Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kot z naszego Bytomia błysnął w samej Brukseli

Krzysztof Kołodziejczyk 0 68 324 88 70 [email protected]
Mój udział w brukselskich Open Days rozpoczął się międzynarodowym, gastronomicznym skandalem. Węgrzy chcieli mi sprzedać... gołąbki i bigos.

Za pięć euro! Mój kulinarny patrityzm nie zdzierżył. I wyszedłem

Przed tygodniem w Brukseli odbyły się Open Days (w wolnym przekładzie dni otwarte), czyli prezentacja doświadczeń regionów z całej Unii Europejskiej i nie tylko, bo nie zabrakło również przedstawicieli Chin czy Brazylii. Zjechało ponad 5 tys. gości z 32 krajów, zaprezentowało się 217 miast i regionów. Wśród nich, po raz pierwszy w imprezie, nasza mała ojczyzna - województwo lubuskie.

Debiut nie wypadł źle. Lubuskie nie odstawało od reszty świata, ba odnotowaliśmy nawet prestiżowy, winiarski sukces, którego zazdrościli nam inni.

Prezydent spóźnił się z interwencją?

Impreza nie przypominała typowych targów, na których regiony prezentują się z tym, co mają najlepsze. To bardziej spotkania robocze, konferencje i dyskusje, wymiana doświadczeń.

Oczywiście zdarzały się wyjątki, takie jak namiot węgierski, w którym można było posłuchać muzyki, czy napić się wina i piwa. Do tego momentu piszę spokojnie, ręce mi się jeszcze nie trzęsą, kontroluję oddech. Teraz to się zmieni, bo Węgrzy serwowali gościom... bigos i gołąbki. Od tego, co zobaczyłem na talerzu Madziarów oniemiałem.

Pomyślałem, że "ukradli" nam gastronomiczną tożsamość, i że to jakiś międzynarodowy skandal. Już chciałem dzwonić do mamy, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, komisarzy unijnych, europarlamentarzystów i "Pudliszek", ale przypomniałem sobie, że przecież oniemiałem. Po prostu wyszedłem.
Dziś myślę, że mój niemy krzyk usłyszano w kancelarii prezydenta RP.

Niestety, kiedy prezydent Lech Kaczyński wyczarterowanym samolotem przyleciał do Brukseli, po namiocie węgierskim nie było już śladu i głowa państwa musiała wziąć udział w jakimś szczycie UE. Później, kiedy przemyślałem swoje postępowanie, doszedłem do wniosku, że jest to jednak zgodne z duchem wspólnej, zjednoczonej i równej Europy.

Jeśli ja mogę zjeść w Zielonej Górze "bratwursta" to dlaczego Węgier nie może gołąbka...?

Liberadzki ocalił polskie koleje

Po epizodzie węgierskim humor poprawił mi nasz szczeciński eurodeputowany Bogusław Liberadzki (poseł do Parlamentu Europejskiego z okręgu lubuskiego i zachodniopomorskiego), który został najlepszym posłem w kategorii transport. Konkurs MEP Awards 2008 co roku organizuje prestiżowy "Parliament Magazine".

Nominacje w szesnastu kategoriach zgłaszają określone branżowe środowiska z całej Europy np. organizacje pozarządowe zajmujące się rolnictwem, kulturą czy polityką regionalną. Liberadzki pokonał Johanesa Bloklanda z Holandii i Reinharda Racka (Dania). Autor bon motu, że "transport jest sexy" zasłynął tym, że uratował polskie koleje przed katastrofą gorszą niż obecny kryzys finansowy.

Chodzi o blokadę unijnej dyrektywy, która miała nakładać na towarowych przewoźników karę 75 euro za każdy kilogram ubytku w ładunku - W przypadku polskich kolei byłyby to kary przewyższające wartość ładunku - mówi Liberadzki, który nagrodę odbierał na bankiecie w słynnym hotelu Renaissance.

Pani komisarz sławi nasze wino

Były też typowe prezentacje. Na 5. i 6. piętrze budynku Komitetu Regionów na Investors Cafe (w wolnym tłumaczeniu kawka z inwestorem) w ramach tzw. wiosek tematycznych (zdrowie, energia, badania i innowacje, środowisko i transport) regiony mogły prezentować swoje walory.

