Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krótki film o... poszukiwaniu miedzi. To raczej dramat, ale z happy endem

Dariusz Chajewski
Jan Wyżykowski z wiertnikami przy otworze S-1. Na fotografii znajdziemy również kierownika wiercenia Ferdynanda Wronę oraz E. Rycza (w berecie)
Jan Wyżykowski z wiertnikami przy otworze S-1. Na fotografii znajdziemy również kierownika wiercenia Ferdynanda Wronę oraz E. Rycza (w berecie) Archiwum KGHM
23 marca 1957 roku w rdzeniu wiertniczym wydobytym z głębokości 655 metrów w Sieroszowicach dostrzeżono czarną skałę... Oto początek dziejów KGHM. W roli głównej wystąpił Jan Wyżykowski

Ta historia idealnie nadaje się na scenariusz filmu. Jak powinien się zacząć? Może od sceny, jak młody mężczyzna wpatruje się w mikroskop. Nagle na jego twarzy pokazuje się uśmiech, a może raczej niedowierzanie. Zrywa się z krzesła i biegnie do mniej więcej 40-letniego mężczyzny w okularach z okrzykiem: „Jeeest!”.

A może ten okrzyk wydadzą robotnicy na wiertni, którzy 23 marca 1957 roku pod Sieroszowicami wydobyli rdzeń wiertniczy z głębokości 655 metrów. Krzyczą, bo widać na nim połyskujące okruchy. Miedź?! Mamy deszczową sobotę, błocko, breja, w pobliżu typowa, „zapyziała” wieś.

Mogłaby to być również scena, gdy ten znany nam już 40-letni mężczyzna śpiewa arię operową Nadira z „Poławiaczy pereł” Bizeta po to, aby skłonić młodego geologa do wspólnej pracy.

Albo gdy wraca ze spuszczoną głową do mieszkania i ze strachem nadsłuchuje kroków na schodach... To mogą być tylko funkcjonariusze UB. W każdej chwili mogą załomotać i aresztować go za sabotaż na szkodę Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Gorączka miedzi

W każdej z tych scen w roli głównej występuje Jan Wyżykowski. Postać o niezwykłej biografii. Podjął naukę w seminarium duchownym, kształcił się na śpiewaka operowego u profesora Bronisława Romaniszyna. Edukację muzyczną przerwała choroba gardła, po której podjął studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim, które z kolei przerwał wybuch II wojny światowej. Podczas okupacji pracował w Ubezpieczalni Społecznej w Krakowie, a po wojnie studiował na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie...

Sierpień 1954 r. Jan Wyżykowski (w środku) śledzi formację miedzionośną cechsztynu
Sierpień 1954 r. Jan Wyżykowski (w środku) śledzi formację miedzionośną cechsztynu Archiwum KGHM

Na początku 1951 roku Wyżykowski trafił do Państwowego Instytutu Geologicznego, do Wydziału Rud, gdzie zajął się poszukiwaniem złóż rud miedzi na Dolnym Śląsku. W latach 1951-1954 prowadził badania w niecce śródsudeckiej, w okolicy Kamiennej Góry, a następnie w pasie od Głuszycy do Słupca. Jednocześnie w latach 1951-1952 brał udział w opracowywaniu odwadniania poniemieckich kopalni koło Złotoryi na terenie tzw. starego zagłębia miedziowego.

Przed 1945 rokiem Polska nie miała żadnych udokumentowanych złóż miedzi o gospodarczym znaczeniu, toteż na-tychmiast doceniono „odziedziczone” po Niemcach dolnośląskie kopalnie. Już w 1946 roku przyjechali tutaj geolodzy i górnicy, aby przejąć poniemieckie zagłębie. W 1949 roku powołano zakłady górnicze, ale wcześniej trzeba było kopalnie odwodnić i wyremontować. W 1950 roku pierwszy wagon rudy wyjechał z kopalni Lena w Wilkowie, Konrad i Lubichów ruszyły trzy lata później, a w Nowym Kościele wydobywano rudę miedzi już w 1955 roku...

Obliczono, że złoże zajmuje obszar 175 km kw., a jego szacunkowe zasoby to 1 364 652 tys. ton rudy zawierającej 19 339 tys. ton miedzi

Kopalnie tego tzw. starego zagłębia miedziowego zaspokajały jedną piątą potrzeb naszego kraju. I trudno się dziwić, że właśnie w najbliższej okolicy, bo w rejonie Bolesławca, szukano nowych złóż. Oczywiście o możliwości występowania rudy miedzi dalej na północ od starego zagłębia dyskutowano od jakiegoś czasu, ale była to raczej teoria – i to w klimacie pobożnych życzeń zarówno polskich, jak i wcześniej niemieckich naukowców. Wiercenia przed 1945 rokiem prowadzili Niemcy, m.in. w okolicy Wrocławia, ale bez powodzenia. Po 1945 badania na tym terenie prowadził geolog prof. Józef Zwierzycki, który stwierdził, że całkiem prawdopodobne jest, iż na północ od Wrocławia mogą występować złoża ropy naftowej i rud miedzi. W 1951 roku rozpoczęto nawet poszukiwania w środkowej części Sudetów, ale wobec braku efektów szybko z nich zrezygnowano.

Pech goni pech

Jednak już dwa lata później postanowiono przeszukać tereny między Bolesławcem i Głogowem, a zaplanowanie wierceń zlecono właśnie Wyżykowskiemu. Przewidywał on konieczność wykonania sześciu otworów o głębokości 400-750 m, ale ze względu na brak funduszy wykonano tylko trzy wiercenia: w Gromadce, Gaikach i Ruszowicach. I od razu pech. W czasie tych dwóch ostatnich rozpadł się sprzęt i prace zakończono raptem na głębokości 480 metrów, czyli, jak później się okazało, zabrakło jakichś 280. I się zaczęło – połączenie polskiego „piekiełka” z komunistycznym podejściem do gospodarki. Padały zarzuty marnotrawienia społecznych pieniędzy, a nawet sabotażu, „sprawą inżyniera Wyżykowskiego” zajął się nawet UB. I pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie to, że miedź była budującej socjalizm Polsce potrzebna – stąd nacisk władz na znalezienie nowych źródeł czerwonego metalu. Zwłaszcza że występowanie łupka miedzionośnego stwierdzono przy okazji poszukiwań ropy naftowej. Trwały dyskusje między praktykami i teoretykami, a Wyżykowski, na poły nielegalnie, robił swoje. I właśnie w jednym z tych „nielegalnych” otworów, w Sieroszowicach, 23 marca 1957 roku, z otworu S-1 na głębokości 655,9-658,7 m, wiertnicy wydobyli rdzeń, w którym widać było czarną skałę z połyskującymi drobinami. I pomyśleć, że za sam pomysł szukania miedzi w okolicy Polkowic i Lubina okrzyknięto go szaleńcem.

Trzeba wierzyć, że można

„Kiedyś, jako młody chłopak, chciałem być astronomem – wspominał Andrzej Rydzewski, geolog, współodkrywca złóż rud miedzi. – Pewnego dnia wpadła mi w ręce książka profesora Jana Samsonowicza „Geologia”. I kiedy ją przeczytałem chyba od razu podjąłem decyzję o zamianie... nieba na ziemię. Rozpocząłem studia geologiczne. (...) I los się do mnie uśmiechnął. Postawił mnie obok Jana Wyżykowskiego. Pozwolił z nim pracować i uczyć się od niego. Sprawił, że jako pierwszy wiosną 1957 roku zobaczyłem pod mikroskopem to, na co tak długo czekaliśmy. Kiedy pobiegłem do Jana z informacją o tym, że miał rację, że udało się, i że to wszystko ma wielki sens – byłem spełnionym facetem. A później, wbrew wielu złym zdarzeniom i nie do końca dobrym ludziom, wiedziałem zawsze, że trzeba wierzyć, że można”.

Jan Wyżykowski ogląda próbkę
Jan Wyżykowski ogląda próbkę
Archiwum KGHM

I tutaj dalej możemy „oglądać” nasz film. Jak wspominają świadkowie tych wydarzeń, Wyżykowski najpierw znieruchomiał, by po chwili wrzucić rdzenie z wiercenia do bagażnika wysłużonej warszawy, wskoczyć za jej kierownicę i pokonać nią 500 kilometrów dzielących odwiert od stolicy. Zawartość rudy określono na 1,4 proc. miedzi. Sześć miesięcy później ekipa Wyżykowskiego znalazła w Lubinie, na głębokości ponad 600 m, rudę o jeszcze wyższej zawartości metalu. Tutaj Wyżykowski ponownie złamał przepisy. Otwór poszukiwawczy S-19 wiercony był starym aparatem wiertniczym KAM-500. Kiedy głębokość odwiertu zbliżyła się do 600 m, nakazano wstrzymanie robót. W naszym kraju nie znano bowiem wówczas technologii wydobycia miedzi z takiej głębokości. Nie posłuchali...

Jednak na tym walka się nie skończyła. Kolejne kilka lat zajmuje Wyżykowskiemu przekonanie niedowiarków, że złoża są wystarczająco bogate, aby można je było eksploatować w opłacalny sposób przez kilkadziesiąt lat. Na początku kwietnia 1959 roku, po dwóch latach od wielkiego odkrycia, Wyżykowski wraz z zespołem przygotował dokumentację geologiczną złoża. Wynikało z niej, że na 24 wykonane odwierty w 18 natrafiono na miedziową mineralizację. Obliczono również, że złoże zajmuje obszar 175 km kw., a jego szacunkowe zasoby to 1 364 652 tys. ton rudy zawierającej 19 339 tys. ton miedzi. To największe w Europie złoże rud miedzi, wokół którego powstanie wkrótce Nowe Zagłębie Miedziowe. W 1964 roku opracował „Generalny projekt poszukiwań złóż miedzi”. Jego realizacja pozwoliła mu w 1971 roku obliczyć zasoby perspektywiczne rud miedzi na północ od wspomnianego złoża, na głębokości 1200-1500 m.

Teoretycznie nastał czas święcenia triumfów. Tylko teoretycznie. W styczniu 1964 roku, po odkryciu razem z zespołem rud miedzi w Sieroszowicach i Lubinie, Wyżykowski opracował „Generalny plan poszukiwań złóż rud miedzi”, a rok później obronił rozprawę doktorską pt. „Zagadnienia miedzionośności cechsztynu na tle budowy geologicznej strefy przedsudeckiej”. Mimo to odkrywca popada w niełaskę, gdy nie chce partyjnych urzędników dopisać jako współautorów kolejnych badań i osiągnięć. Oskarżano go nawet, że nie jest to wynik jego badań, ale dotarł do ukrytej, przedwojennej dokumentacji niemieckiej... W 1974 roku zwolniono go z pracy w PIG i tym samym stracił możliwość kontynuowania poszukiwań. Został poinformowany, że jego stanowisko „zostaje powierzone specjalistom o szerszych horyzontach i odpowiedniej dynamice”. 29 października tego roku Wyżykowski zmarł na zawał serca.

Człowiek, który jest symbolem

W 1960 roku w Lubinie powstało przedsiębiorstwo państwowe Zakłady Górnicze „Lubin” w budowie, które miało zająć się wydobyciem i przetwórstwem miedzi wydobytej ze złóż Wyżykowskiego. Jednocześnie wcielono w skład KGHM dwie kopalnie miedzi w Sudetach ze starego zagłębia miedzionośnego. Zakłady te przekształcono 1 maja 1961 roku w Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi w Lubinie, którego zadaniem była budowa kopalń, zakładów wzbogacania rud, hut miedzi oraz zakładów pomocniczych i zaplecza socjalnego. W 1968 roku dobiegła końca budowa kopalni „Lubin” i „Polkowice” oraz modernizacja Huty Legnica. Rozpoczęto budowę Huty Głogów, a pod koniec lat 60. geolodzy odkryli w miejscowości Rudna nowe, jeszcze bogatsze złoża miedzi...

W Sieroszowicach Wyżykowski wynajmował pokój w domu państwa Lelickich. Pani Natalia tak wspominała ten czas: „Był bardzo skromny, miał niewielkie wymagania. Kiedy chciał herbaty albo kawy, a akurat w domu nie było wody, sam biegał z wiaderkiem do studni. Czasy były takie, że na sklepowych półkach brakowało wielu towarów. Gdy przyjeżdżał, zawsze coś nam przywoził. Raz nawet prawdziwego szampana. W Sieroszowicach świetnie pamiętają, że ulubionym daniem pana Jana były pierogi. Przysmak ten stał się tradycyjną potrawą podawaną podczas uroczystości związanych z rocznicami odkrycia polskiej miedzi, które odbywają się w miejscowej Izbie Pamięci”...

I może to mogłaby być ostatnia scena naszego filmu. Starsi wiekiem ludzie i młodzi górnicy przy dźwiękach operowej arii jedzą ruskie pierogi. Bowiem na odkrycie i udokumentowanie złoża rudy miedzi wpływ miała praca badawcza wielu geologów i pracowników technicznych, którzy zapoczątkowali pełną sukcesów historię KGHM.

Dlaczego zatem na bohatera tego filmu wybraliśmy Wyżykowskiego? Bo jego biografia pokazuje, że do odkrycia rzeczy, które dziś uważamy za zwykłe, normalne, potrzebni byli ludzie niezwykli. Ludzie z pasją i wiarą... Bo i taka jest historia KGHM.

Bo może być jeszcze taka scena finałowa. Spotkanie towarzyskie. Ludzie ze wsi Sieroszowice, robotnicy z wiertni, geolodzy. Wśród nich Wyżykowski, który mówi głosem pełnym zapału, niemal kaznodziei. Że tutaj będzie kopalnia, a Sieroszowice, Polkowice staną się bogate i zjadą tutaj tysiące ludzi z całej Polski, aby wydobywać miedź...

Czytaj też: KGHM zainwestuje w Hutę Legnica

W kopalni KGHM można spotkać... rapera [WIDEO]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska