Mistrzowie Polski w kilku ostatnich spotkaniach Polskiej Ligi Koszykówki nie grali po mistrzowsku. Dlatego po słabiutkich meczach m.in. z Legią Warszawa i Asseco Gdynia, kibice w Wielką Sobotę przygotowali im kąśliwe powitanie. Wywiesili na trybunach aż cztery transparenty, manifestując swoje niezadowolenie wobec kiepskiej gry. Hasła „Z okazji świąt życzymy sobie drużyny z jajami”, albo „To ma być obrona? No bez jaj!!!” – oddawały nastroje panujące na widowni hali CRS. Były jeszcze takie napisy: „Nie róbcie jaj z kibiców!” i „ Are you soft? Or hard?”.
Twardej gry w obronie i nieustępliwej, ambitnej postawy w ataku, doczekaliśmy się jednak dopiero w drugiej kwarcie, bo początek spotkania należał do gości. Po „trójkach” m.in. Urosa Mirkovicia – gracza zielonogórskiej drużyny w sezonie 2011/12 – lublinianie prowadzili w 7 min 14:8. Zielonogórzanie, tak jak w poprzednich meczach, w obronie zostawiali rywalom zbyt dużo swobody. W efekcie przyjezdni wygrali pierwszą kwartę 22:20.
Na początku drugiej odsłony meczu znów trafiał Uros Mirković, dlatego Start prowadził jeszcze w w 14 min (29:27). Chwilę później był remis, ale zielonogórzanie wyraźnie przyspieszyli, a co ważniejsze poprawili skuteczność. Swoje wielkie chwile miał Martynas Gecevičius. W ciągu niespełna dwóch minut trzykrotnie trafił za trzy punkty, Stelmet prowadził 40:34.
Drugą połowę gospodarze otworzyli po mistrzowsku, w hali CRS znów można było usłyszeć głośne owacje kibiców. Szczelna obrona, szybka gra w ofensywie, efektowne „wjazdy” pod kosz – to była miła dla oka koszykówka. W trzy i pół minuty Stelmet zdobył 13 punktów, a nie stracił ani jednego – było 58:37. Do końca trzeciej kwarty miejscowi „dowieźli” 20-punktową przewagę. Później kontynuowali dobrą grę, a po meczu z trybun popłynęło do koszykarzy, niesłyszane dawno w Zielonej Górze - „dziękujemy”.
- Jestem bardzo zadowolony z naszej gry, wreszcie widać było energię – powiedział Andrej Urlep, trener Stelmetu. – Pokazaliśmy to, czego nie było w poprzednich meczach. Byliśmy zespołem, dlatego wygraliśmy mimo, że drużyna z Lublina grała bardzo dobrze. Pokazaliśmy to, jak powinniśmy grać zawsze. Nie mógł pomóc nam James Florence, bo jest kontuzjowany. Na siłę mógłby zagrać, ale nie chcieliśmy ryzykować.
Thomas Kelati, zdobywca 15 punktów (100 proc. skuteczności), dodał: - Ostatnio skupiliśmy się na naszym podejściu do gry. Zrobiliśmy wszystko, żeby znów grać razem. Udało się, świadczy o tym m.in. naszych 31 asyst.
STELMET ENEA BC ZIELONA GÓRA – TBV START LUBLIN 94:72
KWARTY: 20:22, 25:15, 28:16, 21:19.
Stelmet: Dragicević 20, Kelati 15 (2), Koszarek 15 (1) Zamojski 3 (1), Savović 3 oraz Gecevičius 18 (4), Mulić 13 (1), Hrycaniuk 4, Mokros 3, Hernandez 0.
Start: Mirković 19 (4), Washington 11 (3), Dutkiewicz 10 (3), Lewis 8, Szymański 1 oraz Gospodarek 9 (1), Czerwonko 5, Reynolds 4, Kowalski 3 (1), Zalewski 2, Ciechociński 0, Pelczar 0.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?