Nasza - Lubuszan - wioska nazywała się energia. Nasz punkt bardzo poprawny. Znalazłem tam przegruby katalog z informacjami o terenach inwestycyjnych w całym województwie, do tego broszurka "Lubuskie szanse w kontekście europejskiej dyrektywy o energii odnawialnej". Mam ostatnio problemy ze snem, więc chętnie sięgnąłem. Niestety, na stoisku lubuskiego nie było śladu po żadnych długopisach (podobno zeszły).

Na Investors Cafe wszystkie stoiska wyglądały identycznie. Północna Islandia, regiony Hiszpanii, Lazio, woj. lubuskie, mazowieckie, miasto łódź. Wszystkie przygotowała UE. W głowie zapala się lampka folderomanii, po przejściu kilku wiosek skończyło się tym, że o mało nie musiałem dopłacać do biletu za nadbagaż.
Ale w tym miejscu trzeba odnotować sukces. Przy stoisku woj mazowieckiego, miła blondynka pyta skąd jestem - Lubuskie - odpowiadam z dumą.

- A pani komisarz Danuta Hübner była na waszym stanowisku dwa razy. Mówiła, ze pija wina z lubuskich winnic - mówi blondynka a ja żałuję, że nie słyszą tego Węgrzy. Mazowieckie zresztą też nam zazdrości - Niestety do nas Pani komisarz nie dotarła - mówi dziewczyna.

Nasze pierwsze wrażenie

Mnóstwo działo się na workshops (warsztatach). W jednym z takich spotkań mieliśmy swój udział. W "łorkszopie" nr 08C42 wystąpienie miała Arisa Jaz, dyrektor departamentu LRPO w Urzędzie Marszałkowskim, która na przykładzie naszego województwa miała mówić o funduszach strukturalnych, które wspierają promocję turystyki w regionie.

Miała mówić, ale nie wyszło. Mówiła o projektach związanych z turystyką, które wykonano za pieniądze z Brukseli, ale ani słowa jak to wpłynęło na turystyczną promocję województwa.

Z wystąpienia można się było dowiedzieć, że specyfika lubuskiego polega np. na tym, że mamy bliżej do Berlina niż do Warszawy, jesteśmy jedynym regionem w Polsce, które jest w połowie pokryty lasami i że niektórzy żartują, że to dzięki bazom armii radzieckiej, jesteśmy dziewiczym terenem.

Wystąpienie dyrektor utrzymane w konwencji kroniki filmowej. - Gdzieś pośród lasów ukryte jest 500 jezior, kilka strumyków i pięknych rzek. - mówiła Arisa Jaz. - Lasy są pełne skarbów takich jak: dzikie zwierzęta, ptaki i rośliny a lubuskie jest rajem dla aktywnych ludzi - przekonywała. Lubuskie to również "królestwo runa leśnego" - Na każdym kroku można znaleźć dzikie grzyby takie jak: borowik, kurka, sowa - mówiła dyrektorka.

Ale zachwalała również lubuskie winnice i mówiła o odnowieniu Seminarium w Paradyżu czy gorzowskiej katedry.

W tle cały czas lasów wyświetlano zdjęcia grzybów, winogron, piwnic z winami. Na koniec dyrektorka mówiła o Bytomiu Odrzańskim, którego atrakcją jest legenda sprzed wieków, o kocie, który odprowadza pijanych do domu. - Dzisiaj kot cały czas opiekuje się mieszkańcami Bytomia i każdym turystą, który odwiedzi miasto i lubi napić się lokalnego wina i piwa - zakończyła Arisa Jaz.

Wicemarszałek Elżbieta Polak, która uczestniczyła w "łorkszopie": - Dobrze, że jest tu województwo lubuskie. Uważam, że powinniśmy być otwartym regionem, zobowiązuje nas do tego położenie. Liczy się pierwsze wrażenie a to my jesteśmy tym pierwszym wrażeniem kiedy wjeżdża się do Polski. Trochę przesadziliśmy z tymi lasami, prezentacja była przydługa i mało dynamiczna, ale pokazaliśmy kilka możliwości finansowania turystyki z fundusz europejskich - oceniła Polak.

P.S. Co ciekawe legenda o kocie z Bytomia jest zmyślona przez zmyślne władze i liczy jakieś dwa lata. Poszła w Europę i promuje Bytom Odrzański bez żadnego udziału funduszy europejskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska