Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krym - tutaj warto się wybrać

Aleksandra Łuczyńska [email protected]
Na Krymie wiele jest cichych i spokojnych miejsc, w których można odpocząć z dala od turystów (fot. Aleksandra Łuczyńska)
Na Krymie wiele jest cichych i spokojnych miejsc, w których można odpocząć z dala od turystów (fot. Aleksandra Łuczyńska)
Warunek jest jeden: omijajcie szerokim łukiem biura podróży. Wakacje na Krymie, podobnie jak każde inne, mogą być niezapomniane pod wieloma względami. Kto powinien odwiedzić ten niezwykły zakątek?

Na pewno wszyscy żądni wrażeń, miłośnicy klimatów pachnących dość mocno czasami PRL, ale i orientalnej egzotyki. Półwysep Krymski to prawdziwa mieszanka kulturowa.

W jednym mieście spotkamy jasnowłosych Rosjan i Ukraińców, pokazujących w pełnej krasie szpaler złotych zębów, z nieodłącznymi reklamówkami z nadrukiem firmy Boss, kobiety, na widok których, każda fanatyczka mody z Zachodniej Europy, dostałaby spazmów, ale także niezwykle przystojnych Tatarów o ciemnej cerze, czarnych włosach i oczach.

Nie ma jak pociąg

Chociaż Krym jest częścią Ukrainy, rzadko słyszy się tu ukraiński. Nawet jeśli spróbujecie rozmawiać w tym języku, raczej mało kto was zrozumie albo będzie udawał, że nie rozumie. Krym jest prorosyjski i po rosyjsku można dogadać się tutaj wszędzie.

Ludzie są przyjaźnie nastawieni do przyjezdnych, chociaż tak jak w każdym innymi miejscu na świecie, zdarzają się też mnie sympatyczni. Jak się dostać? Od 2009 roku szybko i tanio wylatując z Katowic do Kijowa, a stamtąd do Symferopola - stolicy Półwyspu. Ale prawdziwą atrakcją jest podróż pociągiem. Za bilet Warszawy do Symferopola zapłacimy ok. 250 złotych, będziemy jechać ok. 35 godzin, ale tej wyprawy nie zapomnimy do końca życia.

Od integracji ze współpodróżującymi Ukraińcami czy Polakami, po budzące zdziwienie dywaniki w korytarzach pociągu - wrażenia są naprawdę bezcenne. W sypialnianych wagonach będziemy mogli napić się herbaty z wysokich szklanek w złotych koszyczkach, posłuchać swojskiego disco z radia, ale też... porządnie wyspać.

Łatwe przemieszczanie

Sezon na Krymie rozpoczyna się w czerwcu i trwa do września. Najwięcej turystów przyjeżdża tutaj w lipcu i sierpniu, dlatego, aby uniknąć tłoku i nie przepłacać, warto wybrać się tam w drugiej połowie września. Co zwiedzać?

Dwa tygodnie to zdecydowanie za mało, żeby zobaczyć wszystko, co warte jest obejrzenia. Z pewnością siedzenie w jednym i tym samym mieście byłoby barbarzyństwem. Najlepiej wybrać sobie wcześniej 3 - 4 miejsca, które chcielibyśmy zwiedzić - przewodników, które nam do tego posłużą, jest bez liku. Świetną skarbnicą informacji jest oczywiście internet.

Przemieszczanie się ułatwia znakomicie sieć połączeń komunikacyjnych między poszczególnymi miastami. Mankamentem może być jedynie fakt, że aby dostać się np. z Jałty do Bakczysaraju lub z Sudaku do Ałuszty - trzeba wrócić do Symferopola, który jest bazą wypadową (samo miasto to raczej słaba atrakcja turystyczna).

Bilety najlepiej kupować w kasie na dworcu biletowym (tuż obok restauracji Mc Donald's), nie dajmy się zwieść obietnicom taniego transportu oferowanego przez wszędobylskich kierowców małych busów, którzy dosłownie zdzierają pieniądze z turystów.

Różne są kwatery

Noclegi. Nie ma sensu ich rezerwować. Na każdym dworcu autobusowym, w każdym choćby najmniejszym mieście, spotkamy ludzi, którzy będą nas zapraszających nas do swoich kwater. Ich standard bywa różny, ale o tym za chwilę.

Ceny są przystępne, chociaż nie zawsze adekwatne do tego co nam oferuje gospodarz, ale co tam. Nie podróżuje się po to, aby spać czy spędzać godziny w łazience.

W ubiegłym roku swoją krymską wędrówkę ze znajomymi rozpoczęłam od Bakczysaraju. Dotarliśmy tam po kilkudziesięciogodzinnej podróży pociągiem i równie męczącej, choć nieco krótszej, jeździe autobusem, dlatego nie byliśmy wybredni. Po krótkich negocjacjach, zgodziliśmy się na nocleg u kobiety, która środkiem drogi paradowała beztrosko w szlafroku. Prawdopodobnie był to jej wyjściowy strój...

Bakczysarajskie noce

Na pokoje, w jakich nas zakwaterowała, ledwie rzuciliśmy okiem, bo zaraz trzeba było iść "w miasto”. Dopiero po powrocie okazało się, że toaleta w łazience jest zaklejona taśmą, wodę do umycia trzeba grzać w wielkich wiadrach, a same oblucje wykonywać nad zwykłą, plastikową miską (wanna okazała się atrapą)...

Była to jednak, jak się potem okazało, jedna z najgorszych kwater, w jakich mieliśmy okazję nocować. Swego rodzaju zadośćuczynieniem był sam Bakczysaraj, który jest przepiękny. Niesamowite wrażenie, szczególnie tuż przed zapadnięciem zmroku, robią ogromne skały otaczające miasto.

Mnóstwo tu restauracji prowadzonych przez muzułmanów, którzy nie serwują alkoholu, podają za to pyszne jedzenie. Od cziburioków (placki smażone w głębokim tłuszczu nadziewane mięsem, serem lub pomidorami) po gołąbki z liści winogron i wiele innych smakołyków. Warto tu zwiedzić m.in. pałac Chana, grób Izabeli Potockiej czy przepiękne skalne miasta.

Inaczej niż w Karkonoszach

Dalszym etapem naszej podróży była Ałuszta. Jedyny powód, dla którego zostaliśmy tam dłużej niż 5 minut, był fakt, że właśnie z tego miasteczka najłatwiej dostać się na "mickiewiczowski” Ajudah czy Czatrydah lub Demeredżi. Poza tym Ałuszta odpycha. Krótko mówiąc: śmierdzi.

Plaże wzdłuż i wszerz są wybetonowane! Co ciekawe, nawet gdybyśmy chcieli plażować, to trudno byłoby znaleźć bodaj skrawek miejsca do rozłożenia ręcznika. Bo turystów jest całe mnóstwo. To drugi, zaraz po Jałcie, co do wielkości, popularności, a także cen, kurort na Krymie.

Warto jednak znieść ten zgiełk i brzydotę miasta i wybrać się na górskie szlaki, na których można spotkać stado dzikich koni lub zobaczyć obozowisko pastuszków i podziwiać do woli zwalające z nóg widoki A przy tym nie natknąć się na jednego bodaj turystę, co w naszych Karkonoszach byłoby cudem!

Jałta na bogato

Wyżej wspomniana Jałta to miejsce warte odwiedzenia choćby dla poczucia, że było się w miejscu, gdzie kilkadziesiąt lat temu zapadały decyzje ważne dla granic powojennej Europy (mowa oczywiście o słynnej konferencji jałtańskiej).

Ceny, niestety, nie są już tak przystępne jak w innych miastach, ale w końcu na odpoczynek przyjeżdżają tu najbogatsi Rosjanie. Nam udało się znaleźć tani nocleg u przemiłej kobiety, właścicielki dumnego perskiego kota, która snuła opowieści o tym, jak wiele lat temu brała udział w budowie Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Na pożegnanie zdradziła nam przepis na nalewkę z czarnej rzepy, która idealna jest na przeziębienie. Bo tacy są właśnie ludzie, jakich można spotkać na Krymie. Weseli, uśmiechnięci i zawsze skorzy do pomocy.

Po Jałcie przyszła pora na Sudak (w języku rosyjsjkim sudak to sandacz), gdzie leniuchowaliśmy do końca urlopu. Największą atrakcją tego miasta jest twierdza genueńska. Stamtąd warto też wybrać się na zwiedzanie zatok w Nowym Świecie, czy do Koktebla. To chyba jedne z najpiękniejszych miejsc w całej Republice.

Wszystkie smaki Krymu

Na Krymie wskazane jest objadanie się tutejszym nabiałem. Śmietana, jogurt czy choćby majonez nie mają sobie równych. Twarogi, bez cienia strachu, można kupować na wagę wprost z rąk producentów, czyli miejscowych babuszek handlujących swoimi wyrobami na targu.

W restauracjach godne polecenia są wyżej wspomniane cziburioki, pelmieni (rodzaj pierożków) czy marchewka po koreańsku(!) mocno doprawiona czosnkiem. Nie mniej pyszne są ryby, słodka paklawa czy pilaw. Bo kuchnia krymska to kuchnia prawdziwie międzynarodowa. Łączy w sobie smaki dań ukraińskich, tatarskich, ormiańskich czy rosyjskich.

Czym popijać? Ano wódką oczywiście albo pysznym winem. Smak tego krymskiego jest niezapomniany. Podobnie jak smak wszystkich chwil spędzonych w tym uroczym zakątku świata.

 

 

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska