł w sezon. Kibice zarzucają podopiecznym trenera Igora Milicicia, że nie potrafią wygrywać z silniejszymi ekipami. Jednak pokonać mistrza, w jego własnym domu, jest bardzo trudno. Ostatnia ligowa porażka Stelmetu BC miała miejsce... 11 czerwca 2014 roku w finale z Turowem Zgorzelec.

Zielonogórzanie tradycyjnie słabo weszli w mecz. Jest to chyba największa bolączka mistrza Polski, który nie potrafi złapać właściwego rytmu od pierwszych minut spotkania. W pierwszej części gry szalał Tyler Haws. Amerykanin na początku kwarty miał na swoim koncie już 11 punktów. Nasi rozkręcali się bardzo powoli, ale dość szybko odrobili kilkupunktową stratę, dzięki dobrym rzutom Nemanji Djurisicia i Jamesa Florence’a.

Pierwszy raz na prowadzenie Stelmet wyszedł w 12 minucie. Efektownym wsadem akcję zakończył Adam Hrycaniuk, który jeszcze niedawno był przecież łączony z Anwilem. Gra była bardzo wyrównana, a wynik zmieniał się niemal po każdej udanej akcji. Mocną bronią podopiecznych trenera Artura Gronka, po raz kolejny w tym sezonie, były rzuty za trzy punkty. Dobrze prezentował się Thomas Kelati, który brał na swoje barki odpowiedzialność za grę zespołu.

Po dwóch kwartach na minimalnym prowadzeniu znajdowali się gospodarze. Wynik 38:37 zwiastował ogromne emocje w dalszej części spotkania.

Michał Chyliński nie zapomniał jak zdobywa się punkty w Zielonej Górze, ale Nemanja bardzo szybko odpowiedział tym samym. Kiedy wydawało się, że przewaga mistrzów Polski powinna rosnąć, w poczynania naszego zespołu wkradła się nerwowość. Proste błędy i większa liczba strat spowodowała, że w 25 minucie goście wrócili na prowadzenie 50:46.

Przebieg spotkania wskazywał na to, że kibiców czeka kolejna zacięta końcówka. Żaden z zespołów nie potrafił odskoczyć na większą liczbę punktów. Przed ostatnią kwartą Anwil prowadził 60:58.

Wszyscy w niesamowitym napięciu śledzili poczynania obydwu zespołów, które zagwarantowały widowisko stojące na wysokim poziomie. Po trójce Kelatiego mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie 65:64. To był mecz na jaki czekaliśmy w wykonaniu byłego reprezentanta Polski. Podejmował dobre decyzje, rzucał celnie i mądrze rozprowadzał piłkę między swoimi kolegami. Później punkty dorzucili wysocy: Julian Vaughn i Vladimir Dragicević, a przewaga Stelmetu urosła do ośmiu punktów.

Chwilowy przestój w grze Anwilu zielonogórzanie wykorzystali po mistrzowsku. Fantastyczną asystą popisał się Kelati, a Vaughn efektownie zapakował piłkę do kosza. To zagranie pobudziło publiczność w CRS-ie.

Włocławianie próbowali odrabiać straty, ale w decydujących momentach drżały im ręce. Spowodowane to było dużo lepszą obroną zielonogórzan. Mistrzowie Polski kontrolowali przebieg ostatnich akcji i zasłużenie wygrali kolejne spotkanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska